Witajcie serdecznie!
Bardzo Was przepraszam, że rozdział opublikowany jest dopiero w sobotę, a nie w piątek jak to było w zwyczaju, jednak jestem teraz w mieszkaniu w Warszawie, a nie w domu rodzinnym i mam słaby Internet. Zapraszam Was serdecznie na już 6 (!) rozdział opowiadania: Dług wdzięczności.
Całuję Was,
Leksia
Był poniedziałek. Hermiona kolejny dzień siedziała w
szpitalu. Była przejęta tym, co przez weekend działo się u nich w pracy. Mieli
czterech nowych pacjentów: jeden po jakiś czarnomagicznych klątwach, co od razu
zgłosiła do ministerstwa, drugi, który złamał rękę, a ktoś nieudolnie usunął mu
kość, dokładnie tak samo jak Gilderoy Lockhart w czasie drugiego roku nauki w
Hogwarcie, trzeci z rozszczepioną przy teleportacji ręką i czwarty po spotkaniu
z jakimś magicznym zwierzęciem. Także mieli sporo roboty. Poza tym na oddziale
leżała jeszcze Narcyza Malfoy, która dzisiaj powinna się wybudzić. Jej
parametry życiowe były w normie, wszystko dobrze się goiło, więc czekali tylko
aż otworzy oczy. Panna Granger pomimo wolnego weekendu spędziła w szpitalu
prawie cały czas. Teleportowała się do mieszkania tylko po to, żeby nakarmić
Krzywołapka, umyć się i przebrać. Spała w wolnych chwilach w gabinecie na
kanapie.
Była zaskoczona upartością i zawziętością Malfoya, który
spędzał w Mungu tyle samo czasu co ona. Wychodził tylko coś zjeść w baru
szpitalnym, umyć się, ubrać i spać, chociaż z tym ostatnim średnio mu
wychodziło. Z tego co zaobserwowała sypiał w dzień, kiedy ona była przy jego
matce lub Blaise i Pansy, ale trwało to maksymalnie trzy godziny i był z
powrotem. Dopytywał ją o każdy ruch palca matki, czy jest prawidłowy i czy tak
powinno być. Stał przy szybie, przez którą patrzył na nią i rozmyślał nie
wiadomo o czym. Jego twarz nie wyrażała nic, tak samo jak stalowe, puste i
obojętne oczy. Mimo zmęczenia, które wyrażało się tym, że pił hektolitry kawy z
jej ekspresu, to nic więcej nie mogła powiedzieć na temat tego, co blondyn
czuje. Oczywiście nie chciała go nawet o to pytać, bo przecież i tak nic by jej
nie powiedział, bo z jakiej racji?
Hermiona wróciła wspomnieniami do sobotniego ranka, czyli
następnego dnia po trafieniu pani Narcyzy na jej oddział. Przez noc na
szczęście nic się nie wydarzyło, pielęgniarka ani uzdrowiciele nie budzili jej,
za co dziękowała Merlinowi, bo w końcu mogła się wyspać. Około godziny siódmej
podniosła się z kanapy i najciszej jak tylko potrafiła, tak aby nie obudzić
śpiącego na łóżku pod oknem Malfoya, zaklęciem złożyła swoje posłanie.
Wiedziała, że ta noc była dla niego ciężka. Mężczyzna po jej obudzeniu spał
spokojnie. Jego twarz wyglądała jak rzeźbiona, blada i bez wyrazu. Jego naga
klatka piersiowa unosiła się powoli i potem z tą samą prędkością opadała. Nogi
miał przykryte cienką kołdrą. Jedna ręka znajdowała się pod głową, a druga
wystawała za łóżko i zwisała swobodnie. Widziała na przedramieniu wyblakły już
Mroczny Znak, który był „prezentem” dla Malfoya na wkroczenie w grono
śmierciożerców. Panna Granger spoglądała
na niego przez dłuższą chwilę, aż w końcu mężczyzna odwrócił się do niej
plecami i wciągnął powietrze głośno. Na jej policzki wskoczył szkarłatny
rumieniec, jakby ktoś złapał ją w dzieciństwie na podglądaniu całujących się
rodziców. Odwróciła wzrok i podeszła do szafy, z której wyjęła zapasowe
ubranie: szary, długi i gruby sweter z golfem, który nosiła jako sukienkę oraz
brązowe, płaskie botki. Wyjęła również kosmetyczkę i z rzeczami udała się do
łazienki dla pacjentów, gdzie wzięła krótki prysznic, zrobiła makijaż i umyła
zęby. Włosy, które zaklęciem wyprostowała spięła w wysoki kucyk. Przejrzała się
w lustrze i opuściła miejsce, udając się z powrotem do gabinetu. Wczorajsze
ubrania wsadziła w torbę i zaklęciem wysłała je do swojego mieszkania. Ponownie
podeszła do szafy i wyjęła fartuch, który założyła oraz stetoskop, który
zawiesiła na szyi. Usłyszała kroki po korytarzu, zatem musiał zaczynać się
poranny obchód uzdrowicieli i pielęgniarek, do którego dołączyła. Po przejściu całego
oddziału, po sprawdzeniu stanu zdrowia pacjentów oraz spotkaniu z magomedykami
poszła do szpitalnej kuchni, skąd wzięła dwie porcje śniadania i udała się na
szóste piętro. Było już po dziewiątej, kiedy weszła do swojego pokoju. Położyła
talerze na biurku, które zaklęciem posprzątała tak, aby poza tym nic na nim nie
było, po czym w ekspresie zrobiła dwie duże kawy: podwójne espresso oraz
cappuccino. Miała dobre wyczucie czasu, bo akurat Malfoy przekręcił się w jej
stronę i otworzył oczy. Może do jego nozdrzy doleciał zapach ulubionej kawy?
