sobota, 9 maja 2020

Rozdział 6 - Granger tak od razu śniadanie do łóżka?


Witajcie serdecznie!
Bardzo Was przepraszam, że rozdział opublikowany jest dopiero w sobotę, a nie w piątek jak to było w zwyczaju, jednak jestem teraz w mieszkaniu w Warszawie, a nie w domu rodzinnym i mam słaby Internet. 
Zapraszam Was serdecznie na już 6 (!) rozdział opowiadania: Dług wdzięczności
Całuję Was,
Leksia







Był poniedziałek. Hermiona kolejny dzień siedziała w szpitalu. Była przejęta tym, co przez weekend działo się u nich w pracy. Mieli czterech nowych pacjentów: jeden po jakiś czarnomagicznych klątwach, co od razu zgłosiła do ministerstwa, drugi, który złamał rękę, a ktoś nieudolnie usunął mu kość, dokładnie tak samo jak Gilderoy Lockhart w czasie drugiego roku nauki w Hogwarcie, trzeci z rozszczepioną przy teleportacji ręką i czwarty po spotkaniu z jakimś magicznym zwierzęciem. Także mieli sporo roboty. Poza tym na oddziale leżała jeszcze Narcyza Malfoy, która dzisiaj powinna się wybudzić. Jej parametry życiowe były w normie, wszystko dobrze się goiło, więc czekali tylko aż otworzy oczy. Panna Granger pomimo wolnego weekendu spędziła w szpitalu prawie cały czas. Teleportowała się do mieszkania tylko po to, żeby nakarmić Krzywołapka, umyć się i przebrać. Spała w wolnych chwilach w gabinecie na kanapie.
Była zaskoczona upartością i zawziętością Malfoya, który spędzał w Mungu tyle samo czasu co ona. Wychodził tylko coś zjeść w baru szpitalnym, umyć się, ubrać i spać, chociaż z tym ostatnim średnio mu wychodziło. Z tego co zaobserwowała sypiał w dzień, kiedy ona była przy jego matce lub Blaise i Pansy, ale trwało to maksymalnie trzy godziny i był z powrotem. Dopytywał ją o każdy ruch palca matki, czy jest prawidłowy i czy tak powinno być. Stał przy szybie, przez którą patrzył na nią i rozmyślał nie wiadomo o czym. Jego twarz nie wyrażała nic, tak samo jak stalowe, puste i obojętne oczy. Mimo zmęczenia, które wyrażało się tym, że pił hektolitry kawy z jej ekspresu, to nic więcej nie mogła powiedzieć na temat tego, co blondyn czuje. Oczywiście nie chciała go nawet o to pytać, bo przecież i tak nic by jej nie powiedział, bo z jakiej racji?
Hermiona wróciła wspomnieniami do sobotniego ranka, czyli następnego dnia po trafieniu pani Narcyzy na jej oddział. Przez noc na szczęście nic się nie wydarzyło, pielęgniarka ani uzdrowiciele nie budzili jej, za co dziękowała Merlinowi, bo w końcu mogła się wyspać. Około godziny siódmej podniosła się z kanapy i najciszej jak tylko potrafiła, tak aby nie obudzić śpiącego na łóżku pod oknem Malfoya, zaklęciem złożyła swoje posłanie. Wiedziała, że ta noc była dla niego ciężka. Mężczyzna po jej obudzeniu spał spokojnie. Jego twarz wyglądała jak rzeźbiona, blada i bez wyrazu. Jego naga klatka piersiowa unosiła się powoli i potem z tą samą prędkością opadała. Nogi miał przykryte cienką kołdrą. Jedna ręka znajdowała się pod głową, a druga wystawała za łóżko i zwisała swobodnie. Widziała na przedramieniu wyblakły już Mroczny Znak, który był „prezentem” dla Malfoya na wkroczenie w grono śmierciożerców.  Panna Granger spoglądała na niego przez dłuższą chwilę, aż w końcu mężczyzna odwrócił się do niej plecami i wciągnął powietrze głośno. Na jej policzki wskoczył szkarłatny rumieniec, jakby ktoś złapał ją w dzieciństwie na podglądaniu całujących się rodziców. Odwróciła wzrok i podeszła do szafy, z której wyjęła zapasowe ubranie: szary, długi i gruby sweter z golfem, który nosiła jako sukienkę oraz brązowe, płaskie botki. Wyjęła również kosmetyczkę i z rzeczami udała się do łazienki dla pacjentów, gdzie wzięła krótki prysznic, zrobiła makijaż i umyła zęby. Włosy, które zaklęciem wyprostowała spięła w wysoki kucyk. Przejrzała się w lustrze i opuściła miejsce, udając się z powrotem do gabinetu. Wczorajsze ubrania wsadziła w torbę i zaklęciem wysłała je do swojego mieszkania. Ponownie podeszła do szafy i wyjęła fartuch, który założyła oraz stetoskop, który zawiesiła na szyi. Usłyszała kroki po korytarzu, zatem musiał zaczynać się poranny obchód uzdrowicieli i pielęgniarek, do którego dołączyła. Po przejściu całego oddziału, po sprawdzeniu stanu zdrowia pacjentów oraz spotkaniu z magomedykami poszła do szpitalnej kuchni, skąd wzięła dwie porcje śniadania i udała się na szóste piętro. Było już po dziewiątej, kiedy weszła do swojego pokoju. Położyła talerze na biurku, które zaklęciem posprzątała tak, aby poza tym nic na nim nie było, po czym w ekspresie zrobiła dwie duże kawy: podwójne espresso oraz cappuccino. Miała dobre wyczucie czasu, bo akurat Malfoy przekręcił się w jej stronę i otworzył oczy. Może do jego nozdrzy doleciał zapach ulubionej kawy?
- Granger tak od razu śniadanie do łóżka? Rozumiem, że spędziliśmy razem noc, ale nie obiecuj sobie za wiele z mojej strony. Moja matka wyjdzie ze szpitala i nie będę tutaj spał – powiedział kpiąco i usiadł na łóżku. Dopiero teraz zwróciła uwagę na jego mięśnie. Idealnie wyrysowany sześciopak na klatce piersiowej. Na jej twarz po raz kolejny wskoczył rumieniec. Jego ciało wyglądało jak z okładki mugolskiej gazety dla nastolatek. Ani Krum, ani tym bardziej Ron takiej nie miał. Zrobiło jej się naprawdę gorąco, choć to może przez gruby sweter?
- Nie gadaj głupot Malfoy. Wolałabym spać z Bazyliszkiem lub ze szczurami niż z tobą – warknęła i usiadła do tymczasowego stołu. Blondyn uśmiechnął się szyderczo i wstał ze swojego łóżka, by po chwili usiąść naprzeciw niej przy biurku i zacząć jeść śniadanie oraz popijać je kawą.
- Byłaś u mojej matki? Wszystko z nią w porządku? – zapytał biorąc łyk napoju. Hermiona przerwała jedzenie omleta i serwetką wytarła usta.
- Tak, całą noc czuwały przy niej pielęgniarki. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko. Resztę śniadania spędzili w ciszy, a Hermiona starała się patrzeć wszędzie, byle nie na blondyna, który siedział bez koszuli naprzeciw niej.
Te można powiedzieć dogryzki Malfoya stały się jedyną ku zdziwieniu miłą odskocznią jej dnia. Może te kpiące zdania nie miały tego na celu, jednak dla niej były czymś śmiesznym. Ten arystokrata miał bardzo wysokie mniemanie o sobie, myślał, że chciałaby wskoczyć mu do łóżka jak jakaś pusta lala. Grubo się mylił. Hermiona Granger nie była jak wszystkie inne. Miała swój charakter, potrafiła się odgryźć, potrafiła być chamska i wredna, ale często płakała i tańczyła z winem do smutnych piosenek. Cóż… chyba każdy tak czasem ma. Kiedyś musi odreagować i wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje.
Zaskoczeniem byli dla niej też przyjaciele blondyna, którzy przychodzili do Munga co najmniej dwa razy dziennie i albo zastępowali go przy Narcyzie, albo stali koło niego w ciszy i tak samo patrzyli w śpiącą kobietę. Wiedziała, że jej przyjaciele zrobiliby to samo, ale wydawało jej się, że Parkinson, Malfoya i Zabiniego nie łączyły tak silne relacje. Może to niezbyt dobre podejście, ale była prawie pewna, że Ślizgoni myślą tylko i wyłącznie o sobie i o swojej dobrej pozycji, a nie przejmowali się tym, czy ktoś z nimi jest, czy nie. Jednak nie miała racji. Parkinson i Zabini skoczyliby za Malfoyem w ogień, tak samo jak za nią Harry i Ginny.
Hermiona wyrzuciła wszystkie myśli ze swojej głowy i już z trzeźwym umysłem weszła do sali, gdzie leżała pani Malfoy. Kobieta od rana coraz częściej ruszała palcami u rąk i u nóg. To był dobry znak, że niedługo się obudzi. Panna Granger podeszła do blondwłosej kobiety i po kilku machnięciach różdżką, powiedziała głośno, że za chwilę pani Narcyza się obudzi. Dwie pielęgniarki oraz magomedyk stanęli na około łóżka kobiety, a Hermiona spojrzała na Malfoya, Parkinson i Zabiniego, którzy stali za szybą. Blondwłosy miał ręce w kieszeni czarnych spodni. Nie miał na sobie marynarki ku jej zdziwieniu, a biała koszula, której rękawy podwinął odsłaniała Mroczny Znak. Lekarka wysłała mu delikatny uśmiech i skinęła głową. Po chwili przeniosła wzrok na kobietę, która zaczęła otwierać oczy.
- Dzień dobry. Czy wie pani, gdzie pani jest? – zapytała rutynowo Hermiona i zaklęciem przywołała do siebie kartkę, podkładkę i długopis. Musiała wszystko starannie zanotować.
- Czy to jakiś szpital? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, po tym jak się rozejrzała.
- Czy pamięta pani jak się nazywa? – zapytał medyk, który również miał kartkę i coś do pisania.
- Narcyza Malfoy, z domu Black. Czemu tutaj jestem?
- Pani Narcyzo, miała pani wypadek. Potrącił panią rozpędzony samochód. Pani syn przyniósł panią tutaj, była pani w krytycznym stanie, ale teraz już jest dobrze – powiedziała powoli Hermiona, pisząc coś na kartce.
- Hermiona Granger? – zapytała Narcyza Malfoy, a jej oczy nie kryły zdziwienia. Przyglądała się pani ordynator bardzo uważnie.
- Tak. Jestem tutaj ordynatorem. Jeżeli to dla pani jakiś problem, to mogę zawołać dyrektora szpitala, który… - zaczęła, jednak przerwała jej pacjentka.
- Czy mogę porozmawiać z synem? – zapytała patrząc prosto w szybę, w której widziała Dracona, Blaise’a oraz Pansy.
- Jak tylko skończymy wywiad lekarski z panią, to tak – odpowiedziała jedna z pielęgniarek.
Ocena stanu zdrowia pani Malfoy trwała około dwudziestu minut. Sprawdzali jej wszystkie parametry i pytali co czuje w czasie badań. Hermiona mimo tego, że wydawała się być tu i teraz, to jednak była nieobecna. W jej głowie chodziło tylko to, jak bardzo oberwie jej się, że to akurat ona zajmowała się tą czarownicą czystej krwi. Ona… z mugolskiego domu, szlama, według blondynki znacznie niższa rangą czarodziejów, dotykała jej ciało. Ale co miała innego zrobić? Powiedzieć, że nie zajmie się nią, bo jest szlamą? Przecież nikt by jej na to nie pozwolił. W razie czego tak będzie to argumentować. Chyba nie ma innego wyjścia.
Kiedy wywiad się skończył medycy opuścili pokój Narcyzy i wpuścili do niego Dracona Malfoya, któremu powiedzieli, że nie może jej przemęczać i że może posiedzieć u niej maksymalnie dziesięć minut.
Draco obserwując budzącą się Narcyzę czuł w środku ogromną radość, choć nie pokazywał tego na zewnątrz. Wystarczyło, że w piątek jego maska spadła chyba gdzieś w restauracji i pokazał swoją słabość, pokazał łzy i smutek. To nie był silny Malfoy, którego wszyscy znali, a wiele z nich się go bało. Jednak kiedy w piątek zobaczył swoją matkę, która była w krytycznym stanie bał się… cholernie bał się, że straci jedną z osób, na którym mu zależy. Nie był na to gotowy. Jego idealny plan na życie ległby w gruzach, gdyby jej nie było. Wiedział, że matka jest dla niego kimś ważnym, przecież to ona go urodziła i wychowała. Może nie mogłaby być autorką poradnika, jak być najlepszą matką na świecie, ale to nie zmieniało faktu, że była jego matką. Pamiętał z lat, kiedy był jeszcze dzieckiem, że Narcyza poświęcała mu dużo uwagi. Ojciec od zawsze zajmował się interesami. Jedyne co zostało pozytywnego we wspomnieniach Dracona z ojcem to była nauka latania na miotle. Miał wtedy może z sześć lat. Ojciec kupił mu miotełkę dla dzieci i pokazywał mu najpierw jak ją przywołać do siebie, potem jak usiąść, aż w końcu pod jego kontrolą wbił się w powietrze, a przynajmniej wtedy tak się wydawało Malfoyowi Juniorowi. Czuł się jakby szybował razem z ptakami po niebie, choć tak naprawdę był zaledwie metr nad ziemią. Z Narcyzą miał wiele pozytywnych wspomnień: nauka jazdy na rowerze, wspólne jeżdżenie na Pokątną i czytanie książek o Hogwarcie. Oczywiście to było tylko kilka przykładów, ale te zapamiętał najdokładniej. Matka codziennie na dobranoc czytała mu fragmenty książek opowiadających o Szkole Magii i Czarodziejstwa, by potem opowiadać o jej własnych wspomnieniach ze szkoły. Uwielbiał to. Kiedy nadszedł dzień, aby pojechać po raz pierwszy do Hogwartu, aby zacząć się tam uczyć, czuł jakby był tam już któryś raz. Jego matka tak starannie opisywała wszystko, że nowe miejsce nie było dla niego czymś strasznym. Pamiętał też naukę jazdy na rowerze. Ojciec niechętnie kupił mu mugolski rower, kiedy zobaczył go na wystawie w jakimś sklepie. Lucjuszowi przez głowę nie przeszło, że będzie zniżać się do poziomu mugoli, aby uczyć syna jeździć na ich środku transportu, więc wtedy wkroczyła do akcji Narcyza, która za młodu również miała rower. Wsadziła pod siodełko trzon kijka i początkowo przez kilka chwil prowadziła syna po ogrodzie posiadłości Malfoy Manor, by potem, kiedy syn nie zdawał sobie sprawy wyciągnęła kijek, a Draco sam jechał. Kolejnym pozytywnym wspomnieniem były wycieczki na ulicę Pokątną. Ojciec nigdy nie miał czasu albo ochoty z nimi tam jeździć. Chodził z matką do księgarni Esy i Floresy wybierając książki, bo bardzo lubił czytać. Potem obowiązkowo szli na lody do lodziarni Floriana Fortescue, by następnie udać się do sklepu Madame Malkin, gdzie kupowali szaty na różne okazje. Matka często zabierała go też na słodkości do Sugarpluma, gdzie kupowała mu wszystko co chciał, aby mógł poczęstować Blaise’a z którym przyjaźnił się od młodych lat. To kojarzyło mu się zawsze z beztroską. Jednak po rozpoczęciu nauki, ojciec zajął się jego wychowaniem wpajając mu surowe zasady: wyższości nad innymi czarodziejami, nietolerowaniu szlam, umiłowaniu zła i Lorda Voldermorta. Lucjusz był surowy: często na niego krzyczał, rzucał na niego klątwy. Pamiętał kiedy pierwszy raz dostał zaklęciem Crucio. Miał wtedy tylko 13 lat. Wrócił na przerwę świąteczną do domu i przywiózł niezaliczone wypracowane od McGonagall. Ojciec się wściekł i rzucił na niego klątwę. Draco był zły, że jego matka stała obok i nic nie zrobiła. Tylko patrzyła na niego ze łzami w oczach. Potem takie sytuacje stały się codziennością, kiedy był w domu. Ojciec rzucał na niego zaklęcia, a matka stała z boku i patrzyła. Potem to zrozumiał. Nie mogła nic powiedzieć, nie mogła nic zrobić, bo Lucjusz był tyranem. Bił nie tylko Dracona, ale i ją. Ona zawsze dostawała, za to, że nie wychowała dobrze syna. Była pod jego presją, prawie tak jakby rzucił na nią Imperiusa. Była posłuszna Lucjuszowi, robiła wszystko co chce. Bała się go, to było zrozumiałe. Kiedy Malfoy Senior trafił do Azkabanu, Narcyza zmieniła się. Miała siłę do życia i dobrze dogadywała się z synem, który wybaczył jej to, że zawsze stała obok i nigdy nie zareagowała. Kiedy była operowana myślał tylko o tym, żeby Merlin nie zabierał jej tak szybko. Wiedział, że chciała mieć wnuki i dobrą synową, choć on sam jeszcze nie chciał się z nikim wiązać na stałe, a za dziećmi raczej nie przepadał. Chciał ją zabrać w różne miejsca, pokazać, że świat mugoli, którym brzydził się Lucjusz, nie jest wcale taki zły. Mają np. dobre knajpy z jedzeniem. Chciał zaprosić ją do tańca na własnym ślubie. Prosił Merlina, żeby jej życie się nie kończyło… Na szczęście ten średniowieczny czarodziej wysłuchał jego próśb i leżała tam na sali z otwartymi już oczami.
Kiedy Granger pozwoliła mu wejść do środka wyjął ręce z kieszeni, wyprostował się dumnie i szybkim krokiem wszedł do sali, by usiąść koło jej łóżka na krześle. Podniósł jej bladą dłoń i złożył na niej pocałunek, na co kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj matko. Dobrze się czujesz? – zapytał z troską, a jego oczy się zeszkliły. Przy niej mógł być sobą.
- Witaj synu. Czuję się o wiele lepiej, kiedy cię widzę – odpowiedziała słabym głosem i podniosła rękę, aby zewnętrzną stroną dłoni wygładzić jego policzek. – Dziękuję ci, że mnie tutaj przyniosłeś. Gdyby nie ty, to zapewne już bym nie żyła.
- Ja tylko cię przyniosłem, to Granger i inni magomedycy cię uratowali, im zawdzięczasz swoje życie, matko – powiedział spokojnie i złapał jej rękę w swoją dłoń.  
- Co tu robi Granger? – zapytała po chwili cicho, jakby nie chciała, aby usłyszała ją pielęgniarka, która siedziała w drugim pokoju.
- Granger jest tutaj ordynatorem, zarządza tym oddziałem. Kiedy przyniosłem cię tutaj, od razu ją zawołałem, bo wiedziałem, że tutaj pracuje. Okazało się, że właśnie kończyła całodobowy dyżur i miała wychodzić do domu, jednak gdy ciebie zobaczyła od razu wydała polecenia wszystkim i kazała zawołać najlepszych uzdrowicieli tego szpitala, aby cię ratować. To Granger zajęła się tobą. Potem przez te trzy dni, kiedy spałaś siedziała w szpitalu pomimo wolnego i doglądała, czy na pewno dobrze się tobą zajmują. Zadbała o profesjonalną opiekę dla ciebie. Zaproponowała też mi, abym znalazł dobrą klinikę, do której będę mógł cię wysłać, kiedy się wybudzisz, jednak widząc starania całego personelu, uważam, że to zbędne – odpowiedział spokojnie i powoli, tak aby wszystko zrozumiała. W końcu była świeżo po operacji i wszystkich innych rzeczach, których nazw Draco już nawet nie pamiętał.
- Naprawdę? To ona się mną zajęła? – zapytała kobieta, a jej oczy się zaszkliły. – Po tym wszystkim co doświadczyła od naszej rodziny?  Od Ciebie, od Belli, od śmierciożerców?
- Tak matko – odpowiedział krótko.
Po niedługiej chwili pielęgniarka wyszła ze swojego pokoju i kazała opuścić salę Malfoyowi, mówiąc, że jego matka musi teraz dużo odpoczywać. Draco ponownie ucałował ją w dłoń i pożegnał się. Cieszył się, że z Narcyzą już wszystko w porządku.
Kiedy Malfoy wszedł do Sali, aby porozmawiać z matką, Hermiona krótko przeglądała się im przez otwarte drzwi, jednak musiała wracać do reszty pacjentów i do papierów, które czekały na nią na biurku. Chciała je jak najszybciej powypełniać, aby móc wrócić do domu. Marzyła o relaksacyjnej kąpieli w wannie. Przechodząc obok Parkinson i Zabiniego, czarnoskóry mężczyzna złapał ją za nadgarstek.
- Granger… dziękuję. Narcyza jest dla mnie jak druga matka. Nie wyobrażam sobie, że mogłaby odejść – powiedział bez żadnego sarkazmu, ironii ani drwiny Zabini. Ba… nawet się uśmiechnął.
- To moja praca Zabini – odparła Granger i wyswobodziła rękę z niezbyt silnego uścisku czarnoskórego.
- Gdybyś taką uwagę poświęcała wszystkim pacjentom, to siedziałabyś całą dobę w szpitalu. Widać, że Cyzię traktowałaś szczególnie, choć nie wiem czemu, to też bardzo ci dziękuję. Jestem pewna, że Draco jest ci wdzięczny tak samo jak Narcyza no i oczywiście my – dodała Parkinson, kiedy była Gryfonka odeszła od nich kilka kroków. Pansy ze łzami w oczach podeszła do niej i przytuliła ją.
Hermiona była tak zdziwiona tą sytuacją, że nie wiedziała co ma zrobić. Czy to jakiś żart? Gdzieś jest ukryta kamera? Ktoś ją nagrywa, by potem śmiać się z niej, że uwierzyła, iż Ślizgoni potrafią dziękować i co więcej płakać z wdzięczności? Nieprawdopodobne. Ale jednak odwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się do Zabiniego serdecznie. Chłopak odpowiedział tym samym. Po kilku chwilach Pansy puściła ją i jeszcze raz jej podziękowała. Łzy z jej oczu przeniosły się na policzki, ale uśmiech wszedł na jej twarz. Panna Granger w tym momencie stała się pewna tego, że te słowa i to zachowanie było szczere. Skinęła im głową i ze swoją kartką, podkładką i długopisem udała się do gabinetu, gdzie jak najszybciej wzięła się do papierkowej pracy. Co prawda nie było jej jakoś nad wyraz dużo, bo siedziała nadprogramowo w pracy dwa, prawie całe dni, więc w międzyczasie krążenia po oddziale oraz siedzenia u pani Malfoy uzupełniała papiery, aby zająć czymś myśli. Cieszyła się, że kobieta czuła się dobrze, że operacje i uzdrowienia zaklęciami doprowadziły do tego, że za kilka dni, po wypadku Narcyzy nie będzie śladu. A co najważniejsze, z kręgosłupem było wszystko dobrze. O ten uraz bała się najbardziej, bowiem przerwanie kręgów było czymś bardzo poważnym. Blondynka mogła wylądować na wózku inwalidzkim, mogła nigdy więcej nie stanąć na własne nogi, nie chodzić. Jednak te obawy poszły już w zapomnienie. Była dumna z Wrońskiego, Kharko, Scotta i Qulinga oraz całego personelu, który stanął na wysokości zadania, aby pani Malfoy pozbyła się wszystkich urazów, siniaków i zadrapań.
Po około godzinie opuściła swój gabinet i po wyjściu ze szpitala, teleportowała się do swojego mieszkania. Kiedy zdjęła z siebie płaszcz i buty, usłyszała jakieś dziwne dźwięki z salonu, gdzie od razu postawiła swoje kroki, aby sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że to tylko znajoma sowa śnieżna – Jadwiga. Była to sowa Ginny, którą kupił jej Harry. Miała upamiętniać poległą w trakcie Bitwy Siedmiu Potterów Hedwigę. Można powiedzieć, że były niemal identyczne. Hermiona otworzyło okno i z nóżki zwierzęcia ściągnęła liścik i dała jej kilka przysmaków dla sów.

Kochana Mionko!
Czy mogłabym cię w końcu odwiedzić? Jutro Sylwester, musimy ustalić co robimy! Mam nadzieję, że wróciłaś już z Munga, bo to chyba dzisiaj miała się obudzić matka Malfoya. Czekam na odpowiedź.
Całuję Ginny

Hermiona korzystając z tego, że sówka jadła, złapała pergamin i pióro i napisała odpowiedź.

Ginny, wpadaj za ile chcesz. Czekam

I liścik przywiązała do Jadwigi, która od razu poleciała w dobrym kierunku do Nory. Hermiona pogłaskała Krzywołapa, który wdrapał się jej na ręce i zaprowadziła go do jego miseczek w kuchni, gdzie wsypała mu jego ulubioną suchą karmę i nalała mleko. Kiedy rudzielec zajął się jedzeniem, panna Granger poszła do swojej sypialni, gdzie zdjęła z siebie ubranie i udała się do łazienki. Dawno nie cieszyła się tak na kąpiel. W kurkach przy wannie rozkręciła ciepłą i zimną wodę, a potem dodała płyn do kąpieli o swoim ulubionym karmelowym zapachu. Zaklęciem wyczarowała świeczki, które rozłożyła po całej łazience, pozbyła się bielizny i weszła do idealnie ciepłej wody. Przy ponownym użyciu różdżki włączyła w salonie swoje radio z ulubioną płytą. W końcu miała czas na relaks, tak bardzo pragnęła wyłączyć myślenie i odpocząć.
Ostatnie dni naprawdę były ciężkie dla niej fizycznie. Mało spała, piła stanowczo za dużo kawy i jadła w biegu. Dyrektor szpitala kazał jej odebrać wolne dni, które nagromadziła w tym roku – wyszło z tego ponad dwa tygodnie. Nie zgodziła się oczywiście wziąć wszystkiego na raz, bo nawet nie widziałaby co ma ze sobą zrobić. Postanowiła wziąć teraz wolne do końca tygodnia, a potem na ślub Ginny i Harry’ego resztę. Przecież wtedy przyda się jej najbardziej, będzie musiała jako świadkowa pomóc Ginny, wspierać ją i zorganizować jakiś panieński! Do ślubu zostały tylko półtorej miesiąca, więc to nie było dużo czasu. Nawet nie zaczęła szukać sukienki, nie zrobiła nic w kierunku wykorzystania ostatnich dni wolności Ginny. Bała się też tego, że pójdzie sama na to wesele. Wiedziała, bo Harry powiedział jej o tym, że Ron idzie z Lavender Brown, a ona? Nie miała z kim. Na początku myślała o Wiktorze, ale po niedawnych wydarzeniach rzuciła ten pomysł w niepamięć. Najwyżej zaprosi kogoś z pracy. Może Maxa z oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych. Dogadywali się nawet nieźle, mężczyzna też był sam, więc nie będzie żadnych nieprzyjemnych akcji.
Swoją drogą Hermiona bardzo zdziwiła się, że Ron zaprosił na wesele swojej siostry Lavender. Owszem na szóstym roku nauki w Hogwarcie byli razem, ale to był przecież bardzo… durny związek. Ron kiedy o tym rozmawiali po kilku latach stwierdził, że chciał tylko dopiec pannie Granger. Lavender podobno przez jakiś czas była z Deanem Thomasem, ale się rozstali. Dean mówił, że Lavender go zdradziła z jakimś mugolem, ale czy to była prawda? Nie wiadomo. Hermiona nie przepadała zbytnio za plotkami i raczej nie wypytywała się wszystkich, co w plotce jest prawdą. Wolała raczej poczytać dobrą książkę. Lavander i Parvati były mistrzyniami w plotkowaniu. Chcąc nie chcąc w czasie szkoły dzieliły dormitorium, więc Hermiona słyszała rozmowy dziewczyn o chyba wszystkich uczniach. Szczerze mówiąc nie przepadała za nimi. Z drugiej strony panna Granger cieszyła się, że Ronald ułożył sobie życie, a przynajmniej miała taką nadzieję. Życzyła mu dobrze.
Szatynka wyszła z wanny, założyła na siebie luźny dres i o kilka rozmiarów za dużą bluzę, grube skarpety z wełny, a włosy owinęła ręcznikiem w turban. Rozgrzała się i odprężyła. Tego potrzebowała… Każdy jej mięsień, każdy palec był zrelaksowany. Kiedy wyszła z łazienki usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła do nich i otworzyła je, a na klatce schodowej stała uśmiechnięta Ginny z kartonem z pizzą w jednej ręce, a w drugiej miała butelkę czerwonego wina.
- Witaj kochana! – pisnęła rudowłosa i weszła do mieszkania. Dały sobie powitalnego buziaka i przyszła pani Potter zdjęła z siebie czerwony płaszcz zimowy i adidasy.
Kobiety nawet nie musiały się umawiać na wspólny look. Ginny tak jak Hermiona miała luźny dres i za dużą bluzę. Jej włosy były związane w wysoki koński ogon. Obydwie weszły do salonu i usiadły na dywanie. Panna Granger zmieniła muzykę na weselszą i przywołała talerze oraz kieliszki z kuchni, po czym otworzyły butelkę, nalały pełno w kieliszki i  wyjęły pizze z kartonu.
- Jak pierwszy wieczór wolny od dawna? – zapytała rudowłosa z pełną buzią pizzy.  
- Leżałam w wannie chyba godzinę. Tak odpoczęłam, że sobie nie wyobrażasz – powiedziała Hermiona biorąc duży łyk wina.
- A jak z matką Malfoya? Jak w ogóle do ciebie trafiła? Malfoy ze swoimi idiotycznymi zasadami, pozwolił ci jej dotykać?  – zadała kolejne pytanie i spojrzała na nią z wyczekiwaniem.
- No to tak. Miałam wychodzić już z pracy w piątek i udać się do rodziców, kiedy usłyszałam krzyk Malfoya, coś w stylu „dajcie mi tu natychmiast Granger”, myślałam, że coś może zrobiłam, ale nie widziałam się z nim od września, więc jak? Wyszłam na korytarz i chciałam mu przywalić za to, że robi jakieś burdy u mnie w pracy. I wtedy zobaczyłam coś, czego chyba nie zapomnę do końca życia. Stał i płakał, na rękach miał matkę, był cały we krwi, jej krew leciała z głowy i z brzucha, była bardziej blada już Malfoy, choć myślałam, że to niemożliwe. Wyglądała tragicznie, tak samo Malfoy. Pierwszy raz widziałam go płaczącego, jego oczy wołały o pomoc. Patrząc na niego, choć to dziwne, chciałam płakać razem z nim, naprawdę. Pielęgniarka wysłała patronusa po moich kolegów, tych najlepszych i zabraliśmy ją na salę. Było ciężko, ona prawie umarła, rozumiesz? Błagałam ją płacząc, żeby walczyła, żeby nie zostawiała Malfoya. Nie wiem czemu to robiłam, ale te słowa wychodziły ze mnie same. Może przez to, że sama straciłam rodziców? Zanim ich odnalazłam w Australii to też się zeszło i czułam, jakbym ich nie miała. Potem, kiedy wszystko się udało poinformowałam Malfoya co i jak. Spał w moim gabinecie pierwszej nocy, bo ona była decydująca. Wyczarował sobie łóżko pod oknem i tam spał. Kiedy usypiałam powiedział, że ma u mnie dług wdzięczności i wiem, że to było szczere. Rano byłam u niej, wszystko było w porządku i przyniosłam Malfoyowi śniadanie i sobie, bo wiedziałam, że ta noc była dla niego trudna, słyszałam jak się wiercił. Spędził u niej prawie całe te trzy dni, do domu wracał tylko wziąć prysznic, przebrać się i spać chwilę. Kazałam mu to robić, bo ten idiota piłby cały czas kawę, a nie chciałam mieć kolejnego pacjenta, już wystarczająco mieliśmy burdel. Parkinson i Zabini też u niej siedzieli, przynosili Malfoyowi kanapki i kawę w termosie. Dzisiaj w południe się wybudziła. Chyba była zła, że mnie widzi i że ja ją między innymi leczyłam… nie wiem co będzie potem. Jutro chcę jechać i zobaczyć czy wszystko z nią porządku. Jak wychodziłam z jej sali, a Malfoy mógł ją w końcu odwiedzić, Zabini i Parkinson podziękowali mi rozumiesz? Że uratowałam im ciocię. Pansy się popłakała prawie. To było zadziwiające – powiedziała Hermiona, a Ginny wycierała łzy z policzków.
- Jesteś cudowna Hermiono, podziwiam cię, że potrafiłaś odciąć się od tego wszystkiego co było kiedyś. Mam nadzieję, że Malfoy wytłumaczy to swojej matce i nie będzie robić ci problemów. Przecież gdyby nie ty, to ona mogłaby nie żyć! – oburzyła się rudowłosa i wypiła resztę wina z kieliszka, po czym dolała im czerwonego płynu do pełna.
- Nie tylko ja! – poprawiła od razu Hermiona i wzięła łyk alkoholu, by po tym przegryźć go pizzą.
- Dobrze, dobrze. Co robimy z jutrem? – zapytała śmiertelnie poważnie Ginny i spojrzała na nią z powagą.
- No to jak wstanę, to chciałabym iść do szpitala, a wieczorem nie wiem – stwierdziła Hermiona i pogłaskała Krzywołapa, który usiadł jej na kolanach.
- Mamy w Norze imprezkę, wpadaj do nas! Nie ma opcji sprzeciwu! – pisnęła Weasley i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Nie Gin, tam będzie Ron. Nie będę psuła wam wieczoru. Zostanę tutaj, pójdę wcześniej spać i odpocznę. Rodzice polecieli do Tajlandii, więc nie mam jak się z nimi spotkać.
- Bez przesady Miona, Ron będzie z Lavender, nie będzie robił problemów, chodź do nas! – namawiała Ginny, przy czym złożyła ręce jak do modlitwy.
- Nie. Nie będę znowu psuła jakiejś imprezy – powiedziała stanowczo po czym dodała już spokojniejszym głosem – Wystarczy, że na waszym weselu będziemy musieli się jakoś dogadać, jeszcze nie wiem jak to zrobimy… Jak idą przygotowania?
Ginny i Hermiona rozmawiały długo o przygotowaniach do ślubu i wesela, potem przeszły na inne tematy, przy których nie brakło śmiechu i żartów. Po wypiciu drugiej butelki wina i zjedzeniu reszty pizzy rudowłosa wróciła do Nory, a szatynka położyła się spać, w końcu w swoim wygodnym łóżku. Cieszyła się, że będzie mogła trochę odpocząć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz