czwartek, 30 kwietnia 2020

Rozdział 5 - To moja praca Malfoy


Witajcie!
Bałam się, że ten rozdział nie pojawi się w terminie, bo pendrive, na którym przechowuje napisane rozdziały nagle przestał ze mną współpracować. Jednak mój chłopak przywrócił mi to, co dla mnie najważniejsze ekspresowo i mamy już piąty rozdział! Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Całuję Was,
Leksia


Od tej pamiętnej, choć nie dla wszystkich imprezy minęły prawie trzy miesiące, w czasie których wydarzyło się wiele rzeczy. Jednak zacznijmy od początku, od spraw najważniejszych. Następnego dnia Hermiona zrobiła bardzo długi wykład Wiktorowi o tym jak się zachował, zapraszając Malfoya, Zabiniego i Parkinson do niej do mieszkania. Bułgar nawet się nie tłumaczył, tylko siedział skruszony czekając aż szatynka przestanie krzyczeć. Jednak to, co usłyszał już niemal bezgłośnym szeptem było jeszcze gorsze od najgłośniejszego wrzasku. Pamiętał każde jej słowo i mógłby w środku nocy odtworzyć jej wypowiedź: Wiktorze, zważając na to co powiedziałeś wczorajszego wieczoru, musimy ograniczyć nasz kontakt do maksymalnego minimum. Nie chcę ci dawać nadziei na to, że kiedyś będziemy razem, bo nie będziemy. Nie kocham cię i nigdy się to nie zmieni. Jesteś dla mnie jak przyjaciel, jak brat, którego nigdy nie miałam, ale z pewnością nic więcej. Wybacz Wiktorze, że to mówię, ale zapomnij o mnie na jakiś czas, tak będzie lepiej…. Te słowa do tej pory doprowadzały do łez tego dojrzałego, umięśnionego szukającego Bułgarii. Niestety, Hermiona nie pozostała tylko na słowach, ale rzeczywiście nie utrzymywała kontaktu z Wiktorem. Nie odpisywała na listy dłużej niż powinna. Po kilku próbach kontaktu mężczyzna zrezygnował i nie odzywał się przez dwa miesiące. Mimo tego, że Krum w tym czasie był dwa razy w Londynie, nie spotkali się ani razu. Czy było jej przykro? Strasznie, ale nie chciała mu dalej robić nadziei. Straciła kolejnego z najważniejszych w jej życiu mężczyzn. Była załamana.
Jedyną ucieczką dla niej była praca, w której o ile to w ogóle możliwe spędzała jeszcze więcej czasu. Siedziała tam prawie całe dnie i prawie całe noce, choć tak naprawdę wcale nie musiała. Chciała zająć czymś głowę, aby nie myśleć, nie analizować, nie wymyślać co byłoby gdyby, bo to było bez sensu. Jedyne ukojenie dla niej to była właśnie praca. Przez ten czas adwokat Malfoya ustalił wszystko z prawnikiem szpitala św. Munga i wpłata 20 tysięcy galeonów zawitała do skrytki w Gringottcie. Jednak nie spoczywała tam zbyt długo. Hermiona w porozumieniu z zarządzającym szpitalem wybrała te pieniądze i kupiła za nie mugolski, nowoczesny sprzęt do USG oraz RTG. Wiedziała, że na jej oddziale te medyczne maszyny przydadzą się najbardziej. Prorok Codzienny oczywiście napisał z racji tego obszerny artykuł, w którym wyraźnie zaznaczył, że to Draco Malfoy jest fundatorem sprzętu. Tak właśnie blondyn po raz kolejny wpadł w łaski świata magii, a Hermiona z racji tego miała najlepszy sprzęt, jaki mogła sobie wymarzyć.
Rodzice Hermiony cały czas podróżowali korzystając z jeszcze młodych lat i tego, że weszli w spółkę otwierając kolejne gabinety stomatologiczne. Mimo tego wrócili na święta do Londynu i spędzili ten magiczny czas z córką.
Ginny i Harry po raz pierwszy mogli spotkać się z przyjaciółką dopiero tuż przed świętami. Uczniowie Hogwartu, ku zdziwieniu wszyscy wrócili do domu na ten czas, zatem obydwoje mogli sobie pozwolić na powrót do Nory. Ich wyczekane spotkanie było dla nich ważniejsze niż całe te święta. Nie widzieli się trzy miesiące i tęsknili za sobą tak mocno, że na przywitanie przytulali się chyba z dziesięć minut. Hermiona w końcu mogła wyżalić im się z tego, co tak długo trzymała w sobie. Oczywiście jak zawsze wysłuchali ją i wsparli. Żałowali, że nie mogli być przy przyjaciółce wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebowała, ale ona w żadnym wypadku nie miała im tego za złe. Zarówno Ginny jak i Harry przyznali rację Granger, że dobrze zrobiła oddalając od siebie Kruma, bo nic dobrego z tego związku by nie było. On w Bułgarii, a ona w Londynie. Jak to w ogóle mogłoby przetrwać? Jedną z niewielu pozytywnych informacji było to, że narzeczni wyznaczyli datę ślubu: 14 luty w zbliżającym się wielkimi krokami nowym roku. Ruda poprosiła Hermione, aby została jej świadkową, co oczywiście kobieta przyjęła z wielkim entuzjazmem, który niestety spadł, kiedy dowiedziała się, że świadkiem Harry’ego będzie Ron. Obiecała sobie wtedy, że Ronald nie zepsuje im tej imprezy, tego dnia, kiedy to przyszli Potterowie będą na świeczniku.
Hermiona sama z sobą czuła się źle. Miała wyrzuty sumienia, że tak postąpiła z Wiktorem, którego naprawdę traktowała jak brata. Czasem zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, ale wtedy przypominała sobie, że przecież nic do niego nie czuła. Nie byłaby sobą, gdyby wiedziała, jak mocno go krzywdzi. To nie w jej stylu. Dlatego wolała cierpieć z utraty przyjaciela i braku kontaktu z nim, niż udawać, że go kocha. Najbardziej znowu bolały wieczory… były straszne. Siedziała sama i użalała się nad swoim losem. Myślała wtedy, że skończy jako stara panna. Ginny była szczęśliwa z Harrym. Luna z Nevillem, cholera! Nawet Parkinson miała narzeczonego. A ona nic, była sama. Jedyny mężczyzna w jej życiu to Krzywołap. Zatem naprawdę skończyła jako stara panna z kotem. Często też wtedy siadała do biurka i pisała list do Rona, którego nigdy nie wysłała, wszystkie paliła zaklęciem, aby w żadnym wypadku nie został wysłany do odbiorcy. Pisała w nim różne rzeczy np. że brakuje jej go, że chciałaby się z nim spotkać i wszystko wytłumaczyć, że chciałaby się z nim jeszcze przyjaźnić. Czasem jednak w listach były słowa bardzo krzywdzące, że doprowadził ją do takiego stanu w jakim jest teraz. Po takich słowach zawsze następnego dnia miała wyrzuty sumienia. Jak mogła w ogóle tak pomyśleć?
Dziś był 27 grudnia. Londyn był pokryty kilkucentymetrową warstwą białego puchu. Ludzie ciągle świętując siedzieli w swoich cieplutkich domach i nie wystawiali nosów za drzwi. Hermiona siedziała w pracy, ale za niecałą godzinę miała ją kończyć. Ten dyżur ciągnął się w nieskończoność. Nic się nie działo, pacjenci w większości opuścili św. Munga tuż przed świętami, aby spędzić je z rodziną. Panna Granger była umówiona z mamą, że zaraz po skończonym całodobowym dyżurze w szpitalu przyjedzie do domu. Żeby zabić czas pani ordynator uzupełniała wszystkie papiery i sprawdzała karty poprzednich pacjentów, czy nie ma tam żadnych niezgodności, jednak nawet tego już jej zabrakło. Zrobiła obchód po wszystkich zajętych salach, sprawdziła stan eliksirów, rozmawiała z innymi uzdrowicielami. Naprawdę jej się nudziło, jak nigdy. Hermiona z braku zadań udała się na parter, aby porozmawiać z pulchną blondynkom, która siedziała na informacji. Pani Dorothy była niezwykle miłą kobietą, która traktowała ją jak wnuczkę. Kiedy zostało jej już pięć minut pracy panna Granger weszła na swoje piętro i udała się do swojego gabinetu. Kiedy zmieniała fartuch na karmelowy płaszcz zimowy usłyszała znajomy głoś krzyczący:
- Granger! Dajcie mi tutaj natychmiast Granger!!!
~*~
Draco Malfoy siedział właśnie w jednej z droższych restauracji mugolskich i czekał na swoją matkę z którą umówił się na kolację. Przyszedł wcześniej, bo skończył pracę ku jego zdziwieniu o czasie. W czasie świątecznym licho wcale nie spało i mieli dużo spraw do załatwienia, a niestety aurorzy też chcieli mieć wolne. Zatem Malfoy siedział i zajmował się jak największą ilością rzeczy, aby jego podwładni mogli w spokoju działać. Byli oni zadowoleni, bo ich szef odwalał za nich najgorszą robotę – wypełnianie papierków.
Tak więc Draco siedział i myślał. Teraz w jego głowie siedział ostatni list Wiktora Kruma, który prosił go, aby opiekował się Granger, bo on znika na dłuższy czas. Malfoy czytając ten list zaśmiał się bardzo głośno. On? Miałby opiekować się Granger? To było zabawne, bardzo zabawne. Dwójka wrogów, która tak naprawdę nie ma ze sobą kontaktu. Nie ma, bo od ostatniej imprezy u niej w domu nie widzieli się wcale. Draco wcale nie żałował. Nie potrzebował jej do szczęścia, ani w ogóle do życia. Nie interesowało go co ona robi i z kim, choć kiedy był świadkiem tego, że Krum wyznaje jej miłość, a ona bezpardonowo go odrzuca, mówiąc, że go nie kocha, chciał jej pogratulować serdecznie. Co jak co, ale ona i Krum? To śmieszne połączenie. Lubił Wiktora, ale nie uważał, aby był on wystarczający dla Granger. W każdym razie, kiedy na niego wpadła i tak troskliwie zajęła się jego głową, poczuł nawet jakieś pozytywne uczucie do niej. Nie przejmowała się, że się nie lubią, tylko chciała mu pomóc. Była ponad nienawiścią do niego. Potem kiedy podała mu rękę i ją zabrała mówiąc, że zapewne nie chce ubrudzić się szlamem, chciał się zaśmiać. Z jej ust było to niezwykle śmieszne, ale nie chciał jej tego pokazywać. W końcu był arystokratą, nie mógł okazywać swoich uczuć byle komu. Co do prośby Kruma, odpisał mu, że w żadnym wypadku nie zamierza śledzić Granger, ani w ogóle się nią interesować, bo ma ciekawsze rzeczy do roboty. Na przykład spotykanie się z jego nową koleżanką: Alex, którą poznał w Ministerstwie Magii. Pracowała bodajże w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami jako sekretarka, ale nie był pewny. Ta niska, szczupła szatynka nie była do rozmowy, ale do rozładowania swoich emocji w łóżku albo na biurku lub w windzie. W zależności gdzie się umówili lub spotkali. To mu pasowało, kolejna koleżanka do kolekcji. Spotykał się na zmianę z Anną i Alex, oczywiście żadna nie wiedziała o istnieniu drugiej, tak na wszelki wypadek. Takie układy mu pasowały. Co prawda Narcyza powiedziała mu otwarcie, że jest gotowa, aby zostać babcią, jednak Draco ją tylko wyśmiał. On nie był gotowy, aby wejść w poważny związek, wolał przygodne znajomości. Choć może wynikało to z tego, że nie znalazł odpowiedniej kandydatki.
Mądrej… co najmniej jak on.
Ładnej… żeby móc z nią wyglądać idealnie.
Z charakterem… żeby potrafiła mu odpowiedzieć na jego zaczepki.
Upartej… żeby nie pozwoliła mu odejść.
Odważnej… żeby odważyła się z nim coś zbudować.
Draco poruszył głową jakby chciał wyrzuć z głowy te głupie myśli. Spojrzał przez okno i zobaczył swoją matkę, która machała do niego radośnie. Przechodziła właśnie na pasach. Draco odmachał jej i wtedy to się stało.
Pisk…
Huk…
Trzask…
Krzyk…
I cisza.
Blondyn patrzył w okno i nie wiedział co ma zrobić. Jego matkę właśnie potrącił jakiś idiota. Ludzie z restauracji wybiegli na pomoc, a Draco w końcu się otrząsnął z szoku. Zabrał kurtkę i wybiegł z lokalu. Naokoło Narcyzy była już grupka ludzi, którzy przyglądali się kobiecie. Leżała tak, uśmiechnięta, choć z jej oczu leciały łzy. Krew wydostająca się z tyłu głowy oraz ust i brzucha stworzyła w tym czasie dużą kałużę,
- Odsuńcie się! – krzyknął Draco i podbiegł do matki. Ludzie słysząc go rozstąpili się i zrobili mu miejsce. Malfoy wziął ją na ręce. – Trzymaj się, nie zostawiaj mnie! – wykrzyczał do niej ze łzami w oczach, biegnąc w jakąś ciemną uliczkę. – Jesteś jedyną osobą, którą mam! Nie możesz mnie zostawić! – wykrzyczał teleportując się do szpitala.
Wbiegł do szpitala, a wystraszona pulchna blondynka od razu kazała biec mu na ostatnie piętro. Nigdy tak szybko nie biegł. Kiedy tylko dotarł na docelowe piętro wykrzyczał:
- Granger! Dajcie mi tutaj natychmiast Granger!!!
Poruszenie jakie wywołał na oddziale było ogromne. Ludzie patrzyli na niego i na jego matkę, i łapali się za usta. Część nawet przeżegnała się. Po chwili ze swojego gabinetu wyszła wywołana kobieta, w fartuchu, ze spiętymi w wysoki kucyk włosami, w jeansach i swetrze z golfem. W ręku trzymała płaszcz.
- Malfoy, czego chcesz imbe… - krzyknęła, ale przerwała w połowie. Zobaczyła go z matką na rękach. Z jej ciała kapała krew, która zapewne mogłaby pokazać pokonaną przez nich trasę.
Widziała w jego oczach strach, gniew i przeogromny smutek. Po jego policzkach strumieniami płynęły łzy, ale nie dbał o to. Cierpiał. Jego matka umierała przez jakiegoś idiotę, który nie umie odróżnić czerwonego światła od zielonego. Trzymał ją tak na rękach, jakby ważyła tyle co piórko. Na jego zapewne drogim i markowym czarnym płaszczu była ogromna plama krwi, z resztą tak samo jak na butach i spodniach. Płakał, po prostu płakał. Hermiona rzuciła swój płaszcz na podłogę i podbiegła do Malfoyów.
- Kitty, natychmiast każ przyjechać tutaj Wrońskiemu, Kharko, Scott i Quling. Sala operacyjna ma być gotowa na już. Niech teleportują się tutaj od razu. Stan krytyczny, operujemy – wydała polecenie kobiecie, która chyba była pomocnikiem uzdrowicieli. Kobieta od razu wysłała patronusy z informacją o nagłym wypadku. – Malfoy, daj mi swoją mamę, zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ją uratować – powiedziała spokojnie, jakby tłumaczyła coś dziecku i wyczarowała łóżko z kółkami. Draco położył matkę i pocałował ją w dłoń, kiedy Granger prowadziła łóżko w stronę drzwi, na których był napis SALA OPERACYJNA. – Nie możesz tu wejść Malfoy.
- Granger uratuj ją, błagam – wyszeptał blondyn łapiąc ją za rękę i patrząc prosto w jej czekoladowe oczy.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, obiecuję – odpowiedziała. W tym czasie pojawili się zawołani nagle uzdrowiciele i pociągnęli łóżko wraz z pacjentką na salę operacyjną. Hermiona weszła za nimi i zamknęła drzwi. Wiedziała, że ta operacja będzie trudna. Bowiem nie zawsze same eliksiry i zaklęcia wystarczały.
Draco siedział przed wejściem na salę operacyjną i prosił Merlina, aby jego matka wyszła z tego cała i zdrowa. Jego myślenie jeszcze z trzech miesięcy zupełnie się zmieniło. Wtedy uważał, że nie ma opcji, aby ta szlama Granger dotknęła jego lub właśnie Narcyzę. Teraz prosił tylko o to, aby ta zawsze najlepsza uczennica Hogwartu, wiecznie chwalona, z najlepszymi wynikami na SUM-ach i Owutemach wykazała się najlepszymi umiejętnościami ratując jego matkę. Z jego oczu leciały łzy, których nawet nie hamował, ponieważ nie liczyło się dla niego teraz to, co inni pomyślą. On taki silny arystokrata, były śmierciożerca płacze? Tak płacze, bo matka jest najbliższą mu osobą. Nie wyobrażał sobie, że może ją stracić, nie teraz. Potrzebował jej. Jego ojciec, którego nawet nie chciał znać, siedział w Azkabanie. Nie miał więcej rodziny, była tylko ona. Kobieta jego życia.
- Draco, Draco! Tak nam przykro! – usłyszał nagle głos nad sobą. Rozpoznał go bez najmniejszego problemu.
- Smoku, jesteśmy z tobą – dotarł do niego drugi znajomy głos. Podniósł głowę, która do tej pory była oparta na dwóch rękach, a oczy wpatrywały się w podłogę.
- Pans, Blaise? Co wy tu robicie? Skąd wiecie? – zapytał Draco, kiedy przytulali go przyjaciele.
- Byliśmy u mnie w domu, leżeliśmy i graliśmy w karty. Nagle w pokoju pojawił się patronus, chyba wydra i głos kazał nam udać się do Munga na ostatnie piętro natychmiast. Więc teleportowaliśmy się tutaj – odpowiedziała Pansy. Poluźnili uścisk i Pans oraz Draco usiedli na krzesłach, a przed nimi kucał Blaise.
- Wydra? Przecież ja nie mam patronusa… Pewnie to… - zaczął, lecz Blaise nie dał mu skończyć.
- To Granger. Poznałbym jej wkurzający i przemądrzały głos wszędzie. Rozumiem, że ona zajmuje się teraz Narcyzą? – zapytał Blaise i rozsunął płaszcz.
- Tak – odpowiedział krótko i na tym skończyli rozmowę.
Pansy i Blaise pierwszy raz widzieli Dracona w takim stanie. Mężczyzna na ogół bardzo dobrze ukrywał swoje uczucia. Nosił na sobie prawie zawsze maskę obojętności. Nie mówił nigdy co go boli, co go martwi i czym się przejmuje, wszystko tłumił w sobie. Jednak teraz widzieli jak płakał, widzieli wyraz jego oczu, które były przerażająco smutne. Nie chcieli pytać się go jak do tego doszło. Widzieli po jego ubraniach, że musiało to być coś strasznego, bo krew miał wszędzie. Wiedzieli, że nie może jej stracić, ale wierzyli w to, że ta była Gryfonka nie podda się. W końcu tyle o niej słyszeli i minimalnie znali. Gryfoni się nie poddają.
Po półtorej godzinie z sali wyszła czwórka uzdrowicieli ścierając z czoła kropelki potu. Na fartuchach mieli ślady krwi. Po chwili wyszła również Hermiona Granger. Draco od razu wstał i podszedł do niej.
- Co z nią? – spytał patrząc na jej brudny fartuch. Potem przeniósł wzrok na jej twarz. Była bardzo zmęczona.
- Przykro mi Malfoy – zaczęła, a Blaise i Pansy podeszli do przyjaciela. Była Ślizgonka przytuliła się do niego. Zabini pusto patrzył się na Hermionę. – Obrażenia Pani Narcyzy były bardzo poważne. Część udało nam się usunąć dzięki eliksirom. Część zaklęciami, jednak musieliśmy też wykonać hmm… chirurgiczne zabiegi. Z najgorszych rzeczy, to jej kręgosłup. Był jakby przerwany, ale na szczęście mocne zaklęcia sprawiły, że udało nam się go połączyć. Obecnie twoja matka śpi. Daliśmy jej eliksir nasenny. Powinna spać około trzy doby, żeby dojść do siebie. Teraz jest jakby w śpiączce? Nie wiem czy wiesz o czym mówię, ale pewne uszkodzenia sprawiły, że musi trochę poleżeć u nas, dlatego mi przykro. To może być kilka dni, ale też kilka tygodni. Wszystko zależy od tego jak jej ciało będzie się zachowywało. Wierzę w to, że pani Narcyza jest silna i nie będzie musiała tu być dłużej niż tydzień. Ale wszystko będzie dobrze. Oczywiście są prywatne kliniki, do których możesz ją zabrać, jeżeli nie chcesz, żeby leżała w tym szpitalu. Jednak nie pozwolę, aby opuściła go przed swoim obudzeniem. To byłoby bardzo nieodpowiedzialne i głupie, dlatego wierzę, że choć do przebudzenia zostanie u nas. Mamy wyszkoloną kadrę uzdrowicieli i pielęgniarek, którzy zajmą się nią najlepiej jak tylko potrafią. Decyzja należy do ciebie Malfoy – powiedziała Hermiona. Jej orzechowe oczy były zmęczone, pod nimi pojawiły się już cienie. Malfoy patrzył na nią jakby kompletnie nie słyszał co mówi.
- Czy…czyli wszystko będzie dobrze? – zapytała Pansy już nie przytulając Malfoya.
- Dokładnie to powiedziałam. A teraz wybaczcie – powiedziała i skinęła głową.
Swoje kroki skierowała do gabinetu. Od razu wzięła telefon do ręki i zobaczyła piętnaście nieodebranych połączeń od swoich rodziców. Zadzwoniła do nich, a w międzyczasie usiadła przy biurku. Nogi bolały ją niemiłosiernie.
– Mamo przepraszam. Mieliśmy nagły, bardzo poważny przypadek. Muszę zostać tutaj. Przepraszam, naprawdę.
- Kochanie, nic się nie stało. To twoja praca. Zatem zdzwonimy się pewnie jutro. Kochamy Cię najmocniej na świecie – usłyszała głos mamy w swoim telefonie.
- Ja was też – Hermiona usłyszała pukanie w swoje drzwi. – Muszę kończyć, papa – rozłączyła się. – Proszę.
Drzwi otworzyły się, a w nich stał Draco Malfoy. Po krwi na jego ubraniu nie było już śladu. Łzy z jego policzka też zniknęły, choć jego oczy ciągle były smutne i zmartwione. To nie był codzienny widok. Przypuszczała, że Narcyza może być dla niego ważna, ale nie sądziła, że ten zakochany w sobie dupek martwi się o kogoś innego niż o siebie. To on widzi coś więcej niż czubek swojego nosa? Niemożliwe. Jednak to była jego matka, widocznie pomimo surowego wychowania dawała mu matczyną miłość. Nie wyglądała na taką.
- Tak Malfoy? – zapytała wciąż siedząc przy biurku. Malfoy usiadł na krześle naprzeciw niej i przywołał do siebie butelkę wody i szklankę. – Tak, nie krępuj się – warknęła i poprawiła leżące na biurku teczki.
- Mam kilka pytań do ciebie Granger – powiedział kiedy zwilżył usta wodą. Hermiona momentalnie wyprostowała się. Czyżby chciał zapytać ją, czy dotknęła swoją ręką ubrudzoną szlamem jej matkę? Przecież to logiczne…
- Zamieniam się w słuch – rzekła spokojnie oczekując na jakiś bolesny cios. Obelgę, wyzwisko.
- Co się dokładnie stało mojej matce? – zapytał po chwili i wziął łyka wody. Jego twarz spoważniała, a jego oczy znowu były puste i obojętne. Chyba już się uspokoił – pomyślała Hermiona.
- Również ja chciałam cię o to zapytać Malfoy. Podejrzewam, patrząc na obrażenia, że uderzył ją jakiś samochód, który jechał naprawdę szybko. Pękła jej śledziona, miała uszkodzenia kręgosłupa, niestety był też wylew krwi w środku. W głowie ma małego krwiaka, ale po takim uderzeniu, to nic. Miała też złamaną rękę i nogę, ale to już przeszłość. Zaklęciem poskładaliśmy kończyny oraz kręgosłup. Musieliśmy ją otworzyć i zobaczyć co mamy w środku. Bez problemu zatrzymaliśmy krwawienie i zszyliśmy śledzionę. Po operacji daliśmy jej eliksiry na wzmocnienie i na lepsze gojenie. Teraz tak jak mówiłam musi spać, to najlepszy lek – odpowiedziała mu rzeczowo, jednak starając się wytłumaczyć mu to tak, aby zrozumiał. Malfoy chwilę patrzył w okno, jakby przyswajał to co powiedziała.
- Czy mogę ją zobaczyć? – zadał kolejne pytanie, wciąż na nią nie patrząc.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł. Twoja mama potrzebuje spokoju i ciszy – odpowiedziała kobieta i wtedy na nią spojrzał. Jego oczy ponownie wyrażały ból. – Jednak jeżeli chcesz to na minutkę możesz tam wejść, ale na minutkę.
Malfoy kiwnął głową, aby pokazać, że zrozumiał. Hermiona wstała, poprawiła fartuch i włożyła różdżkę w kieszeń. Mężczyzna podniósł się również i przepuścił kobietę w drzwiach. Pani ordynator poprowadziła go korytarzami na izbę pooperacyjną, gdzie przed wejściem kazała założyć Malfoyowi zielony fatuch. Wprowadziła go na salę, gdzie leżała jego matka.
Przy Narcyzie kręciło się kilka kobiet, które zapewne były pielęgniarkami. Obserwowały cały czas, czy nic niepożądanego się nie dzieje. Mierzyły jej temperaturę oraz sprawdzały ciśnienie. Pani Malfoy leżała na łóżku, bez koszulki, ale przykryta do obojczyków. Jej ręce wystawały na kołdrę, z tym, że jedna z nich była w usztywniaczu. Miała na sobie kilka siniaków, które wyglądały już, jakby miała je kilka dni. Oczywiście było to za sprawą odpowiednich maści i eliksirów. Jej twarz była spokojna, oczy zamknięte, a usta były jakby nieco uśmiechnięte. Może śni jej się coś przyjemnego? – pomyślał Draco. Wyglądała jakby spała, bo przecież to robiła. Co prawda z tego co zrozumiał ze słów Granger, to jest to nienaturalnie długi sen. Około trzech dni? Ale ma wtedy dojść do siebie. Potem może ją zabrać do innej kliniki. Przez chwilę przeszło mu to przez myśl, żeby znaleźć dla niej najlepszą i najdroższy szpital prywatny. Jednak potem pomyślał, że tutaj nic jej się nie stanie. Zapewnienia byłej Gryfonki spowodowały, że jego umysł zalał spokój. Nie wiedział czemu, ale czuł, że może jej zaufać, że ona zajmie się najlepiej jego matką. Sam nie wymyśliłby, że odda swoją matkę w jej opiekę. Przecież na dobrą sprawę, żeby się zemścić za wszystkie upokorzenia, mogła doprowadzić do jej śmierci. Ale chyba bez przesady, nikt o zdrowych zmysłach by tego nie zrobił.
- Czy mogę do niej wejść? – zapytał po chwili, kiedy stali w ciszy. Patrzył na nią zza dużego okna.
- Nie – odpowiedziała Granger i założyła ręce na piersiach. Patrzyła jak pielęgniarki krzątają się po Sali.
- Granger, to moja matka – powiedział stanowczo nie zaszczycając jej wzrokiem. Patrzył nieustannie na matkę.
- Malfoy, a moja pacjentka. Nie ma takiej opcji – dopowiedziała i spojrzała na leżącą kobietę, która jakby uśmiechnęła się do niej. – Dobrze Malfoy. Ale dosłownie na dziesięć sekund – ugięła się po raz drugi jego prośbie.
Draco skinął jej głową i wszedł do Sali. Od razu podszedł do matki i ucałował ją w dłoń. Bardzo rzadko to robił, choć wiedział jak bardzo to lubiła. Obiecał sobie, że teraz będzie to robił codziennie.
- Czy pan nie wie, że tu nie można wchodzić? – krzyknęła pulchna siwa kobieta, która była tutaj pielęgniarką.
- Polly, ja pozwoliłam tutaj wejść panu Malfoyowi. Zaraz wychodzi. Jak parametry? – zapytała kobietę.
- Dobrze, wszystko w normie – odpowiedziała krótko Polly i poszła do pokoju obok.
- Malfoy, wychodzimy – powiedziała stanowczo, głosem, który nie znosi sprzeciwu. Malfoy pocałował matkę w dłoń ponownie i wyszedł za panią uzdrowiciel.
Hermiona była wzruszona tym, jak Malfoy przywitał się i pożegnał ze swoją matką. Ucałowanie dłoni kobiecie, zawsze kojarzyło jej się z filmami z lat pięćdziesiątych. To było takie piękne, a niestety mężczyźni coraz rzadziej to robili. Stąd też tak bardzo wzruszyła się z tego co zrobił.
Kiedy doszła do gabinetu otworzyła drzwi zaklęciem i weszła do środka. Ku jej zdziwieniu za nią wtargnął także Malfoy. Myślała, że wyjdzie już ze szpitala, bo było już naprawdę późno. Mieli iść na minutkę do pani Malfoy, a tymczasem byli u niej prawie godzinę, z czego zdecydowaną większość czasu stali i patrzyli się na nią przez szybę. Hermiona podeszła do ekspresu i zrobiła sobie cappuccino. Wiedziała, że musi tu zostać na noc. Nie mogła zostawić ich samych, kiedy leżała tam Narcyza Malfoy. Gdyby coś nie daj Merlinie stałoby się z nią w nocy, Malfoy zrobiłby im taką sprawę, że z odszkodowaniem nie wypłaciliby się przez kilka lat. Kobieta wzięła gorący kubek i postawiła go na biurku, na którym zapaliła lampkę. Liczyła na to, że jak będzie ignorowała blondyna, to sobie pójdzie.
- Czy mogę też zrobić sobie kawę? – zapytał po chwili opierając się nonszalancko o futrynę drzwi.
- Tak – odpowiedziała krótko i sięgnęła po kartę Narcyzy i zaczęła wypełniać odpowiednie pola.
- Granger jak do cholery to się robi? – ponownie zadał pytanie patrząc na ekspres, jakby był to jakiś czarnomagiczny przedmiot.
- Nie pijesz kawy Malfoy? – zapytała się była Gryfonka wstając i podchodząc do niego.
- Mam ludzi, którzy za mnie to robią – powiedział. Nie czuła, żeby mówił to z wyższością.
- Jaka kawa?
- Podwójne espresso – odpowiedział i patrzył na to co klika kobieta. Po chwili podała mu do rąk napój i wróciła na swoje miejsce. Malfoy natomiast usiadł na krześle naprzeciwko niej i patrzył uważnie co robi.
- Możesz się nie gapić? Dekoncentruje mnie to – warknęła podnosząc wzrok. Malfoy rozłożył się na krześle nonszalancko i zmierzwił swoje włosy.
- Granger czy mogę tu spać? – zapytał po około dwudziestu minutach. Hermiona, która akurat piła swoje cappuccino, niemal się nie zakrztusiła.
- Że co? – zapytała po chwili, kiedy się otrząsnęła. Jej oczy były wielkie jak pięć galeonów.
- Masz tutaj kanapę. Chcę być przy matce jak się obudzi – powiedział i spojrzał na nią badawczo. Było widać, że jest strasznie zmęczona. Z resztą widział, że kiedy przyszedł z matką do szpitala, chyba miała wychodzić.
- Twoja mama obudzi się dopiero za trzy dni Malfoy, z pewnością nie zrobi tego wcześniej. Możesz spokojnie jechać do domu i przyjechać w poniedziałek. Nic się nie stanie do tego czasu – stwierdziła spokojnie i ziewnęła. Potrzebowała snu albo mocniejszej kawy.
- Będę tu przez cały czas Granger. Nie ruszam się stąd – stwierdził głosem, który nie przyjmuje sprzeciwu.
- Malfoy, nie mamy tutaj żadnego hotelu. Ta kanapa jest jakby ci to powiedzieć… moja. Jestem tutaj już ponad trzydzieści godzin i nie jadę do domu. Muszę być jeżeli coś działoby się z twoją matką. Chcę położyć się spać, chociaż na chwilę – wyznała szczerze i dla potwierdzenia ziewnęła długo.
Malfoy stał i pod oknem wyczarował sobie łóżko z kołdrą i poduszkami.
- Malfoy! Oszałałeś?! – krzyknęła i podniosła się z fotela opierając ręce na biurku.
- Nie, nie oszalałem. Nie będę spał na korytarzu, bo tak jest za głośno. W razie jeżeli ktoś ciebie obudzi do mojej matki, będę dobrze poinformowany i wstanę razem z tobą Granger. Nie widzę lepszego rozwiązania– powiedział i podszedł do łóżka i ocenił twardość materaca. Twardy, zatem idealny.
- To rozwiązanie tylko na tę jedną noc, jutro wracasz do siebie – warknęła i podeszła do swojej kanapy. Zaklęciem ją rozłożyła i pościeliła. Zdjęła z siebie fartuch, odwiesiła go na wieszak i zawiesiła na drzwiach od szafy.
Po chwili wyszła na korytarz, gdzie powiedziała pielęgniarce, że jest w gabinecie i jeżeli cokolwiek by się działo na oddziale to ma ją natychmiast obudzić. Uprzedziła ją też, że Malfoy jest w jej gabinecie, aby nie była zdziwiona, kiedy wejdzie. Kobieta przytaknęła i życzyła jej dobrego i oby długiego snu. Hermiona wróciła do swojego gabinetu, zamknęła drzwi i spojrzała na Malfoya, który leżał już w wyczarowanym przez siebie łóżku. Granger podeszła do swojej kanapy, zdjęła buty i położyła się pod kołdrą. Kiedy zamknęła oczy usłyszała głos blondyna z łóżka:
- Granger, mam u ciebie dług wdzięczności.
- To moja praca Malfoy – powiedziała zgodnie z prawdą i przekręciła się na bok, tak, że patrzyła na biurko.
- Mimo to Granger mam u ciebie dług wdzięczności – stwierdził stanowczo.
Hermiona uśmiechnęła się i zaklęciem zgasiła wszystkie światła w gabinecie. Upragniony sen przyszedł niemal natychmiast po zamknięciu oczu.
Draco przez dłuższą chwilę nie mógł usnąć, tak jakby czekał, że za chwilę do gabinetu wbiegnie pielęgniarka krzycząc, że jego matka nie żyje. Potrząsnął głową i odwrócił się na bok. Spojrzał na Granger, która spała już z wielkim uśmiechem na twarzy. To dało mu nadzieję na to, że z pewnością wszystko będzie dobrze. Ze spokojem usnął mając przed oczami uśmiechniętą twarz uzdrowicielki.

2 komentarze:

  1. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jest :) Przepraszam, że dzisiaj, ale Internet szwankuje :C
      Całuję,
      Leksia

      Usuń