- Granger tak od razu śniadanie do łóżka? Rozumiem, że
spędziliśmy razem noc, ale nie obiecuj sobie za wiele z mojej strony. Moja
matka wyjdzie ze szpitala i nie będę tutaj spał – powiedział kpiąco i usiadł na
łóżku. Dopiero teraz zwróciła uwagę na jego mięśnie. Idealnie wyrysowany
sześciopak na klatce piersiowej. Na jej twarz po raz kolejny wskoczył
rumieniec. Jego ciało wyglądało jak z okładki mugolskiej gazety dla nastolatek.
Ani Krum, ani tym bardziej Ron takiej nie miał. Zrobiło jej się naprawdę
gorąco, choć to może przez gruby sweter?
- Nie gadaj głupot Malfoy. Wolałabym spać z Bazyliszkiem lub
ze szczurami niż z tobą – warknęła i usiadła do tymczasowego stołu. Blondyn
uśmiechnął się szyderczo i wstał ze swojego łóżka, by po chwili usiąść
naprzeciw niej przy biurku i zacząć jeść śniadanie oraz popijać je kawą.
- Byłaś u mojej matki? Wszystko z nią w porządku? – zapytał
biorąc łyk napoju. Hermiona przerwała jedzenie omleta i serwetką wytarła usta.
- Tak, całą noc czuwały przy niej pielęgniarki. Wszystko
jest w jak najlepszym porządku – odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko. Resztę
śniadania spędzili w ciszy, a Hermiona starała się patrzeć wszędzie, byle nie
na blondyna, który siedział bez koszuli naprzeciw niej.
Te można powiedzieć dogryzki Malfoya stały się jedyną ku
zdziwieniu miłą odskocznią jej dnia. Może te kpiące zdania nie miały tego na
celu, jednak dla niej były czymś śmiesznym. Ten arystokrata miał bardzo wysokie
mniemanie o sobie, myślał, że chciałaby wskoczyć mu do łóżka jak jakaś pusta
lala. Grubo się mylił. Hermiona Granger nie była jak wszystkie inne. Miała swój
charakter, potrafiła się odgryźć, potrafiła być chamska i wredna, ale często
płakała i tańczyła z winem do smutnych piosenek. Cóż… chyba każdy tak czasem
ma. Kiedyś musi odreagować i wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje.
Zaskoczeniem byli dla niej też przyjaciele blondyna, którzy
przychodzili do Munga co najmniej dwa razy dziennie i albo zastępowali go przy
Narcyzie, albo stali koło niego w ciszy i tak samo patrzyli w śpiącą kobietę.
Wiedziała, że jej przyjaciele zrobiliby to samo, ale wydawało jej się, że
Parkinson, Malfoya i Zabiniego nie łączyły tak silne relacje. Może to niezbyt
dobre podejście, ale była prawie pewna, że Ślizgoni myślą tylko i wyłącznie o
sobie i o swojej dobrej pozycji, a nie przejmowali się tym, czy ktoś z nimi
jest, czy nie. Jednak nie miała racji. Parkinson i Zabini skoczyliby za
Malfoyem w ogień, tak samo jak za nią Harry i Ginny.
Hermiona wyrzuciła wszystkie myśli ze swojej głowy i już z
trzeźwym umysłem weszła do sali, gdzie leżała pani Malfoy. Kobieta od rana
coraz częściej ruszała palcami u rąk i u nóg. To był dobry znak, że niedługo
się obudzi. Panna Granger podeszła do blondwłosej kobiety i po kilku
machnięciach różdżką, powiedziała głośno, że za chwilę pani Narcyza się obudzi.
