Witajcie!
Bałam się, że ten rozdział nie pojawi się w terminie, bo pendrive, na którym przechowuje napisane rozdziały nagle przestał ze mną współpracować. Jednak mój chłopak przywrócił mi to, co dla mnie najważniejsze ekspresowo i mamy już piąty rozdział! Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Całuję Was,
Leksia
Od tej pamiętnej, choć nie dla wszystkich imprezy minęły
prawie trzy miesiące, w czasie których wydarzyło się wiele rzeczy. Jednak
zacznijmy od początku, od spraw najważniejszych. Następnego dnia Hermiona
zrobiła bardzo długi wykład Wiktorowi o tym jak się zachował, zapraszając
Malfoya, Zabiniego i Parkinson do niej do mieszkania. Bułgar nawet się nie
tłumaczył, tylko siedział skruszony czekając aż szatynka przestanie krzyczeć.
Jednak to, co usłyszał już niemal bezgłośnym szeptem było jeszcze gorsze od
najgłośniejszego wrzasku. Pamiętał każde jej słowo i mógłby w środku nocy odtworzyć
jej wypowiedź: Wiktorze, zważając na to co powiedziałeś wczorajszego
wieczoru, musimy ograniczyć nasz kontakt do maksymalnego minimum. Nie chcę ci
dawać nadziei na to, że kiedyś będziemy razem, bo nie będziemy. Nie kocham cię
i nigdy się to nie zmieni. Jesteś dla mnie jak przyjaciel, jak brat, którego
nigdy nie miałam, ale z pewnością nic więcej. Wybacz Wiktorze, że to mówię, ale
zapomnij o mnie na jakiś czas, tak będzie lepiej…. Te słowa do tej pory
doprowadzały do łez tego dojrzałego, umięśnionego szukającego Bułgarii.
Niestety, Hermiona nie pozostała tylko na słowach, ale rzeczywiście nie
utrzymywała kontaktu z Wiktorem. Nie odpisywała na listy dłużej niż powinna. Po
kilku próbach kontaktu mężczyzna zrezygnował i nie odzywał się przez dwa
miesiące. Mimo tego, że Krum w tym czasie był dwa razy w Londynie, nie spotkali
się ani razu. Czy było jej przykro? Strasznie, ale nie chciała mu dalej robić
nadziei. Straciła kolejnego z najważniejszych w jej życiu mężczyzn. Była
załamana.
Jedyną ucieczką dla niej była praca, w której o ile to w
ogóle możliwe spędzała jeszcze więcej czasu. Siedziała tam prawie całe dnie i
prawie całe noce, choć tak naprawdę wcale nie musiała. Chciała zająć czymś
głowę, aby nie myśleć, nie analizować, nie wymyślać co byłoby gdyby, bo
to było bez sensu. Jedyne ukojenie dla niej to była właśnie praca. Przez ten
czas adwokat Malfoya ustalił wszystko z prawnikiem szpitala św. Munga i wpłata
20 tysięcy galeonów zawitała do skrytki w Gringottcie. Jednak nie spoczywała
tam zbyt długo. Hermiona w porozumieniu z zarządzającym szpitalem wybrała te
pieniądze i kupiła za nie mugolski, nowoczesny sprzęt do USG oraz RTG.
Wiedziała, że na jej oddziale te medyczne maszyny przydadzą się najbardziej. Prorok
Codzienny oczywiście napisał z racji tego obszerny artykuł, w którym
wyraźnie zaznaczył, że to Draco Malfoy jest fundatorem sprzętu. Tak właśnie
blondyn po raz kolejny wpadł w łaski świata magii, a Hermiona z racji tego
miała najlepszy sprzęt, jaki mogła sobie wymarzyć.
Rodzice Hermiony cały czas podróżowali korzystając z jeszcze
młodych lat i tego, że weszli w spółkę otwierając kolejne gabinety
stomatologiczne. Mimo tego wrócili na święta do Londynu i spędzili ten magiczny
czas z córką.
Ginny i Harry po raz pierwszy mogli spotkać się z
przyjaciółką dopiero tuż przed świętami. Uczniowie Hogwartu, ku zdziwieniu
wszyscy wrócili do domu na ten czas, zatem obydwoje mogli sobie pozwolić na
powrót do Nory. Ich wyczekane spotkanie było dla nich ważniejsze niż całe te
święta. Nie widzieli się trzy miesiące i tęsknili za sobą tak mocno, że na
przywitanie przytulali się chyba z dziesięć minut. Hermiona w końcu mogła
wyżalić im się z tego, co tak długo trzymała w sobie. Oczywiście jak zawsze
wysłuchali ją i wsparli. Żałowali, że nie mogli być przy przyjaciółce wtedy,
kiedy najbardziej ich potrzebowała, ale ona w żadnym wypadku nie miała im tego
za złe. Zarówno Ginny jak i Harry przyznali rację Granger, że dobrze zrobiła
oddalając od siebie Kruma, bo nic dobrego z tego związku by nie było. On w
Bułgarii, a ona w Londynie. Jak to w ogóle mogłoby przetrwać? Jedną z niewielu
pozytywnych informacji było to, że narzeczni wyznaczyli datę ślubu: 14 luty w
zbliżającym się wielkimi krokami nowym roku. Ruda poprosiła Hermione, aby
została jej świadkową, co oczywiście kobieta przyjęła z wielkim entuzjazmem,
który niestety spadł, kiedy dowiedziała się, że świadkiem Harry’ego będzie Ron.
Obiecała sobie wtedy, że Ronald nie zepsuje im tej imprezy, tego dnia, kiedy to
przyszli Potterowie będą na świeczniku.
Hermiona sama z sobą czuła się źle. Miała wyrzuty sumienia,
że tak postąpiła z Wiktorem, którego naprawdę traktowała jak brata. Czasem
zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, ale wtedy przypominała sobie, że przecież
nic do niego nie czuła. Nie byłaby sobą, gdyby wiedziała, jak mocno go
krzywdzi. To nie w jej stylu. Dlatego wolała cierpieć z utraty przyjaciela i
braku kontaktu z nim, niż udawać, że go kocha. Najbardziej znowu bolały
wieczory… były straszne. Siedziała sama i użalała się nad swoim losem. Myślała
wtedy, że skończy jako stara panna. Ginny była szczęśliwa z Harrym. Luna z
Nevillem, cholera! Nawet Parkinson miała narzeczonego. A ona nic, była sama.
Jedyny mężczyzna w jej życiu to Krzywołap. Zatem naprawdę skończyła jako stara
panna z kotem. Często też wtedy siadała do biurka i pisała list do Rona,
którego nigdy nie wysłała, wszystkie paliła zaklęciem, aby w żadnym wypadku nie
został wysłany do odbiorcy. Pisała w nim różne rzeczy np. że brakuje jej go, że
chciałaby się z nim spotkać i wszystko wytłumaczyć, że chciałaby się z nim
jeszcze przyjaźnić. Czasem jednak w listach były słowa bardzo krzywdzące, że
doprowadził ją do takiego stanu w jakim jest teraz. Po takich słowach zawsze
następnego dnia miała wyrzuty sumienia. Jak mogła w ogóle tak pomyśleć?
Dziś był 27 grudnia. Londyn był pokryty kilkucentymetrową
warstwą białego puchu. Ludzie ciągle świętując siedzieli w swoich cieplutkich
domach i nie wystawiali nosów za drzwi. Hermiona siedziała w pracy, ale za
niecałą godzinę miała ją kończyć. Ten dyżur ciągnął się w nieskończoność. Nic
się nie działo, pacjenci w większości opuścili św. Munga tuż przed świętami,
aby spędzić je z rodziną. Panna Granger była umówiona z mamą, że zaraz po
skończonym całodobowym dyżurze w szpitalu przyjedzie do domu. Żeby zabić czas
pani ordynator uzupełniała wszystkie papiery i sprawdzała karty poprzednich
pacjentów, czy nie ma tam żadnych niezgodności, jednak nawet tego już jej
zabrakło. Zrobiła obchód po wszystkich zajętych salach, sprawdziła stan
eliksirów, rozmawiała z innymi uzdrowicielami. Naprawdę jej się nudziło, jak
nigdy. Hermiona z braku zadań udała się na parter, aby porozmawiać z pulchną
blondynkom, która siedziała na informacji. Pani Dorothy była niezwykle miłą kobietą,
która traktowała ją jak wnuczkę. Kiedy zostało jej już pięć minut pracy panna
Granger weszła na swoje piętro i udała się do swojego gabinetu. Kiedy zmieniała
fartuch na karmelowy płaszcz zimowy usłyszała znajomy głoś krzyczący:
- Granger! Dajcie mi tutaj natychmiast Granger!!!
~*~
Draco Malfoy siedział właśnie w jednej z droższych
restauracji mugolskich i czekał na swoją matkę z którą umówił się na kolację.
Przyszedł wcześniej, bo skończył pracę ku jego zdziwieniu o czasie. W czasie
świątecznym licho wcale nie spało i mieli dużo spraw do załatwienia, a niestety
aurorzy też chcieli mieć wolne. Zatem Malfoy siedział i zajmował się jak
największą ilością rzeczy, aby jego podwładni mogli w spokoju działać. Byli oni
zadowoleni, bo ich szef odwalał za nich najgorszą robotę – wypełnianie
papierków.
Tak więc Draco siedział i myślał. Teraz w jego głowie
siedział ostatni list Wiktora Kruma, który prosił go, aby opiekował się
Granger, bo on znika na dłuższy czas. Malfoy czytając ten list zaśmiał się
bardzo głośno. On? Miałby opiekować się Granger? To było zabawne, bardzo
zabawne. Dwójka wrogów, która tak naprawdę nie ma ze sobą kontaktu. Nie ma, bo
od ostatniej imprezy u niej w domu nie widzieli się wcale. Draco wcale nie
żałował. Nie potrzebował jej do szczęścia, ani w ogóle do życia. Nie
interesowało go co ona robi i z kim, choć kiedy był świadkiem tego, że Krum
wyznaje jej miłość, a ona bezpardonowo go odrzuca, mówiąc, że go nie kocha,
chciał jej pogratulować serdecznie. Co jak co, ale ona i Krum? To śmieszne połączenie.
Lubił Wiktora, ale nie uważał, aby był on wystarczający dla Granger. W każdym
razie, kiedy na niego wpadła i tak troskliwie zajęła się jego głową, poczuł
nawet jakieś pozytywne uczucie do niej. Nie przejmowała się, że się nie lubią,
tylko chciała mu pomóc. Była ponad nienawiścią do niego. Potem kiedy podała mu
rękę i ją zabrała mówiąc, że zapewne nie chce ubrudzić się szlamem, chciał się
zaśmiać. Z jej ust było to niezwykle śmieszne, ale nie chciał jej tego
pokazywać. W końcu był arystokratą, nie mógł okazywać swoich uczuć byle komu.
Co do prośby Kruma, odpisał mu, że w żadnym wypadku nie zamierza śledzić
Granger, ani w ogóle się nią interesować, bo ma ciekawsze rzeczy do roboty. Na
przykład spotykanie się z jego nową koleżanką: Alex, którą poznał w
Ministerstwie Magii. Pracowała bodajże w Departamencie Kontroli nad Magicznymi
Stworzeniami jako sekretarka, ale nie był pewny. Ta niska, szczupła szatynka
nie była do rozmowy, ale do rozładowania swoich emocji w łóżku albo na biurku
lub w windzie. W zależności gdzie się umówili lub spotkali. To mu pasowało,
kolejna koleżanka do kolekcji. Spotykał się na zmianę z Anną i Alex, oczywiście
żadna nie wiedziała o istnieniu drugiej, tak na wszelki wypadek. Takie układy
mu pasowały. Co prawda Narcyza powiedziała mu otwarcie, że jest gotowa, aby
zostać babcią, jednak Draco ją tylko wyśmiał. On nie był gotowy, aby wejść w
poważny związek, wolał przygodne znajomości. Choć może wynikało to z tego, że
nie znalazł odpowiedniej kandydatki.
Mądrej… co najmniej jak on.
Ładnej… żeby móc z nią wyglądać idealnie.
Z charakterem… żeby potrafiła mu odpowiedzieć na jego
zaczepki.
Upartej… żeby nie pozwoliła mu odejść.
Odważnej… żeby odważyła się z nim coś zbudować.
Draco poruszył głową jakby chciał wyrzuć z głowy te głupie myśli.
Spojrzał przez okno i zobaczył swoją matkę, która machała do niego radośnie.
Przechodziła właśnie na pasach. Draco odmachał jej i wtedy to się stało.
Pisk…
Huk…
Trzask…
Krzyk…
I cisza.
Blondyn patrzył w okno i nie wiedział co ma zrobić. Jego
matkę właśnie potrącił jakiś idiota. Ludzie z restauracji wybiegli na pomoc, a
Draco w końcu się otrząsnął z szoku. Zabrał kurtkę i wybiegł z lokalu. Naokoło
Narcyzy była już grupka ludzi, którzy przyglądali się kobiecie. Leżała tak,
uśmiechnięta, choć z jej oczu leciały łzy. Krew wydostająca się z tyłu głowy
oraz ust i brzucha stworzyła w tym czasie dużą kałużę,
- Odsuńcie się! – krzyknął Draco i podbiegł do matki. Ludzie
słysząc go rozstąpili się i zrobili mu miejsce. Malfoy wziął ją na ręce. –
Trzymaj się, nie zostawiaj mnie! – wykrzyczał do niej ze łzami w oczach,
biegnąc w jakąś ciemną uliczkę. – Jesteś jedyną osobą, którą mam! Nie możesz
mnie zostawić! – wykrzyczał teleportując się do szpitala.
Wbiegł do szpitala, a wystraszona pulchna blondynka od razu
kazała biec mu na ostatnie piętro. Nigdy tak szybko nie biegł. Kiedy tylko
dotarł na docelowe piętro wykrzyczał:
- Granger! Dajcie mi tutaj natychmiast Granger!!!
Poruszenie jakie wywołał na oddziale było ogromne. Ludzie
patrzyli na niego i na jego matkę, i łapali się za usta. Część nawet
przeżegnała się. Po chwili ze swojego gabinetu wyszła wywołana kobieta, w
fartuchu, ze spiętymi w wysoki kucyk włosami, w jeansach i swetrze z golfem. W
ręku trzymała płaszcz.
- Malfoy, czego chcesz imbe… - krzyknęła, ale przerwała w
połowie. Zobaczyła go z matką na rękach. Z jej ciała kapała krew, która zapewne
mogłaby pokazać pokonaną przez nich trasę.
Widziała w jego oczach strach, gniew i przeogromny smutek.
Po jego policzkach strumieniami płynęły łzy, ale nie dbał o to. Cierpiał. Jego
matka umierała przez jakiegoś idiotę, który nie umie odróżnić czerwonego
światła od zielonego. Trzymał ją tak na rękach, jakby ważyła tyle co piórko. Na
jego zapewne drogim i markowym czarnym płaszczu była ogromna plama krwi, z
resztą tak samo jak na butach i spodniach. Płakał, po prostu płakał. Hermiona
rzuciła swój płaszcz na podłogę i podbiegła do Malfoyów.
- Kitty, natychmiast każ przyjechać tutaj Wrońskiemu,
Kharko, Scott i Quling. Sala operacyjna ma być gotowa na już. Niech teleportują
się tutaj od razu. Stan krytyczny, operujemy – wydała polecenie kobiecie, która
chyba była pomocnikiem uzdrowicieli. Kobieta od razu wysłała patronusy z
informacją o nagłym wypadku. – Malfoy, daj mi swoją mamę, zrobię wszystko co w
mojej mocy, żeby ją uratować – powiedziała spokojnie, jakby tłumaczyła coś
dziecku i wyczarowała łóżko z kółkami. Draco położył matkę i pocałował ją w
dłoń, kiedy Granger prowadziła łóżko w stronę drzwi, na których był napis SALA
OPERACYJNA. – Nie możesz tu wejść Malfoy.
- Granger uratuj ją, błagam – wyszeptał blondyn łapiąc ją za
rękę i patrząc prosto w jej czekoladowe oczy.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, obiecuję – odpowiedziała.
W tym czasie pojawili się zawołani nagle uzdrowiciele i pociągnęli łóżko wraz z
pacjentką na salę operacyjną. Hermiona weszła za nimi i zamknęła drzwi.
Wiedziała, że ta operacja będzie trudna. Bowiem nie zawsze same eliksiry i
zaklęcia wystarczały.
Draco siedział przed wejściem na salę operacyjną i prosił
Merlina, aby jego matka wyszła z tego cała i zdrowa. Jego myślenie jeszcze z
trzech miesięcy zupełnie się zmieniło. Wtedy uważał, że nie ma opcji, aby ta
szlama Granger dotknęła jego lub właśnie Narcyzę. Teraz prosił tylko o to, aby
ta zawsze najlepsza uczennica Hogwartu, wiecznie chwalona, z najlepszymi
wynikami na SUM-ach i Owutemach wykazała się najlepszymi umiejętnościami
ratując jego matkę. Z jego oczu leciały łzy, których nawet nie hamował, ponieważ
nie liczyło się dla niego teraz to, co inni pomyślą. On taki silny arystokrata,
były śmierciożerca płacze? Tak płacze, bo matka jest najbliższą mu osobą. Nie
wyobrażał sobie, że może ją stracić, nie teraz. Potrzebował jej. Jego ojciec,
którego nawet nie chciał znać, siedział w Azkabanie. Nie miał więcej rodziny,
była tylko ona. Kobieta jego życia.
- Draco, Draco! Tak nam przykro! – usłyszał nagle głos nad
sobą. Rozpoznał go bez najmniejszego problemu.
- Smoku, jesteśmy z tobą – dotarł do niego drugi znajomy
głos. Podniósł głowę, która do tej pory była oparta na dwóch rękach, a oczy
wpatrywały się w podłogę.
- Pans, Blaise? Co wy tu robicie? Skąd wiecie? – zapytał
Draco, kiedy przytulali go przyjaciele.
- Byliśmy u mnie w domu, leżeliśmy i graliśmy w karty. Nagle
w pokoju pojawił się patronus, chyba wydra i głos kazał nam udać się do Munga na
ostatnie piętro natychmiast. Więc teleportowaliśmy się tutaj – odpowiedziała
Pansy. Poluźnili uścisk i Pans oraz Draco usiedli na krzesłach, a przed nimi
kucał Blaise.
- Wydra? Przecież ja nie mam patronusa… Pewnie to… - zaczął,
lecz Blaise nie dał mu skończyć.
- To Granger. Poznałbym jej wkurzający i przemądrzały głos
wszędzie. Rozumiem, że ona zajmuje się teraz Narcyzą? – zapytał Blaise i
rozsunął płaszcz.
- Tak – odpowiedział krótko i na tym skończyli rozmowę.
Pansy i Blaise pierwszy raz widzieli Dracona w takim stanie.
Mężczyzna na ogół bardzo dobrze ukrywał swoje uczucia. Nosił na sobie prawie
zawsze maskę obojętności. Nie mówił nigdy co go boli, co go martwi i czym się
przejmuje, wszystko tłumił w sobie. Jednak teraz widzieli jak płakał, widzieli
wyraz jego oczu, które były przerażająco smutne. Nie chcieli pytać się go jak
do tego doszło. Widzieli po jego ubraniach, że musiało to być coś strasznego,
bo krew miał wszędzie. Wiedzieli, że nie może jej stracić, ale wierzyli w to,
że ta była Gryfonka nie podda się. W końcu tyle o niej słyszeli i minimalnie
znali. Gryfoni się nie poddają.
Po półtorej godzinie z sali wyszła czwórka uzdrowicieli
ścierając z czoła kropelki potu. Na fartuchach mieli ślady krwi. Po chwili
wyszła również Hermiona Granger. Draco od razu wstał i podszedł do niej.
- Co z nią? – spytał patrząc na jej brudny fartuch. Potem
przeniósł wzrok na jej twarz. Była bardzo zmęczona.
- Przykro mi Malfoy – zaczęła, a Blaise i Pansy podeszli do
przyjaciela. Była Ślizgonka przytuliła się do niego. Zabini pusto patrzył się
na Hermionę. – Obrażenia Pani Narcyzy były bardzo poważne. Część udało nam się
usunąć dzięki eliksirom. Część zaklęciami, jednak musieliśmy też wykonać hmm…
chirurgiczne zabiegi. Z najgorszych rzeczy, to jej kręgosłup. Był jakby
przerwany, ale na szczęście mocne zaklęcia sprawiły, że udało nam się go
połączyć. Obecnie twoja matka śpi. Daliśmy jej eliksir nasenny. Powinna spać
około trzy doby, żeby dojść do siebie. Teraz jest jakby w śpiączce? Nie wiem
czy wiesz o czym mówię, ale pewne uszkodzenia sprawiły, że musi trochę poleżeć
u nas, dlatego mi przykro. To może być kilka dni, ale też kilka tygodni. Wszystko
zależy od tego jak jej ciało będzie się zachowywało. Wierzę w to, że pani
Narcyza jest silna i nie będzie musiała tu być dłużej niż tydzień. Ale wszystko
będzie dobrze. Oczywiście są prywatne kliniki, do których możesz ją zabrać,
jeżeli nie chcesz, żeby leżała w tym szpitalu. Jednak nie pozwolę, aby opuściła
go przed swoim obudzeniem. To byłoby bardzo nieodpowiedzialne i głupie, dlatego
wierzę, że choć do przebudzenia zostanie u nas. Mamy wyszkoloną kadrę
uzdrowicieli i pielęgniarek, którzy zajmą się nią najlepiej jak tylko potrafią.
Decyzja należy do ciebie Malfoy – powiedziała Hermiona. Jej orzechowe oczy były
zmęczone, pod nimi pojawiły się już cienie. Malfoy patrzył na nią jakby
kompletnie nie słyszał co mówi.
- Czy…czyli wszystko będzie dobrze? – zapytała Pansy już nie
przytulając Malfoya.
- Dokładnie to powiedziałam. A teraz wybaczcie – powiedziała
i skinęła głową.
Swoje kroki skierowała do gabinetu. Od razu wzięła telefon
do ręki i zobaczyła piętnaście nieodebranych połączeń od swoich rodziców. Zadzwoniła
do nich, a w międzyczasie usiadła przy biurku. Nogi bolały ją niemiłosiernie.
– Mamo przepraszam. Mieliśmy nagły, bardzo poważny
przypadek. Muszę zostać tutaj. Przepraszam, naprawdę.
- Kochanie, nic się nie stało. To twoja praca. Zatem
zdzwonimy się pewnie jutro. Kochamy Cię najmocniej na świecie – usłyszała głos
mamy w swoim telefonie.
- Ja was też – Hermiona usłyszała pukanie w swoje drzwi. –
Muszę kończyć, papa – rozłączyła się. – Proszę.
Drzwi otworzyły się, a w nich stał Draco Malfoy. Po krwi na
jego ubraniu nie było już śladu. Łzy z jego policzka też zniknęły, choć jego
oczy ciągle były smutne i zmartwione. To nie był codzienny widok.
Przypuszczała, że Narcyza może być dla niego ważna, ale nie sądziła, że ten
zakochany w sobie dupek martwi się o kogoś innego niż o siebie. To on widzi coś
więcej niż czubek swojego nosa? Niemożliwe. Jednak to była jego matka,
widocznie pomimo surowego wychowania dawała mu matczyną miłość. Nie wyglądała
na taką.
- Tak Malfoy? – zapytała wciąż siedząc przy biurku. Malfoy
usiadł na krześle naprzeciw niej i przywołał do siebie butelkę wody i szklankę.
– Tak, nie krępuj się – warknęła i poprawiła leżące na biurku teczki.
- Mam kilka pytań do ciebie Granger – powiedział kiedy
zwilżył usta wodą. Hermiona momentalnie wyprostowała się. Czyżby chciał zapytać
ją, czy dotknęła swoją ręką ubrudzoną szlamem jej matkę? Przecież to logiczne…
- Zamieniam się w słuch – rzekła spokojnie oczekując na
jakiś bolesny cios. Obelgę, wyzwisko.
- Co się dokładnie stało mojej matce? – zapytał po chwili i
wziął łyka wody. Jego twarz spoważniała, a jego oczy znowu były puste i
obojętne. Chyba już się uspokoił – pomyślała Hermiona.
- Również ja chciałam cię o to zapytać Malfoy. Podejrzewam,
patrząc na obrażenia, że uderzył ją jakiś samochód, który jechał naprawdę
szybko. Pękła jej śledziona, miała uszkodzenia kręgosłupa, niestety był też
wylew krwi w środku. W głowie ma małego krwiaka, ale po takim uderzeniu, to
nic. Miała też złamaną rękę i nogę, ale to już przeszłość. Zaklęciem
poskładaliśmy kończyny oraz kręgosłup. Musieliśmy ją otworzyć i zobaczyć co
mamy w środku. Bez problemu zatrzymaliśmy krwawienie i zszyliśmy śledzionę. Po
operacji daliśmy jej eliksiry na wzmocnienie i na lepsze gojenie. Teraz tak jak
mówiłam musi spać, to najlepszy lek – odpowiedziała mu rzeczowo, jednak
starając się wytłumaczyć mu to tak, aby zrozumiał. Malfoy chwilę patrzył w
okno, jakby przyswajał to co powiedziała.
- Czy mogę ją zobaczyć? – zadał kolejne pytanie, wciąż na
nią nie patrząc.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł. Twoja mama
potrzebuje spokoju i ciszy – odpowiedziała kobieta i wtedy na nią spojrzał.
Jego oczy ponownie wyrażały ból. – Jednak jeżeli chcesz to na minutkę możesz
tam wejść, ale na minutkę.
Malfoy kiwnął głową, aby pokazać, że zrozumiał. Hermiona
wstała, poprawiła fartuch i włożyła różdżkę w kieszeń. Mężczyzna podniósł się
również i przepuścił kobietę w drzwiach. Pani ordynator poprowadziła go
korytarzami na izbę pooperacyjną, gdzie przed wejściem kazała założyć Malfoyowi
zielony fatuch. Wprowadziła go na salę, gdzie leżała jego matka.
Przy Narcyzie kręciło się kilka kobiet, które zapewne były
pielęgniarkami. Obserwowały cały czas, czy nic niepożądanego się nie dzieje.
Mierzyły jej temperaturę oraz sprawdzały ciśnienie. Pani Malfoy leżała na
łóżku, bez koszulki, ale przykryta do obojczyków. Jej ręce wystawały na kołdrę,
z tym, że jedna z nich była w usztywniaczu. Miała na sobie kilka siniaków,
które wyglądały już, jakby miała je kilka dni. Oczywiście było to za sprawą
odpowiednich maści i eliksirów. Jej twarz była spokojna, oczy zamknięte, a usta
były jakby nieco uśmiechnięte. Może śni jej się coś przyjemnego? – pomyślał
Draco. Wyglądała jakby spała, bo przecież to robiła. Co prawda z tego co
zrozumiał ze słów Granger, to jest to nienaturalnie długi sen. Około trzech
dni? Ale ma wtedy dojść do siebie. Potem może ją zabrać do innej kliniki. Przez
chwilę przeszło mu to przez myśl, żeby znaleźć dla niej najlepszą i najdroższy
szpital prywatny. Jednak potem pomyślał, że tutaj nic jej się nie stanie.
Zapewnienia byłej Gryfonki spowodowały, że jego umysł zalał spokój. Nie
wiedział czemu, ale czuł, że może jej zaufać, że ona zajmie się najlepiej jego
matką. Sam nie wymyśliłby, że odda swoją matkę w jej opiekę. Przecież na dobrą
sprawę, żeby się zemścić za wszystkie upokorzenia, mogła doprowadzić do jej
śmierci. Ale chyba bez przesady, nikt o zdrowych zmysłach by tego nie zrobił.
- Czy mogę do niej wejść? – zapytał po chwili, kiedy stali w
ciszy. Patrzył na nią zza dużego okna.
- Nie – odpowiedziała Granger i założyła ręce na piersiach.
Patrzyła jak pielęgniarki krzątają się po Sali.
- Granger, to moja matka – powiedział stanowczo nie
zaszczycając jej wzrokiem. Patrzył nieustannie na matkę.
- Malfoy, a moja pacjentka. Nie ma takiej opcji – dopowiedziała
i spojrzała na leżącą kobietę, która jakby uśmiechnęła się do niej. – Dobrze
Malfoy. Ale dosłownie na dziesięć sekund – ugięła się po raz drugi jego
prośbie.
Draco skinął jej głową i wszedł do Sali. Od razu podszedł do
matki i ucałował ją w dłoń. Bardzo rzadko to robił, choć wiedział jak bardzo to
lubiła. Obiecał sobie, że teraz będzie to robił codziennie.
- Czy pan nie wie, że tu nie można wchodzić? – krzyknęła
pulchna siwa kobieta, która była tutaj pielęgniarką.
- Polly, ja pozwoliłam tutaj wejść panu Malfoyowi. Zaraz
wychodzi. Jak parametry? – zapytała kobietę.
- Dobrze, wszystko w normie – odpowiedziała krótko Polly i
poszła do pokoju obok.
- Malfoy, wychodzimy – powiedziała stanowczo, głosem, który
nie znosi sprzeciwu. Malfoy pocałował matkę w dłoń ponownie i wyszedł za panią
uzdrowiciel.
Hermiona była wzruszona tym, jak Malfoy przywitał się i
pożegnał ze swoją matką. Ucałowanie dłoni kobiecie, zawsze kojarzyło jej się z
filmami z lat pięćdziesiątych. To było takie piękne, a niestety mężczyźni coraz
rzadziej to robili. Stąd też tak bardzo wzruszyła się z tego co zrobił.
Kiedy doszła do gabinetu otworzyła drzwi zaklęciem i weszła
do środka. Ku jej zdziwieniu za nią wtargnął także Malfoy. Myślała, że wyjdzie
już ze szpitala, bo było już naprawdę późno. Mieli iść na minutkę do pani
Malfoy, a tymczasem byli u niej prawie godzinę, z czego zdecydowaną większość
czasu stali i patrzyli się na nią przez szybę. Hermiona podeszła do ekspresu i
zrobiła sobie cappuccino. Wiedziała, że musi tu zostać na noc. Nie mogła
zostawić ich samych, kiedy leżała tam Narcyza Malfoy. Gdyby coś nie daj
Merlinie stałoby się z nią w nocy, Malfoy zrobiłby im taką sprawę, że z
odszkodowaniem nie wypłaciliby się przez kilka lat. Kobieta wzięła gorący kubek
i postawiła go na biurku, na którym zapaliła lampkę. Liczyła na to, że jak
będzie ignorowała blondyna, to sobie pójdzie.
- Czy mogę też zrobić sobie kawę? – zapytał po chwili
opierając się nonszalancko o futrynę drzwi.
- Tak – odpowiedziała krótko i sięgnęła po kartę Narcyzy i
zaczęła wypełniać odpowiednie pola.
- Granger jak do cholery to się robi? – ponownie zadał
pytanie patrząc na ekspres, jakby był to jakiś czarnomagiczny przedmiot.
- Nie pijesz kawy Malfoy? – zapytała się była Gryfonka
wstając i podchodząc do niego.
- Mam ludzi, którzy za mnie to robią – powiedział. Nie
czuła, żeby mówił to z wyższością.
- Jaka kawa?
- Podwójne espresso – odpowiedział i patrzył na to co klika
kobieta. Po chwili podała mu do rąk napój i wróciła na swoje miejsce. Malfoy
natomiast usiadł na krześle naprzeciwko niej i patrzył uważnie co robi.
- Możesz się nie gapić? Dekoncentruje mnie to – warknęła
podnosząc wzrok. Malfoy rozłożył się na krześle nonszalancko i zmierzwił swoje
włosy.
- Granger czy mogę tu spać? – zapytał po około dwudziestu
minutach. Hermiona, która akurat piła swoje cappuccino, niemal się nie
zakrztusiła.
- Że co? – zapytała po chwili, kiedy się otrząsnęła. Jej
oczy były wielkie jak pięć galeonów.
- Masz tutaj kanapę. Chcę być przy matce jak się obudzi –
powiedział i spojrzał na nią badawczo. Było widać, że jest strasznie zmęczona.
Z resztą widział, że kiedy przyszedł z matką do szpitala, chyba miała
wychodzić.
- Twoja mama obudzi się dopiero za trzy dni Malfoy, z
pewnością nie zrobi tego wcześniej. Możesz spokojnie jechać do domu i
przyjechać w poniedziałek. Nic się nie stanie do tego czasu – stwierdziła
spokojnie i ziewnęła. Potrzebowała snu albo mocniejszej kawy.
- Będę tu przez cały czas Granger. Nie ruszam się stąd –
stwierdził głosem, który nie przyjmuje sprzeciwu.
- Malfoy, nie mamy tutaj żadnego hotelu. Ta kanapa jest
jakby ci to powiedzieć… moja. Jestem tutaj już ponad trzydzieści godzin i nie
jadę do domu. Muszę być jeżeli coś działoby się z twoją matką. Chcę położyć się
spać, chociaż na chwilę – wyznała szczerze i dla potwierdzenia ziewnęła długo.
Malfoy stał i pod oknem wyczarował sobie łóżko z kołdrą i
poduszkami.
- Malfoy! Oszałałeś?! – krzyknęła i podniosła się z fotela
opierając ręce na biurku.
- Nie, nie oszalałem. Nie będę spał na korytarzu, bo tak
jest za głośno. W razie jeżeli ktoś ciebie obudzi do mojej matki, będę dobrze
poinformowany i wstanę razem z tobą Granger. Nie widzę lepszego rozwiązania–
powiedział i podszedł do łóżka i ocenił twardość materaca. Twardy, zatem
idealny.
- To rozwiązanie tylko na tę jedną noc, jutro wracasz do
siebie – warknęła i podeszła do swojej kanapy. Zaklęciem ją rozłożyła i
pościeliła. Zdjęła z siebie fartuch, odwiesiła go na wieszak i zawiesiła na
drzwiach od szafy.
Po chwili wyszła na korytarz, gdzie powiedziała
pielęgniarce, że jest w gabinecie i jeżeli cokolwiek by się działo na oddziale
to ma ją natychmiast obudzić. Uprzedziła ją też, że Malfoy jest w jej
gabinecie, aby nie była zdziwiona, kiedy wejdzie. Kobieta przytaknęła i życzyła
jej dobrego i oby długiego snu. Hermiona wróciła do swojego gabinetu, zamknęła
drzwi i spojrzała na Malfoya, który leżał już w wyczarowanym przez siebie
łóżku. Granger podeszła do swojej kanapy, zdjęła buty i położyła się pod
kołdrą. Kiedy zamknęła oczy usłyszała głos blondyna z łóżka:
- Granger, mam u ciebie dług wdzięczności.
- To moja praca Malfoy – powiedziała zgodnie z prawdą i
przekręciła się na bok, tak, że patrzyła na biurko.
- Mimo to Granger mam u ciebie dług wdzięczności –
stwierdził stanowczo.
Hermiona uśmiechnęła się i zaklęciem zgasiła wszystkie
światła w gabinecie. Upragniony sen przyszedł niemal natychmiast po zamknięciu
oczu.
Draco przez dłuższą chwilę nie mógł usnąć, tak jakby czekał,
że za chwilę do gabinetu wbiegnie pielęgniarka krzycząc, że jego matka nie
żyje. Potrząsnął głową i odwrócił się na bok. Spojrzał na Granger, która spała
już z wielkim uśmiechem na twarzy. To dało mu nadzieję na to, że z pewnością
wszystko będzie dobrze. Ze spokojem usnął mając przed oczami uśmiechniętą twarz
uzdrowicielki.