Dwie pielęgniarki oraz magomedyk stanęli na około łóżka kobiety, a Hermiona
spojrzała na Malfoya, Parkinson i Zabiniego, którzy stali za szybą. Blondwłosy
miał ręce w kieszeni czarnych spodni. Nie miał na sobie marynarki ku jej
zdziwieniu, a biała koszula, której rękawy podwinął odsłaniała Mroczny Znak.
Lekarka wysłała mu delikatny uśmiech i skinęła głową. Po chwili przeniosła
wzrok na kobietę, która zaczęła otwierać oczy.
- Dzień dobry. Czy wie pani, gdzie pani jest? – zapytała
rutynowo Hermiona i zaklęciem przywołała do siebie kartkę, podkładkę i
długopis. Musiała wszystko starannie zanotować.
- Czy to jakiś szpital? – odpowiedziała pytaniem na pytanie,
po tym jak się rozejrzała.
- Czy pamięta pani jak się nazywa? – zapytał medyk, który
również miał kartkę i coś do pisania.
- Narcyza Malfoy, z domu Black. Czemu tutaj jestem?
- Pani Narcyzo, miała pani wypadek. Potrącił panią
rozpędzony samochód. Pani syn przyniósł panią tutaj, była pani w krytycznym
stanie, ale teraz już jest dobrze – powiedziała powoli Hermiona, pisząc coś na
kartce.
- Hermiona Granger? – zapytała Narcyza Malfoy, a jej oczy
nie kryły zdziwienia. Przyglądała się pani ordynator bardzo uważnie.
- Tak. Jestem tutaj ordynatorem. Jeżeli to dla pani jakiś
problem, to mogę zawołać dyrektora szpitala, który… - zaczęła, jednak przerwała
jej pacjentka.
- Czy mogę porozmawiać z synem? – zapytała patrząc prosto w
szybę, w której widziała Dracona, Blaise’a oraz Pansy.
- Jak tylko skończymy wywiad lekarski z panią, to tak –
odpowiedziała jedna z pielęgniarek.
Ocena stanu zdrowia pani Malfoy trwała około dwudziestu
minut. Sprawdzali jej wszystkie parametry i pytali co czuje w czasie badań.
Hermiona mimo tego, że wydawała się być tu i teraz, to jednak była nieobecna. W
jej głowie chodziło tylko to, jak bardzo oberwie jej się, że to akurat ona
zajmowała się tą czarownicą czystej krwi. Ona… z mugolskiego domu, szlama,
według blondynki znacznie niższa rangą czarodziejów, dotykała jej ciało. Ale co
miała innego zrobić? Powiedzieć, że nie zajmie się nią, bo jest szlamą?
Przecież nikt by jej na to nie pozwolił. W razie czego tak będzie to
argumentować. Chyba nie ma innego wyjścia.
Kiedy wywiad się skończył medycy opuścili pokój Narcyzy i
wpuścili do niego Dracona Malfoya, któremu powiedzieli, że nie może jej
przemęczać i że może posiedzieć u niej maksymalnie dziesięć minut.
Draco obserwując budzącą się Narcyzę czuł w środku ogromną
radość, choć nie pokazywał tego na zewnątrz. Wystarczyło, że w piątek jego
maska spadła chyba gdzieś w restauracji i pokazał swoją słabość, pokazał łzy i
smutek. To nie był silny Malfoy, którego wszyscy znali, a wiele z nich się go
bało. Jednak kiedy w piątek zobaczył swoją matkę, która była w krytycznym
stanie bał się… cholernie bał się, że straci jedną z osób, na którym mu zależy.
Nie był na to gotowy. Jego idealny plan na życie ległby w gruzach, gdyby jej
nie było. Wiedział, że matka jest dla niego kimś ważnym, przecież to ona go
urodziła i wychowała. Może nie mogłaby być autorką poradnika, jak być najlepszą
matką na świecie, ale to nie zmieniało faktu, że była jego matką. Pamiętał z lat,
kiedy był jeszcze dzieckiem, że Narcyza poświęcała mu dużo uwagi. Ojciec od
zawsze zajmował się interesami. Jedyne co zostało pozytywnego we wspomnieniach
Dracona z ojcem to była nauka latania na miotle. Miał wtedy może z sześć lat.
Ojciec kupił mu miotełkę dla dzieci i pokazywał mu najpierw jak ją przywołać do
siebie, potem jak usiąść, aż w końcu pod jego kontrolą wbił się w powietrze, a
przynajmniej wtedy tak się wydawało Malfoyowi Juniorowi. Czuł się jakby
szybował razem z ptakami po niebie, choć tak naprawdę był zaledwie metr nad
ziemią. Z Narcyzą miał wiele pozytywnych wspomnień: nauka jazdy na rowerze,
wspólne jeżdżenie na Pokątną i czytanie książek o Hogwarcie. Oczywiście to było
tylko kilka przykładów, ale te zapamiętał najdokładniej. Matka codziennie na
dobranoc czytała mu fragmenty książek opowiadających o Szkole Magii i
Czarodziejstwa, by potem opowiadać o jej własnych wspomnieniach ze szkoły.
Uwielbiał to. Kiedy nadszedł dzień, aby pojechać po raz pierwszy do Hogwartu,
aby zacząć się tam uczyć, czuł jakby był tam już któryś raz. Jego matka tak
starannie opisywała wszystko, że nowe miejsce nie było dla niego czymś
strasznym. Pamiętał też naukę jazdy na rowerze. Ojciec niechętnie kupił mu
mugolski rower, kiedy zobaczył go na wystawie w jakimś sklepie. Lucjuszowi
przez głowę nie przeszło, że będzie zniżać się do poziomu mugoli, aby uczyć
syna jeździć na ich środku transportu, więc wtedy wkroczyła do akcji Narcyza,
która za młodu również miała rower. Wsadziła pod siodełko trzon kijka i
początkowo przez kilka chwil prowadziła syna po ogrodzie posiadłości Malfoy
Manor, by potem, kiedy syn nie zdawał sobie sprawy wyciągnęła kijek, a Draco
sam jechał. Kolejnym pozytywnym wspomnieniem były wycieczki na ulicę Pokątną.
Ojciec nigdy nie miał czasu albo ochoty z nimi tam jeździć. Chodził z matką do
księgarni Esy i Floresy wybierając książki, bo bardzo lubił czytać. Potem
obowiązkowo szli na lody do lodziarni Floriana Fortescue, by następnie udać się
do sklepu Madame Malkin, gdzie kupowali szaty na różne okazje. Matka często
zabierała go też na słodkości do Sugarpluma, gdzie kupowała mu wszystko co
chciał, aby mógł poczęstować Blaise’a z którym przyjaźnił się od młodych lat.
To kojarzyło mu się zawsze z beztroską. Jednak po rozpoczęciu nauki, ojciec
zajął się jego wychowaniem wpajając mu surowe zasady: wyższości nad innymi
czarodziejami, nietolerowaniu szlam, umiłowaniu zła i Lorda Voldermorta.
Lucjusz był surowy: często na niego krzyczał, rzucał na niego klątwy. Pamiętał
kiedy pierwszy raz dostał zaklęciem Crucio. Miał wtedy tylko 13 lat.
Wrócił na przerwę świąteczną do domu i przywiózł niezaliczone wypracowane od
McGonagall. Ojciec się wściekł i rzucił na niego klątwę. Draco był zły, że jego
matka stała obok i nic nie zrobiła. Tylko patrzyła na niego ze łzami w oczach.
Potem takie sytuacje stały się codziennością, kiedy był w domu. Ojciec rzucał
na niego zaklęcia, a matka stała z boku i patrzyła. Potem to zrozumiał. Nie
mogła nic powiedzieć, nie mogła nic zrobić, bo Lucjusz był tyranem. Bił nie
tylko Dracona, ale i ją. Ona zawsze dostawała, za to, że nie wychowała dobrze
syna. Była pod jego presją, prawie tak jakby rzucił na nią Imperiusa.
Była posłuszna Lucjuszowi, robiła wszystko co chce. Bała się go, to było
zrozumiałe. Kiedy Malfoy Senior trafił do Azkabanu, Narcyza zmieniła się. Miała
siłę do życia i dobrze dogadywała się z synem, który wybaczył jej to, że zawsze
stała obok i nigdy nie zareagowała. Kiedy była operowana myślał tylko o tym,
żeby Merlin nie zabierał jej tak szybko. Wiedział, że chciała mieć wnuki i dobrą
synową, choć on sam jeszcze nie chciał się z nikim wiązać na stałe, a za
dziećmi raczej nie przepadał. Chciał ją zabrać w różne miejsca, pokazać, że
świat mugoli, którym brzydził się Lucjusz, nie jest wcale taki zły. Mają np.
dobre knajpy z jedzeniem. Chciał zaprosić ją do tańca na własnym ślubie. Prosił
Merlina, żeby jej życie się nie kończyło… Na szczęście ten średniowieczny
czarodziej wysłuchał jego próśb i leżała tam na sali z otwartymi już oczami.
Kiedy Granger pozwoliła mu wejść do środka wyjął ręce z
kieszeni, wyprostował się dumnie i szybkim krokiem wszedł do sali, by usiąść
koło jej łóżka na krześle. Podniósł jej bladą dłoń i złożył na niej pocałunek,
na co kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj matko. Dobrze się czujesz? – zapytał z troską, a
jego oczy się zeszkliły. Przy niej mógł być sobą.
- Witaj synu. Czuję się o wiele lepiej, kiedy cię widzę –
odpowiedziała słabym głosem i podniosła rękę, aby zewnętrzną stroną dłoni
wygładzić jego policzek. – Dziękuję ci, że mnie tutaj przyniosłeś. Gdyby nie
ty, to zapewne już bym nie żyła.
- Ja tylko cię przyniosłem, to Granger i inni magomedycy cię
uratowali, im zawdzięczasz swoje życie, matko – powiedział spokojnie i złapał
jej rękę w swoją dłoń.
- Co tu robi Granger? – zapytała po chwili cicho, jakby nie
chciała, aby usłyszała ją pielęgniarka, która siedziała w drugim pokoju.
- Granger jest tutaj ordynatorem, zarządza tym oddziałem.
Kiedy przyniosłem cię tutaj, od razu ją zawołałem, bo wiedziałem, że tutaj
pracuje. Okazało się, że właśnie kończyła całodobowy dyżur i miała wychodzić do
domu, jednak gdy ciebie zobaczyła od razu wydała polecenia wszystkim i kazała
zawołać najlepszych uzdrowicieli tego szpitala, aby cię ratować. To Granger
zajęła się tobą. Potem przez te trzy dni, kiedy spałaś siedziała w szpitalu
pomimo wolnego i doglądała, czy na pewno dobrze się tobą zajmują. Zadbała o
profesjonalną opiekę dla ciebie. Zaproponowała też mi, abym znalazł dobrą
klinikę, do której będę mógł cię wysłać, kiedy się wybudzisz, jednak widząc
starania całego personelu, uważam, że to zbędne – odpowiedział spokojnie i
powoli, tak aby wszystko zrozumiała. W końcu była świeżo po operacji i
wszystkich innych rzeczach, których nazw Draco już nawet nie pamiętał.
- Naprawdę? To ona się mną zajęła? – zapytała kobieta, a jej
oczy się zaszkliły. – Po tym wszystkim co doświadczyła od naszej rodziny? Od Ciebie, od Belli, od śmierciożerców?
- Tak matko – odpowiedział krótko.
Po niedługiej chwili pielęgniarka wyszła ze swojego pokoju i
kazała opuścić salę Malfoyowi, mówiąc, że jego matka musi teraz dużo
odpoczywać. Draco ponownie ucałował ją w dłoń i pożegnał się. Cieszył się, że z
Narcyzą już wszystko w porządku.
Kiedy Malfoy wszedł do Sali, aby porozmawiać z matką,
Hermiona krótko przeglądała się im przez otwarte drzwi, jednak musiała wracać
do reszty pacjentów i do papierów, które czekały na nią na biurku. Chciała je
jak najszybciej powypełniać, aby móc wrócić do domu. Marzyła o relaksacyjnej
kąpieli w wannie. Przechodząc obok Parkinson i Zabiniego, czarnoskóry mężczyzna
złapał ją za nadgarstek.
- Granger… dziękuję. Narcyza jest dla mnie jak druga matka.
Nie wyobrażam sobie, że mogłaby odejść – powiedział bez żadnego sarkazmu,
ironii ani drwiny Zabini. Ba… nawet się uśmiechnął.
- To moja praca Zabini – odparła Granger i wyswobodziła rękę
z niezbyt silnego uścisku czarnoskórego.
- Gdybyś taką uwagę poświęcała wszystkim pacjentom, to
siedziałabyś całą dobę w szpitalu. Widać, że Cyzię traktowałaś szczególnie,
choć nie wiem czemu, to też bardzo ci dziękuję. Jestem pewna, że Draco jest ci
wdzięczny tak samo jak Narcyza no i oczywiście my – dodała Parkinson, kiedy
była Gryfonka odeszła od nich kilka kroków. Pansy ze łzami w oczach podeszła do
niej i przytuliła ją.
Hermiona była tak zdziwiona tą sytuacją, że nie wiedziała co
ma zrobić. Czy to jakiś żart? Gdzieś jest ukryta kamera? Ktoś ją nagrywa, by
potem śmiać się z niej, że uwierzyła, iż Ślizgoni potrafią dziękować i co
więcej płakać z wdzięczności? Nieprawdopodobne. Ale jednak odwzajemniła uścisk
i uśmiechnęła się do Zabiniego serdecznie. Chłopak odpowiedział tym samym. Po
kilku chwilach Pansy puściła ją i jeszcze raz jej podziękowała. Łzy z jej oczu
przeniosły się na policzki, ale uśmiech wszedł na jej twarz. Panna Granger w
tym momencie stała się pewna tego, że te słowa i to zachowanie było szczere.
Skinęła im głową i ze swoją kartką, podkładką i długopisem udała się do
gabinetu, gdzie jak najszybciej wzięła się do papierkowej pracy. Co prawda nie
było jej jakoś nad wyraz dużo, bo siedziała nadprogramowo w pracy dwa, prawie
całe dni, więc w międzyczasie krążenia po oddziale oraz siedzenia u pani Malfoy
uzupełniała papiery, aby zająć czymś myśli. Cieszyła się, że kobieta czuła się
dobrze, że operacje i uzdrowienia zaklęciami doprowadziły do tego, że za kilka
dni, po wypadku Narcyzy nie będzie śladu. A co najważniejsze, z kręgosłupem
było wszystko dobrze. O ten uraz bała się najbardziej, bowiem przerwanie kręgów
było czymś bardzo poważnym. Blondynka mogła wylądować na wózku inwalidzkim,
mogła nigdy więcej nie stanąć na własne nogi, nie chodzić. Jednak te obawy
poszły już w zapomnienie. Była dumna z Wrońskiego, Kharko, Scotta i Qulinga
oraz całego personelu, który stanął na wysokości zadania, aby pani Malfoy
pozbyła się wszystkich urazów, siniaków i zadrapań.
Po około godzinie opuściła swój gabinet i po wyjściu ze
szpitala, teleportowała się do swojego mieszkania. Kiedy zdjęła z siebie
płaszcz i buty, usłyszała jakieś dziwne dźwięki z salonu, gdzie od razu
postawiła swoje kroki, aby sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że to tylko
znajoma sowa śnieżna – Jadwiga. Była to sowa Ginny, którą kupił jej Harry.
Miała upamiętniać poległą w trakcie Bitwy Siedmiu Potterów Hedwigę. Można
powiedzieć, że były niemal identyczne. Hermiona otworzyło okno i z nóżki
zwierzęcia ściągnęła liścik i dała jej kilka przysmaków dla sów.
Kochana Mionko!
Czy mogłabym cię w
końcu odwiedzić? Jutro Sylwester, musimy ustalić co robimy! Mam nadzieję, że
wróciłaś już z Munga, bo to chyba dzisiaj miała się obudzić matka Malfoya.
Czekam na odpowiedź.
Całuję Ginny
Hermiona korzystając z tego, że sówka jadła, złapała
pergamin i pióro i napisała odpowiedź.
Ginny, wpadaj za
ile chcesz. Czekam
I liścik przywiązała do Jadwigi, która od razu poleciała w
dobrym kierunku do Nory. Hermiona pogłaskała Krzywołapa, który wdrapał się jej
na ręce i zaprowadziła go do jego miseczek w kuchni, gdzie wsypała mu jego
ulubioną suchą karmę i nalała mleko. Kiedy rudzielec zajął się jedzeniem, panna
Granger poszła do swojej sypialni, gdzie zdjęła z siebie ubranie i udała się do
łazienki. Dawno nie cieszyła się tak na kąpiel. W kurkach przy wannie
rozkręciła ciepłą i zimną wodę, a potem dodała płyn do kąpieli o swoim
ulubionym karmelowym zapachu. Zaklęciem wyczarowała świeczki, które rozłożyła
po całej łazience, pozbyła się bielizny i weszła do idealnie ciepłej wody. Przy
ponownym użyciu różdżki włączyła w salonie swoje radio z ulubioną płytą. W
końcu miała czas na relaks, tak bardzo pragnęła wyłączyć myślenie i odpocząć.
Ostatnie dni naprawdę były ciężkie dla niej fizycznie. Mało
spała, piła stanowczo za dużo kawy i jadła w biegu. Dyrektor szpitala kazał jej
odebrać wolne dni, które nagromadziła w tym roku – wyszło z tego ponad dwa
tygodnie. Nie zgodziła się oczywiście wziąć wszystkiego na raz, bo nawet nie
widziałaby co ma ze sobą zrobić. Postanowiła wziąć teraz wolne do końca
tygodnia, a potem na ślub Ginny i Harry’ego resztę. Przecież wtedy przyda się
jej najbardziej, będzie musiała jako świadkowa pomóc Ginny, wspierać ją i
zorganizować jakiś panieński! Do ślubu zostały tylko półtorej miesiąca, więc to
nie było dużo czasu. Nawet nie zaczęła szukać sukienki, nie zrobiła nic w
kierunku wykorzystania ostatnich dni wolności Ginny. Bała się też tego, że
pójdzie sama na to wesele. Wiedziała, bo Harry powiedział jej o tym, że Ron
idzie z Lavender Brown, a ona? Nie miała z kim. Na początku myślała o Wiktorze,
ale po niedawnych wydarzeniach rzuciła ten pomysł w niepamięć. Najwyżej zaprosi
kogoś z pracy. Może Maxa z oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych.
Dogadywali się nawet nieźle, mężczyzna też był sam, więc nie będzie żadnych nieprzyjemnych
akcji.
Swoją drogą Hermiona bardzo zdziwiła się, że Ron zaprosił na
wesele swojej siostry Lavender. Owszem na szóstym roku nauki w Hogwarcie byli
razem, ale to był przecież bardzo… durny związek. Ron kiedy o tym rozmawiali po
kilku latach stwierdził, że chciał tylko dopiec pannie Granger. Lavender
podobno przez jakiś czas była z Deanem Thomasem, ale się rozstali. Dean mówił,
że Lavender go zdradziła z jakimś mugolem, ale czy to była prawda? Nie wiadomo.
Hermiona nie przepadała zbytnio za plotkami i raczej nie wypytywała się
wszystkich, co w plotce jest prawdą. Wolała raczej poczytać dobrą książkę.
Lavander i Parvati były mistrzyniami w plotkowaniu. Chcąc nie chcąc w czasie
szkoły dzieliły dormitorium, więc Hermiona słyszała rozmowy dziewczyn o chyba
wszystkich uczniach. Szczerze mówiąc nie przepadała za nimi. Z drugiej strony
panna Granger cieszyła się, że Ronald ułożył sobie życie, a przynajmniej miała
taką nadzieję. Życzyła mu dobrze.
Szatynka wyszła z wanny, założyła na siebie luźny dres i o
kilka rozmiarów za dużą bluzę, grube skarpety z wełny, a włosy owinęła
ręcznikiem w turban. Rozgrzała się i odprężyła. Tego potrzebowała… Każdy jej
mięsień, każdy palec był zrelaksowany. Kiedy wyszła z łazienki usłyszała
pukanie do drzwi. Podeszła do nich i otworzyła je, a na klatce schodowej stała
uśmiechnięta Ginny z kartonem z pizzą w jednej ręce, a w drugiej miała butelkę
czerwonego wina.
- Witaj kochana! – pisnęła rudowłosa i weszła do mieszkania.
Dały sobie powitalnego buziaka i przyszła pani Potter zdjęła z siebie czerwony
płaszcz zimowy i adidasy.
Kobiety nawet nie musiały się umawiać na wspólny look. Ginny
tak jak Hermiona miała luźny dres i za dużą bluzę. Jej włosy były związane w
wysoki koński ogon. Obydwie weszły do salonu i usiadły na dywanie. Panna
Granger zmieniła muzykę na weselszą i przywołała talerze oraz kieliszki z
kuchni, po czym otworzyły butelkę, nalały pełno w kieliszki i wyjęły pizze z kartonu.
- Jak pierwszy wieczór wolny od dawna? – zapytała rudowłosa
z pełną buzią pizzy.
- Leżałam w wannie chyba godzinę. Tak odpoczęłam, że sobie
nie wyobrażasz – powiedziała Hermiona biorąc duży łyk wina.
- A jak z matką Malfoya? Jak w ogóle do ciebie trafiła?
Malfoy ze swoimi idiotycznymi zasadami, pozwolił ci jej dotykać? – zadała kolejne pytanie i spojrzała na nią z
wyczekiwaniem.
- No to tak. Miałam wychodzić już z pracy w piątek i udać
się do rodziców, kiedy usłyszałam krzyk Malfoya, coś w stylu „dajcie mi tu
natychmiast Granger”, myślałam, że coś może zrobiłam, ale nie widziałam się z
nim od września, więc jak? Wyszłam na korytarz i chciałam mu przywalić za to,
że robi jakieś burdy u mnie w pracy. I wtedy zobaczyłam coś, czego chyba nie
zapomnę do końca życia. Stał i płakał, na rękach miał matkę, był cały we krwi,
jej krew leciała z głowy i z brzucha, była bardziej blada już Malfoy, choć
myślałam, że to niemożliwe. Wyglądała tragicznie, tak samo Malfoy. Pierwszy raz
widziałam go płaczącego, jego oczy wołały o pomoc. Patrząc na niego, choć to
dziwne, chciałam płakać razem z nim, naprawdę. Pielęgniarka wysłała patronusa
po moich kolegów, tych najlepszych i zabraliśmy ją na salę. Było ciężko, ona
prawie umarła, rozumiesz? Błagałam ją płacząc, żeby walczyła, żeby nie
zostawiała Malfoya. Nie wiem czemu to robiłam, ale te słowa wychodziły ze mnie
same. Może przez to, że sama straciłam rodziców? Zanim ich odnalazłam w
Australii to też się zeszło i czułam, jakbym ich nie miała. Potem, kiedy
wszystko się udało poinformowałam Malfoya co i jak. Spał w moim gabinecie
pierwszej nocy, bo ona była decydująca. Wyczarował sobie łóżko pod oknem i tam
spał. Kiedy usypiałam powiedział, że ma u mnie dług wdzięczności i wiem, że to
było szczere. Rano byłam u niej, wszystko było w porządku i przyniosłam
Malfoyowi śniadanie i sobie, bo wiedziałam, że ta noc była dla niego trudna,
słyszałam jak się wiercił. Spędził u niej prawie całe te trzy dni, do domu
wracał tylko wziąć prysznic, przebrać się i spać chwilę. Kazałam mu to robić,
bo ten idiota piłby cały czas kawę, a nie chciałam mieć kolejnego pacjenta, już
wystarczająco mieliśmy burdel. Parkinson i Zabini też u niej siedzieli,
przynosili Malfoyowi kanapki i kawę w termosie. Dzisiaj w południe się
wybudziła. Chyba była zła, że mnie widzi i że ja ją między innymi leczyłam… nie
wiem co będzie potem. Jutro chcę jechać i zobaczyć czy wszystko z nią porządku.
Jak wychodziłam z jej sali, a Malfoy mógł ją w końcu odwiedzić, Zabini i
Parkinson podziękowali mi rozumiesz? Że uratowałam im ciocię. Pansy się
popłakała prawie. To było zadziwiające – powiedziała Hermiona, a Ginny
wycierała łzy z policzków.
- Jesteś cudowna Hermiono, podziwiam cię, że potrafiłaś
odciąć się od tego wszystkiego co było kiedyś. Mam nadzieję, że Malfoy
wytłumaczy to swojej matce i nie będzie robić ci problemów. Przecież gdyby nie
ty, to ona mogłaby nie żyć! – oburzyła się rudowłosa i wypiła resztę wina z
kieliszka, po czym dolała im czerwonego płynu do pełna.
- Nie tylko ja! – poprawiła od razu Hermiona i wzięła łyk
alkoholu, by po tym przegryźć go pizzą.
- Dobrze, dobrze. Co robimy z jutrem? – zapytała śmiertelnie
poważnie Ginny i spojrzała na nią z powagą.
- No to jak wstanę, to chciałabym iść do szpitala, a
wieczorem nie wiem – stwierdziła Hermiona i pogłaskała Krzywołapa, który usiadł
jej na kolanach.
- Mamy w Norze imprezkę, wpadaj do nas! Nie ma opcji
sprzeciwu! – pisnęła Weasley i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Nie Gin, tam będzie Ron. Nie będę psuła wam wieczoru.
Zostanę tutaj, pójdę wcześniej spać i odpocznę. Rodzice polecieli do Tajlandii,
więc nie mam jak się z nimi spotkać.
- Bez przesady Miona, Ron będzie z Lavender, nie będzie
robił problemów, chodź do nas! – namawiała Ginny, przy czym złożyła ręce jak do
modlitwy.
- Nie. Nie będę znowu psuła jakiejś imprezy – powiedziała
stanowczo po czym dodała już spokojniejszym głosem – Wystarczy, że na waszym
weselu będziemy musieli się jakoś dogadać, jeszcze nie wiem jak to zrobimy… Jak
idą przygotowania?
Ginny i Hermiona rozmawiały długo o przygotowaniach do ślubu
i wesela, potem przeszły na inne tematy, przy których nie brakło śmiechu i
żartów. Po wypiciu drugiej butelki wina i zjedzeniu reszty pizzy rudowłosa
wróciła do Nory, a szatynka położyła się spać, w końcu w swoim wygodnym łóżku.
Cieszyła się, że będzie mogła trochę odpocząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz