czwartek, 30 kwietnia 2020

Rozdział 5 - To moja praca Malfoy


Witajcie!
Bałam się, że ten rozdział nie pojawi się w terminie, bo pendrive, na którym przechowuje napisane rozdziały nagle przestał ze mną współpracować. Jednak mój chłopak przywrócił mi to, co dla mnie najważniejsze ekspresowo i mamy już piąty rozdział! Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Całuję Was,
Leksia


Od tej pamiętnej, choć nie dla wszystkich imprezy minęły prawie trzy miesiące, w czasie których wydarzyło się wiele rzeczy. Jednak zacznijmy od początku, od spraw najważniejszych. Następnego dnia Hermiona zrobiła bardzo długi wykład Wiktorowi o tym jak się zachował, zapraszając Malfoya, Zabiniego i Parkinson do niej do mieszkania. Bułgar nawet się nie tłumaczył, tylko siedział skruszony czekając aż szatynka przestanie krzyczeć. Jednak to, co usłyszał już niemal bezgłośnym szeptem było jeszcze gorsze od najgłośniejszego wrzasku. Pamiętał każde jej słowo i mógłby w środku nocy odtworzyć jej wypowiedź: Wiktorze, zważając na to co powiedziałeś wczorajszego wieczoru, musimy ograniczyć nasz kontakt do maksymalnego minimum. Nie chcę ci dawać nadziei na to, że kiedyś będziemy razem, bo nie będziemy. Nie kocham cię i nigdy się to nie zmieni. Jesteś dla mnie jak przyjaciel, jak brat, którego nigdy nie miałam, ale z pewnością nic więcej. Wybacz Wiktorze, że to mówię, ale zapomnij o mnie na jakiś czas, tak będzie lepiej…. Te słowa do tej pory doprowadzały do łez tego dojrzałego, umięśnionego szukającego Bułgarii. Niestety, Hermiona nie pozostała tylko na słowach, ale rzeczywiście nie utrzymywała kontaktu z Wiktorem. Nie odpisywała na listy dłużej niż powinna. Po kilku próbach kontaktu mężczyzna zrezygnował i nie odzywał się przez dwa miesiące. Mimo tego, że Krum w tym czasie był dwa razy w Londynie, nie spotkali się ani razu. Czy było jej przykro? Strasznie, ale nie chciała mu dalej robić nadziei. Straciła kolejnego z najważniejszych w jej życiu mężczyzn. Była załamana.
Jedyną ucieczką dla niej była praca, w której o ile to w ogóle możliwe spędzała jeszcze więcej czasu. Siedziała tam prawie całe dnie i prawie całe noce, choć tak naprawdę wcale nie musiała. Chciała zająć czymś głowę, aby nie myśleć, nie analizować, nie wymyślać co byłoby gdyby, bo to było bez sensu. Jedyne ukojenie dla niej to była właśnie praca. Przez ten czas adwokat Malfoya ustalił wszystko z prawnikiem szpitala św. Munga i wpłata 20 tysięcy galeonów zawitała do skrytki w Gringottcie. Jednak nie spoczywała tam zbyt długo. Hermiona w porozumieniu z zarządzającym szpitalem wybrała te pieniądze i kupiła za nie mugolski, nowoczesny sprzęt do USG oraz RTG. Wiedziała, że na jej oddziale te medyczne maszyny przydadzą się najbardziej. Prorok Codzienny oczywiście napisał z racji tego obszerny artykuł, w którym wyraźnie zaznaczył, że to Draco Malfoy jest fundatorem sprzętu. Tak właśnie blondyn po raz kolejny wpadł w łaski świata magii, a Hermiona z racji tego miała najlepszy sprzęt, jaki mogła sobie wymarzyć.
Rodzice Hermiony cały czas podróżowali korzystając z jeszcze młodych lat i tego, że weszli w spółkę otwierając kolejne gabinety stomatologiczne. Mimo tego wrócili na święta do Londynu i spędzili ten magiczny czas z córką.
Ginny i Harry po raz pierwszy mogli spotkać się z przyjaciółką dopiero tuż przed świętami. Uczniowie Hogwartu, ku zdziwieniu wszyscy wrócili do domu na ten czas, zatem obydwoje mogli sobie pozwolić na powrót do Nory. Ich wyczekane spotkanie było dla nich ważniejsze niż całe te święta. Nie widzieli się trzy miesiące i tęsknili za sobą tak mocno, że na przywitanie przytulali się chyba z dziesięć minut. Hermiona w końcu mogła wyżalić im się z tego, co tak długo trzymała w sobie. Oczywiście jak zawsze wysłuchali ją i wsparli. Żałowali, że nie mogli być przy przyjaciółce wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebowała, ale ona w żadnym wypadku nie miała im tego za złe. Zarówno Ginny jak i Harry przyznali rację Granger, że dobrze zrobiła oddalając od siebie Kruma, bo nic dobrego z tego związku by nie było. On w Bułgarii, a ona w Londynie. Jak to w ogóle mogłoby przetrwać? Jedną z niewielu pozytywnych informacji było to, że narzeczni wyznaczyli datę ślubu: 14 luty w zbliżającym się wielkimi krokami nowym roku. Ruda poprosiła Hermione, aby została jej świadkową, co oczywiście kobieta przyjęła z wielkim entuzjazmem, który niestety spadł, kiedy dowiedziała się, że świadkiem Harry’ego będzie Ron. Obiecała sobie wtedy, że Ronald nie zepsuje im tej imprezy, tego dnia, kiedy to przyszli Potterowie będą na świeczniku.
Hermiona sama z sobą czuła się źle. Miała wyrzuty sumienia, że tak postąpiła z Wiktorem, którego naprawdę traktowała jak brata. Czasem zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, ale wtedy przypominała sobie, że przecież nic do niego nie czuła. Nie byłaby sobą, gdyby wiedziała, jak mocno go krzywdzi. To nie w jej stylu. Dlatego wolała cierpieć z utraty przyjaciela i braku kontaktu z nim, niż udawać, że go kocha. Najbardziej znowu bolały wieczory… były straszne. Siedziała sama i użalała się nad swoim losem. Myślała wtedy, że skończy jako stara panna. Ginny była szczęśliwa z Harrym. Luna z Nevillem, cholera! Nawet Parkinson miała narzeczonego. A ona nic, była sama. Jedyny mężczyzna w jej życiu to Krzywołap. Zatem naprawdę skończyła jako stara panna z kotem. Często też wtedy siadała do biurka i pisała list do Rona, którego nigdy nie wysłała, wszystkie paliła zaklęciem, aby w żadnym wypadku nie został wysłany do odbiorcy. Pisała w nim różne rzeczy np. że brakuje jej go, że chciałaby się z nim spotkać i wszystko wytłumaczyć, że chciałaby się z nim jeszcze przyjaźnić. Czasem jednak w listach były słowa bardzo krzywdzące, że doprowadził ją do takiego stanu w jakim jest teraz. Po takich słowach zawsze następnego dnia miała wyrzuty sumienia. Jak mogła w ogóle tak pomyśleć?
Dziś był 27 grudnia. Londyn był pokryty kilkucentymetrową warstwą białego puchu. Ludzie ciągle świętując siedzieli w swoich cieplutkich domach i nie wystawiali nosów za drzwi. Hermiona siedziała w pracy, ale za niecałą godzinę miała ją kończyć. Ten dyżur ciągnął się w nieskończoność. Nic się nie działo, pacjenci w większości opuścili św. Munga tuż przed świętami, aby spędzić je z rodziną. Panna Granger była umówiona z mamą, że zaraz po skończonym całodobowym dyżurze w szpitalu przyjedzie do domu. Żeby zabić czas pani ordynator uzupełniała wszystkie papiery i sprawdzała karty poprzednich pacjentów, czy nie ma tam żadnych niezgodności, jednak nawet tego już jej zabrakło. Zrobiła obchód po wszystkich zajętych salach, sprawdziła stan eliksirów, rozmawiała z innymi uzdrowicielami. Naprawdę jej się nudziło, jak nigdy. Hermiona z braku zadań udała się na parter, aby porozmawiać z pulchną blondynkom, która siedziała na informacji. Pani Dorothy była niezwykle miłą kobietą, która traktowała ją jak wnuczkę. Kiedy zostało jej już pięć minut pracy panna Granger weszła na swoje piętro i udała się do swojego gabinetu. Kiedy zmieniała fartuch na karmelowy płaszcz zimowy usłyszała znajomy głoś krzyczący:
- Granger! Dajcie mi tutaj natychmiast Granger!!!
~*~
Draco Malfoy siedział właśnie w jednej z droższych restauracji mugolskich i czekał na swoją matkę z którą umówił się na kolację. Przyszedł wcześniej, bo skończył pracę ku jego zdziwieniu o czasie. W czasie świątecznym licho wcale nie spało i mieli dużo spraw do załatwienia, a niestety aurorzy też chcieli mieć wolne. Zatem Malfoy siedział i zajmował się jak największą ilością rzeczy, aby jego podwładni mogli w spokoju działać. Byli oni zadowoleni, bo ich szef odwalał za nich najgorszą robotę – wypełnianie papierków.
Tak więc Draco siedział i myślał. Teraz w jego głowie siedział ostatni list Wiktora Kruma, który prosił go, aby opiekował się Granger, bo on znika na dłuższy czas. Malfoy czytając ten list zaśmiał się bardzo głośno. On? Miałby opiekować się Granger? To było zabawne, bardzo zabawne. Dwójka wrogów, która tak naprawdę nie ma ze sobą kontaktu. Nie ma, bo od ostatniej imprezy u niej w domu nie widzieli się wcale. Draco wcale nie żałował. Nie potrzebował jej do szczęścia, ani w ogóle do życia. Nie interesowało go co ona robi i z kim, choć kiedy był świadkiem tego, że Krum wyznaje jej miłość, a ona bezpardonowo go odrzuca, mówiąc, że go nie kocha, chciał jej pogratulować serdecznie. Co jak co, ale ona i Krum? To śmieszne połączenie. Lubił Wiktora, ale nie uważał, aby był on wystarczający dla Granger. W każdym razie, kiedy na niego wpadła i tak troskliwie zajęła się jego głową, poczuł nawet jakieś pozytywne uczucie do niej. Nie przejmowała się, że się nie lubią, tylko chciała mu pomóc. Była ponad nienawiścią do niego. Potem kiedy podała mu rękę i ją zabrała mówiąc, że zapewne nie chce ubrudzić się szlamem, chciał się zaśmiać. Z jej ust było to niezwykle śmieszne, ale nie chciał jej tego pokazywać. W końcu był arystokratą, nie mógł okazywać swoich uczuć byle komu. Co do prośby Kruma, odpisał mu, że w żadnym wypadku nie zamierza śledzić Granger, ani w ogóle się nią interesować, bo ma ciekawsze rzeczy do roboty. Na przykład spotykanie się z jego nową koleżanką: Alex, którą poznał w Ministerstwie Magii. Pracowała bodajże w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami jako sekretarka, ale nie był pewny. Ta niska, szczupła szatynka nie była do rozmowy, ale do rozładowania swoich emocji w łóżku albo na biurku lub w windzie. W zależności gdzie się umówili lub spotkali. To mu pasowało, kolejna koleżanka do kolekcji. Spotykał się na zmianę z Anną i Alex, oczywiście żadna nie wiedziała o istnieniu drugiej, tak na wszelki wypadek. Takie układy mu pasowały. Co prawda Narcyza powiedziała mu otwarcie, że jest gotowa, aby zostać babcią, jednak Draco ją tylko wyśmiał. On nie był gotowy, aby wejść w poważny związek, wolał przygodne znajomości. Choć może wynikało to z tego, że nie znalazł odpowiedniej kandydatki.
Mądrej… co najmniej jak on.
Ładnej… żeby móc z nią wyglądać idealnie.
Z charakterem… żeby potrafiła mu odpowiedzieć na jego zaczepki.
Upartej… żeby nie pozwoliła mu odejść.
Odważnej… żeby odważyła się z nim coś zbudować.
Draco poruszył głową jakby chciał wyrzuć z głowy te głupie myśli. Spojrzał przez okno i zobaczył swoją matkę, która machała do niego radośnie. Przechodziła właśnie na pasach. Draco odmachał jej i wtedy to się stało.
Pisk…
Huk…
Trzask…
Krzyk…
I cisza.
Blondyn patrzył w okno i nie wiedział co ma zrobić. Jego matkę właśnie potrącił jakiś idiota. Ludzie z restauracji wybiegli na pomoc, a Draco w końcu się otrząsnął z szoku. Zabrał kurtkę i wybiegł z lokalu. Naokoło Narcyzy była już grupka ludzi, którzy przyglądali się kobiecie. Leżała tak, uśmiechnięta, choć z jej oczu leciały łzy. Krew wydostająca się z tyłu głowy oraz ust i brzucha stworzyła w tym czasie dużą kałużę,
- Odsuńcie się! – krzyknął Draco i podbiegł do matki. Ludzie słysząc go rozstąpili się i zrobili mu miejsce. Malfoy wziął ją na ręce. – Trzymaj się, nie zostawiaj mnie! – wykrzyczał do niej ze łzami w oczach, biegnąc w jakąś ciemną uliczkę. – Jesteś jedyną osobą, którą mam! Nie możesz mnie zostawić! – wykrzyczał teleportując się do szpitala.
Wbiegł do szpitala, a wystraszona pulchna blondynka od razu kazała biec mu na ostatnie piętro. Nigdy tak szybko nie biegł. Kiedy tylko dotarł na docelowe piętro wykrzyczał:
- Granger! Dajcie mi tutaj natychmiast Granger!!!
Poruszenie jakie wywołał na oddziale było ogromne. Ludzie patrzyli na niego i na jego matkę, i łapali się za usta. Część nawet przeżegnała się. Po chwili ze swojego gabinetu wyszła wywołana kobieta, w fartuchu, ze spiętymi w wysoki kucyk włosami, w jeansach i swetrze z golfem. W ręku trzymała płaszcz.
- Malfoy, czego chcesz imbe… - krzyknęła, ale przerwała w połowie. Zobaczyła go z matką na rękach. Z jej ciała kapała krew, która zapewne mogłaby pokazać pokonaną przez nich trasę.
Widziała w jego oczach strach, gniew i przeogromny smutek. Po jego policzkach strumieniami płynęły łzy, ale nie dbał o to. Cierpiał. Jego matka umierała przez jakiegoś idiotę, który nie umie odróżnić czerwonego światła od zielonego. Trzymał ją tak na rękach, jakby ważyła tyle co piórko. Na jego zapewne drogim i markowym czarnym płaszczu była ogromna plama krwi, z resztą tak samo jak na butach i spodniach. Płakał, po prostu płakał. Hermiona rzuciła swój płaszcz na podłogę i podbiegła do Malfoyów.
- Kitty, natychmiast każ przyjechać tutaj Wrońskiemu, Kharko, Scott i Quling. Sala operacyjna ma być gotowa na już. Niech teleportują się tutaj od razu. Stan krytyczny, operujemy – wydała polecenie kobiecie, która chyba była pomocnikiem uzdrowicieli. Kobieta od razu wysłała patronusy z informacją o nagłym wypadku. – Malfoy, daj mi swoją mamę, zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ją uratować – powiedziała spokojnie, jakby tłumaczyła coś dziecku i wyczarowała łóżko z kółkami. Draco położył matkę i pocałował ją w dłoń, kiedy Granger prowadziła łóżko w stronę drzwi, na których był napis SALA OPERACYJNA. – Nie możesz tu wejść Malfoy.
- Granger uratuj ją, błagam – wyszeptał blondyn łapiąc ją za rękę i patrząc prosto w jej czekoladowe oczy.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, obiecuję – odpowiedziała. W tym czasie pojawili się zawołani nagle uzdrowiciele i pociągnęli łóżko wraz z pacjentką na salę operacyjną. Hermiona weszła za nimi i zamknęła drzwi. Wiedziała, że ta operacja będzie trudna. Bowiem nie zawsze same eliksiry i zaklęcia wystarczały.
Draco siedział przed wejściem na salę operacyjną i prosił Merlina, aby jego matka wyszła z tego cała i zdrowa. Jego myślenie jeszcze z trzech miesięcy zupełnie się zmieniło. Wtedy uważał, że nie ma opcji, aby ta szlama Granger dotknęła jego lub właśnie Narcyzę. Teraz prosił tylko o to, aby ta zawsze najlepsza uczennica Hogwartu, wiecznie chwalona, z najlepszymi wynikami na SUM-ach i Owutemach wykazała się najlepszymi umiejętnościami ratując jego matkę. Z jego oczu leciały łzy, których nawet nie hamował, ponieważ nie liczyło się dla niego teraz to, co inni pomyślą. On taki silny arystokrata, były śmierciożerca płacze? Tak płacze, bo matka jest najbliższą mu osobą. Nie wyobrażał sobie, że może ją stracić, nie teraz. Potrzebował jej. Jego ojciec, którego nawet nie chciał znać, siedział w Azkabanie. Nie miał więcej rodziny, była tylko ona. Kobieta jego życia.
- Draco, Draco! Tak nam przykro! – usłyszał nagle głos nad sobą. Rozpoznał go bez najmniejszego problemu.
- Smoku, jesteśmy z tobą – dotarł do niego drugi znajomy głos. Podniósł głowę, która do tej pory była oparta na dwóch rękach, a oczy wpatrywały się w podłogę.
- Pans, Blaise? Co wy tu robicie? Skąd wiecie? – zapytał Draco, kiedy przytulali go przyjaciele.
- Byliśmy u mnie w domu, leżeliśmy i graliśmy w karty. Nagle w pokoju pojawił się patronus, chyba wydra i głos kazał nam udać się do Munga na ostatnie piętro natychmiast. Więc teleportowaliśmy się tutaj – odpowiedziała Pansy. Poluźnili uścisk i Pans oraz Draco usiedli na krzesłach, a przed nimi kucał Blaise.
- Wydra? Przecież ja nie mam patronusa… Pewnie to… - zaczął, lecz Blaise nie dał mu skończyć.
- To Granger. Poznałbym jej wkurzający i przemądrzały głos wszędzie. Rozumiem, że ona zajmuje się teraz Narcyzą? – zapytał Blaise i rozsunął płaszcz.
- Tak – odpowiedział krótko i na tym skończyli rozmowę.
Pansy i Blaise pierwszy raz widzieli Dracona w takim stanie. Mężczyzna na ogół bardzo dobrze ukrywał swoje uczucia. Nosił na sobie prawie zawsze maskę obojętności. Nie mówił nigdy co go boli, co go martwi i czym się przejmuje, wszystko tłumił w sobie. Jednak teraz widzieli jak płakał, widzieli wyraz jego oczu, które były przerażająco smutne. Nie chcieli pytać się go jak do tego doszło. Widzieli po jego ubraniach, że musiało to być coś strasznego, bo krew miał wszędzie. Wiedzieli, że nie może jej stracić, ale wierzyli w to, że ta była Gryfonka nie podda się. W końcu tyle o niej słyszeli i minimalnie znali. Gryfoni się nie poddają.
Po półtorej godzinie z sali wyszła czwórka uzdrowicieli ścierając z czoła kropelki potu. Na fartuchach mieli ślady krwi. Po chwili wyszła również Hermiona Granger. Draco od razu wstał i podszedł do niej.
- Co z nią? – spytał patrząc na jej brudny fartuch. Potem przeniósł wzrok na jej twarz. Była bardzo zmęczona.
- Przykro mi Malfoy – zaczęła, a Blaise i Pansy podeszli do przyjaciela. Była Ślizgonka przytuliła się do niego. Zabini pusto patrzył się na Hermionę. – Obrażenia Pani Narcyzy były bardzo poważne. Część udało nam się usunąć dzięki eliksirom. Część zaklęciami, jednak musieliśmy też wykonać hmm… chirurgiczne zabiegi. Z najgorszych rzeczy, to jej kręgosłup. Był jakby przerwany, ale na szczęście mocne zaklęcia sprawiły, że udało nam się go połączyć. Obecnie twoja matka śpi. Daliśmy jej eliksir nasenny. Powinna spać około trzy doby, żeby dojść do siebie. Teraz jest jakby w śpiączce? Nie wiem czy wiesz o czym mówię, ale pewne uszkodzenia sprawiły, że musi trochę poleżeć u nas, dlatego mi przykro. To może być kilka dni, ale też kilka tygodni. Wszystko zależy od tego jak jej ciało będzie się zachowywało. Wierzę w to, że pani Narcyza jest silna i nie będzie musiała tu być dłużej niż tydzień. Ale wszystko będzie dobrze. Oczywiście są prywatne kliniki, do których możesz ją zabrać, jeżeli nie chcesz, żeby leżała w tym szpitalu. Jednak nie pozwolę, aby opuściła go przed swoim obudzeniem. To byłoby bardzo nieodpowiedzialne i głupie, dlatego wierzę, że choć do przebudzenia zostanie u nas. Mamy wyszkoloną kadrę uzdrowicieli i pielęgniarek, którzy zajmą się nią najlepiej jak tylko potrafią. Decyzja należy do ciebie Malfoy – powiedziała Hermiona. Jej orzechowe oczy były zmęczone, pod nimi pojawiły się już cienie. Malfoy patrzył na nią jakby kompletnie nie słyszał co mówi.
- Czy…czyli wszystko będzie dobrze? – zapytała Pansy już nie przytulając Malfoya.
- Dokładnie to powiedziałam. A teraz wybaczcie – powiedziała i skinęła głową.
Swoje kroki skierowała do gabinetu. Od razu wzięła telefon do ręki i zobaczyła piętnaście nieodebranych połączeń od swoich rodziców. Zadzwoniła do nich, a w międzyczasie usiadła przy biurku. Nogi bolały ją niemiłosiernie.
– Mamo przepraszam. Mieliśmy nagły, bardzo poważny przypadek. Muszę zostać tutaj. Przepraszam, naprawdę.
- Kochanie, nic się nie stało. To twoja praca. Zatem zdzwonimy się pewnie jutro. Kochamy Cię najmocniej na świecie – usłyszała głos mamy w swoim telefonie.
- Ja was też – Hermiona usłyszała pukanie w swoje drzwi. – Muszę kończyć, papa – rozłączyła się. – Proszę.
Drzwi otworzyły się, a w nich stał Draco Malfoy. Po krwi na jego ubraniu nie było już śladu. Łzy z jego policzka też zniknęły, choć jego oczy ciągle były smutne i zmartwione. To nie był codzienny widok. Przypuszczała, że Narcyza może być dla niego ważna, ale nie sądziła, że ten zakochany w sobie dupek martwi się o kogoś innego niż o siebie. To on widzi coś więcej niż czubek swojego nosa? Niemożliwe. Jednak to była jego matka, widocznie pomimo surowego wychowania dawała mu matczyną miłość. Nie wyglądała na taką.
- Tak Malfoy? – zapytała wciąż siedząc przy biurku. Malfoy usiadł na krześle naprzeciw niej i przywołał do siebie butelkę wody i szklankę. – Tak, nie krępuj się – warknęła i poprawiła leżące na biurku teczki.
- Mam kilka pytań do ciebie Granger – powiedział kiedy zwilżył usta wodą. Hermiona momentalnie wyprostowała się. Czyżby chciał zapytać ją, czy dotknęła swoją ręką ubrudzoną szlamem jej matkę? Przecież to logiczne…
- Zamieniam się w słuch – rzekła spokojnie oczekując na jakiś bolesny cios. Obelgę, wyzwisko.
- Co się dokładnie stało mojej matce? – zapytał po chwili i wziął łyka wody. Jego twarz spoważniała, a jego oczy znowu były puste i obojętne. Chyba już się uspokoił – pomyślała Hermiona.
- Również ja chciałam cię o to zapytać Malfoy. Podejrzewam, patrząc na obrażenia, że uderzył ją jakiś samochód, który jechał naprawdę szybko. Pękła jej śledziona, miała uszkodzenia kręgosłupa, niestety był też wylew krwi w środku. W głowie ma małego krwiaka, ale po takim uderzeniu, to nic. Miała też złamaną rękę i nogę, ale to już przeszłość. Zaklęciem poskładaliśmy kończyny oraz kręgosłup. Musieliśmy ją otworzyć i zobaczyć co mamy w środku. Bez problemu zatrzymaliśmy krwawienie i zszyliśmy śledzionę. Po operacji daliśmy jej eliksiry na wzmocnienie i na lepsze gojenie. Teraz tak jak mówiłam musi spać, to najlepszy lek – odpowiedziała mu rzeczowo, jednak starając się wytłumaczyć mu to tak, aby zrozumiał. Malfoy chwilę patrzył w okno, jakby przyswajał to co powiedziała.
- Czy mogę ją zobaczyć? – zadał kolejne pytanie, wciąż na nią nie patrząc.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł. Twoja mama potrzebuje spokoju i ciszy – odpowiedziała kobieta i wtedy na nią spojrzał. Jego oczy ponownie wyrażały ból. – Jednak jeżeli chcesz to na minutkę możesz tam wejść, ale na minutkę.
Malfoy kiwnął głową, aby pokazać, że zrozumiał. Hermiona wstała, poprawiła fartuch i włożyła różdżkę w kieszeń. Mężczyzna podniósł się również i przepuścił kobietę w drzwiach. Pani ordynator poprowadziła go korytarzami na izbę pooperacyjną, gdzie przed wejściem kazała założyć Malfoyowi zielony fatuch. Wprowadziła go na salę, gdzie leżała jego matka.
Przy Narcyzie kręciło się kilka kobiet, które zapewne były pielęgniarkami. Obserwowały cały czas, czy nic niepożądanego się nie dzieje. Mierzyły jej temperaturę oraz sprawdzały ciśnienie. Pani Malfoy leżała na łóżku, bez koszulki, ale przykryta do obojczyków. Jej ręce wystawały na kołdrę, z tym, że jedna z nich była w usztywniaczu. Miała na sobie kilka siniaków, które wyglądały już, jakby miała je kilka dni. Oczywiście było to za sprawą odpowiednich maści i eliksirów. Jej twarz była spokojna, oczy zamknięte, a usta były jakby nieco uśmiechnięte. Może śni jej się coś przyjemnego? – pomyślał Draco. Wyglądała jakby spała, bo przecież to robiła. Co prawda z tego co zrozumiał ze słów Granger, to jest to nienaturalnie długi sen. Około trzech dni? Ale ma wtedy dojść do siebie. Potem może ją zabrać do innej kliniki. Przez chwilę przeszło mu to przez myśl, żeby znaleźć dla niej najlepszą i najdroższy szpital prywatny. Jednak potem pomyślał, że tutaj nic jej się nie stanie. Zapewnienia byłej Gryfonki spowodowały, że jego umysł zalał spokój. Nie wiedział czemu, ale czuł, że może jej zaufać, że ona zajmie się najlepiej jego matką. Sam nie wymyśliłby, że odda swoją matkę w jej opiekę. Przecież na dobrą sprawę, żeby się zemścić za wszystkie upokorzenia, mogła doprowadzić do jej śmierci. Ale chyba bez przesady, nikt o zdrowych zmysłach by tego nie zrobił.
- Czy mogę do niej wejść? – zapytał po chwili, kiedy stali w ciszy. Patrzył na nią zza dużego okna.
- Nie – odpowiedziała Granger i założyła ręce na piersiach. Patrzyła jak pielęgniarki krzątają się po Sali.
- Granger, to moja matka – powiedział stanowczo nie zaszczycając jej wzrokiem. Patrzył nieustannie na matkę.
- Malfoy, a moja pacjentka. Nie ma takiej opcji – dopowiedziała i spojrzała na leżącą kobietę, która jakby uśmiechnęła się do niej. – Dobrze Malfoy. Ale dosłownie na dziesięć sekund – ugięła się po raz drugi jego prośbie.
Draco skinął jej głową i wszedł do Sali. Od razu podszedł do matki i ucałował ją w dłoń. Bardzo rzadko to robił, choć wiedział jak bardzo to lubiła. Obiecał sobie, że teraz będzie to robił codziennie.
- Czy pan nie wie, że tu nie można wchodzić? – krzyknęła pulchna siwa kobieta, która była tutaj pielęgniarką.
- Polly, ja pozwoliłam tutaj wejść panu Malfoyowi. Zaraz wychodzi. Jak parametry? – zapytała kobietę.
- Dobrze, wszystko w normie – odpowiedziała krótko Polly i poszła do pokoju obok.
- Malfoy, wychodzimy – powiedziała stanowczo, głosem, który nie znosi sprzeciwu. Malfoy pocałował matkę w dłoń ponownie i wyszedł za panią uzdrowiciel.
Hermiona była wzruszona tym, jak Malfoy przywitał się i pożegnał ze swoją matką. Ucałowanie dłoni kobiecie, zawsze kojarzyło jej się z filmami z lat pięćdziesiątych. To było takie piękne, a niestety mężczyźni coraz rzadziej to robili. Stąd też tak bardzo wzruszyła się z tego co zrobił.
Kiedy doszła do gabinetu otworzyła drzwi zaklęciem i weszła do środka. Ku jej zdziwieniu za nią wtargnął także Malfoy. Myślała, że wyjdzie już ze szpitala, bo było już naprawdę późno. Mieli iść na minutkę do pani Malfoy, a tymczasem byli u niej prawie godzinę, z czego zdecydowaną większość czasu stali i patrzyli się na nią przez szybę. Hermiona podeszła do ekspresu i zrobiła sobie cappuccino. Wiedziała, że musi tu zostać na noc. Nie mogła zostawić ich samych, kiedy leżała tam Narcyza Malfoy. Gdyby coś nie daj Merlinie stałoby się z nią w nocy, Malfoy zrobiłby im taką sprawę, że z odszkodowaniem nie wypłaciliby się przez kilka lat. Kobieta wzięła gorący kubek i postawiła go na biurku, na którym zapaliła lampkę. Liczyła na to, że jak będzie ignorowała blondyna, to sobie pójdzie.
- Czy mogę też zrobić sobie kawę? – zapytał po chwili opierając się nonszalancko o futrynę drzwi.
- Tak – odpowiedziała krótko i sięgnęła po kartę Narcyzy i zaczęła wypełniać odpowiednie pola.
- Granger jak do cholery to się robi? – ponownie zadał pytanie patrząc na ekspres, jakby był to jakiś czarnomagiczny przedmiot.
- Nie pijesz kawy Malfoy? – zapytała się była Gryfonka wstając i podchodząc do niego.
- Mam ludzi, którzy za mnie to robią – powiedział. Nie czuła, żeby mówił to z wyższością.
- Jaka kawa?
- Podwójne espresso – odpowiedział i patrzył na to co klika kobieta. Po chwili podała mu do rąk napój i wróciła na swoje miejsce. Malfoy natomiast usiadł na krześle naprzeciwko niej i patrzył uważnie co robi.
- Możesz się nie gapić? Dekoncentruje mnie to – warknęła podnosząc wzrok. Malfoy rozłożył się na krześle nonszalancko i zmierzwił swoje włosy.
- Granger czy mogę tu spać? – zapytał po około dwudziestu minutach. Hermiona, która akurat piła swoje cappuccino, niemal się nie zakrztusiła.
- Że co? – zapytała po chwili, kiedy się otrząsnęła. Jej oczy były wielkie jak pięć galeonów.
- Masz tutaj kanapę. Chcę być przy matce jak się obudzi – powiedział i spojrzał na nią badawczo. Było widać, że jest strasznie zmęczona. Z resztą widział, że kiedy przyszedł z matką do szpitala, chyba miała wychodzić.
- Twoja mama obudzi się dopiero za trzy dni Malfoy, z pewnością nie zrobi tego wcześniej. Możesz spokojnie jechać do domu i przyjechać w poniedziałek. Nic się nie stanie do tego czasu – stwierdziła spokojnie i ziewnęła. Potrzebowała snu albo mocniejszej kawy.
- Będę tu przez cały czas Granger. Nie ruszam się stąd – stwierdził głosem, który nie przyjmuje sprzeciwu.
- Malfoy, nie mamy tutaj żadnego hotelu. Ta kanapa jest jakby ci to powiedzieć… moja. Jestem tutaj już ponad trzydzieści godzin i nie jadę do domu. Muszę być jeżeli coś działoby się z twoją matką. Chcę położyć się spać, chociaż na chwilę – wyznała szczerze i dla potwierdzenia ziewnęła długo.
Malfoy stał i pod oknem wyczarował sobie łóżko z kołdrą i poduszkami.
- Malfoy! Oszałałeś?! – krzyknęła i podniosła się z fotela opierając ręce na biurku.
- Nie, nie oszalałem. Nie będę spał na korytarzu, bo tak jest za głośno. W razie jeżeli ktoś ciebie obudzi do mojej matki, będę dobrze poinformowany i wstanę razem z tobą Granger. Nie widzę lepszego rozwiązania– powiedział i podszedł do łóżka i ocenił twardość materaca. Twardy, zatem idealny.
- To rozwiązanie tylko na tę jedną noc, jutro wracasz do siebie – warknęła i podeszła do swojej kanapy. Zaklęciem ją rozłożyła i pościeliła. Zdjęła z siebie fartuch, odwiesiła go na wieszak i zawiesiła na drzwiach od szafy.
Po chwili wyszła na korytarz, gdzie powiedziała pielęgniarce, że jest w gabinecie i jeżeli cokolwiek by się działo na oddziale to ma ją natychmiast obudzić. Uprzedziła ją też, że Malfoy jest w jej gabinecie, aby nie była zdziwiona, kiedy wejdzie. Kobieta przytaknęła i życzyła jej dobrego i oby długiego snu. Hermiona wróciła do swojego gabinetu, zamknęła drzwi i spojrzała na Malfoya, który leżał już w wyczarowanym przez siebie łóżku. Granger podeszła do swojej kanapy, zdjęła buty i położyła się pod kołdrą. Kiedy zamknęła oczy usłyszała głos blondyna z łóżka:
- Granger, mam u ciebie dług wdzięczności.
- To moja praca Malfoy – powiedziała zgodnie z prawdą i przekręciła się na bok, tak, że patrzyła na biurko.
- Mimo to Granger mam u ciebie dług wdzięczności – stwierdził stanowczo.
Hermiona uśmiechnęła się i zaklęciem zgasiła wszystkie światła w gabinecie. Upragniony sen przyszedł niemal natychmiast po zamknięciu oczu.
Draco przez dłuższą chwilę nie mógł usnąć, tak jakby czekał, że za chwilę do gabinetu wbiegnie pielęgniarka krzycząc, że jego matka nie żyje. Potrząsnął głową i odwrócił się na bok. Spojrzał na Granger, która spała już z wielkim uśmiechem na twarzy. To dało mu nadzieję na to, że z pewnością wszystko będzie dobrze. Ze spokojem usnął mając przed oczami uśmiechniętą twarz uzdrowicielki.

piątek, 24 kwietnia 2020

Rozdział 4 - Cholernie ci zazdroszę Granger


Była sobota. Pogoda na dworze rozpieszczała każdego, kto był teraz poza domem. Słońce tak grzało, że zdawało się, jakby była wiosna. Tylko drzewa pokazywały wkrótce zbliżającą się zimę. Złote korony drzew idealnie kontrastowały z niebieskim, bezchmurnym niebem. Ptaki, te które nie wyleciały do ciepłych krajów wesoło ćwierkały, jakby śpiewały radosne piosenki. Wszystko wydawało się być takie radosne i piękne, aż chciało się wyjść i nad Tamizą tańczyć radując się taką aurą. Ludzie od samego rana spacerowali, jakby kompletnie zapomnieli o całym świecie. Nie liczyło się nic innego, posiłki, sprzątanie, ta pogoda dawała tyle spokoju i radości, że żadne siły nie mogły utrzymać w domu.
Hermiona i Wiktor siedzieli teraz na tarasie i spożywali śniadanie popijając je kawą. Spędzili ze sobą dwa dni, bo w środę kobieta musiała iść do pracy, a mężczyzna miał prawie całodniowy trening, który przygotowywał go do meczu. Ten czas był dla nich bardzo znaczący. Miała w końcu przy sobie kogoś, na kim mogła polegać. Dużo ze sobą rozmawiali i wspólnie próbowali znajdować rozwiązanie z każdej sytuacji. Był dla niej jak zbawienie. Był wtedy, kiedy najbardziej potrzebowała zrozumienia, rozmowy i bliskości. Nie chciała martwić Ginny i Harry’ego obecną sytuacją w jej życiu, bo wiedziała, że oni tylko będą się martwić na zapas. Nie mogliby się spotkać, bo oni jako nauczyciele nie mogą sobie pozwolić na wyjechanie z Hogwartu tak po prostu, bez większego powodu, a ona… nie uważała, że jest z nią aż tak źle, aby musieli rezygnować z uczniów. Przecież Hermiona za żadne skarby nie pozwoliłaby, aby uczniowie mieli odwołane lekcje!
Hermiona i Wiktor wesoło gawędzili na tarasie w mieszkaniu Gryfonki. Dobrze, że zainwestowała w stolik i krzesełka, które są odporne na deszcz i niską temperaturę. Co więcej chciała kupić jeszcze łóżko z baldachimem, na którym mogłaby leżeć w letnie wieczory lub spać. Była godzina 9 rano, ale aby zjeść wspólnie śniadanie przed meczem, musieli rano wstać. Mistrzostwa miały zacząć się o godzinie 14, ale Krum musiał być tam już o 10. Hermiona dostała od niego bilet w loży VIP, aby mogła oglądać jego wyczyny na miotle, mimo tego, że kobieta nie przepadała za tym sportem.
- Co zamierzasz robić do meczu? – zapytał brunet przegryzając bagietkę z masłem.
- Chyba posprzątam trochę w mieszkaniu, a potem wybiorę się na zakupy. Może dziś wieczorem zaprosimy kogoś z twoich przyjaciół na kolację? – zaproponowała popijając swoje cappuccino. Te poranne śniadania z Wiktorem tak już jej się podobały, że zastanawiała się jak będzie żyła, kiedy on wróci do Bułgarii.
- Miona, nie wiem… zobaczymy jak zakończy się ten mecz, może wcale nie będzie nastroju do świętowania – zauważył smutno mężczyzna. Stresował się tym meczem, który był ostatnim w tym sezonie. Walczyli o pierwsze miejsce na świecie.
- Nawet tak nie myśl! Wiktor, twoja drużyna jest najlepsza i każdy o tym wie. Ty jesteś najlepszych szukającym jakiego widział świat magii. Bez problemu to wygracie – powiedziała pocieszająco łapiąc go za rękę. Naprawdę czuła, że odniosą zwycięstwo.
Posiedzieli razem jeszcze trochę i Krum musiał teleportować się na trening przed meczem. Hermiona w tym czasie posprzątała w mieszkaniu, poszła na zakupy i wyszykowała się na mecz. Wiktor dał jej swoją koszulkę, w której zdobył wcześniejsze mistrzostwo, aby ją założyła, kibicując jego drużynie. Tak też zrobiła ubierając biało – zielono – czerwony T-shirt. Kiedy wybiła godzina 13, teleportowała się w miejsce, gdzie odbywał się mecz.
~*~
Draco obudził się z ogromnym bólem głowy. Przez chwilę zastanawiał się co mogło tak wielki ból spowodować, po czym przypomniał sobie, że spędził cały wieczór i całą noc razem z Pansy Parkinson oraz Blaisem Zabini. Na początku byli w centrum Londynu, w mugolskim klubie, w którym tańczyli i spożywali ogromną ilość alkoholu. Malfoyowi udało się nawet zaliczyć w toalecie młodą hiszpankę, która przyjechała do Londynu na ostatnie dni wakacji przed studiami. Nawet nie pamiętał jak miała na imię, ale ciało miała zacne. Długie, szczupłe nogi, okrągły i kształtny tyłek, duże piersi, które idealnie mieściły się w jego rękach. Była mulatką, miała czarne długie i proste włosy, a jej twarz była co prawda za bardzo wymalowana, ale on nie przyszedł na imprezę po to, aby patrzeć się dziewczynom w oczy. Dla niego cel był jeden: zaliczyć jakąś pannę i dobrze się bawić. Udało mu się to. Potem przenieśli się do Malfoy Manor, aby w trójkę imprezować dalej. Odkąd Blaise był z Pansy jego przyjaciel mocno wyluzował i chodził na imprezy tylko ze swoją dziewczyną. Wszedł pod pantofel, a przynajmniej tak uważał Draco. Kiedyś szli na całą noc na miasto, tam w każdym klubie obracali jakieś panienki, a potem zmieniali lokal. Teraz robił to sam Malfoy, a Blaise tańczył tylko i wyłącznie z Pansy, odrzucając inne kobiety, ale również bijąc się z idiotami, którzy próbowali podbić do jego dziewczyny.
Blondyn polubił mugolskie rzeczy i miejsca. Miał telefon komórkowy, samochód, a myślał nawet nad telewizorem do salonu lub swojej sypialni. Lubił chodzić do klubów i mugolskich knajp. Jedna z jego ulubionych to La petite, w której był ostatnio z Granger.
To spotkanie było dla niego niepotrzebne, ale mógł chociaż trochę pokpić z niej. Owszem zaimponowała mu, ale nie na tyle, żeby zacząć ją lubić. Zdziwił się, kiedy ten pożal się Merlinie kelner zacząć ją podrywać i patrzyć na nią swoimi maślanymi oczami. Przecież jak Wszystko-Wiem-Najlepiej-Granger podobała się jakiemuś facetowi, to ten typ musiał mieć coś z głową. Co prawda zmieniła się, ale bez przesady. O czym w ogóle ja myślę? – skarcił się w myślach. Dlaczego ona w ogóle weszła mu do głowy?
Malfoy podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki pod prysznic licząc na to, że to ukoi jego ból głowy. Jednak nie pomogło. Przed wyjściem nałożył na siebie szlafrok, bo jeżeli Pansy by go zobaczyła w samym ręczniku, Blaise by go zabił. Wszedł do pokoju i zerknął na zegarek. Była już 11:30, zatem niedługo musieli wyjść, żeby zdążyć na mistrzostwa w quidditcha. Zabini miał dla nich najlepsze miejsca w loży VIP, bo jako pracownik Ministerstwa musiał tam być. Draco ubrał się w ciemne jeansy, szarą koszulkę i ciemną marynarkę. Do tego założył brązowe mokasyny, a włosy zmierzwił. Podszedł do okna i rozsunął szare zasłony. Słońce oślepiło go. Wychodząc z pokoju zabrał jeszcze czarne okulary przeciwsłoneczne, ojjj… jego podkrążone oczy, po całonocnej libacji mogłyby odstraszać, a nie wiadomo, czy nie spotka jakiejś całkiem fajnej dziewczyny. Draco udał się do salonu, gdzie ku jego zdziwieniu siedzieli już Pansy, Blaise i jego matka.
Po sytuacji z gazetą, Draco na spokojnie wytłumaczyć swojej matce jak wyglądała cała sytuacja i że to nie on zaczął pierwszy. Narcyza kazała mu przeprosić Granger i zaprosić ją na kawę, aby pokazać, że naprawdę nie ma podziałów. Początkowo nie chciał robić tej drugiej rzeczy, ale szatynka sama zaprosiła go, zatem powiedział mamie, że to był jego pomysł.
Pansy oraz Blaise nie wyglądali tak źle jak on. Była Ślizgonka miała na sobie zgniłozieloną, zwiewną sukienkę i brązowe botki na obcasie, a chłopak białą koszulę, czarne jeansy i skórzaną kurtkę. Jego matka zaś była w czarnym szlafroku. W nocy, kiedy wrócili do domu, Narcyza dołączyła się do nich, choć oczywiście nie piła tyle co oni, tylko delektowała się winem.
- Draco, ale słabo wyglądasz – przejęła się Pansy, na co Blaise spojrzał na nią z udawaną złością.
- Witaj matko, cześć wam – przywitał się blondyn i podszedł do szafki, gdzie zawsze były jakieś eliksiry. Znalazł magiczny płyn na ból głowy i napił się łyka. Ból głowy od razu ustał.
- Wyspałeś się synu? – zapytała Narcyza, kiedy skrzat domowy – Timek – przyniósł blondynowi talerz z jajecznicą, bekonem i tostami oraz podwójne espresso.
- Wcale – odpowiedział krótko i zaczął jeść śniadanie. – Niedługo musimy iść, o 14 zaczynają się mistrzostwa.
- Wiemy Smoku, zjemy i się teleportujemy. Musimy jeszcze przejść kontrolę przed wejściem na trybuny, chociaż nas jako pracowników Ministerstwa nie powinni sprawdzać – stwierdził Blaise.
- Diable, uważam tak samo. Jestem szeferm biura aurorów i miałbym coś odwalić? Śmieszne. Matko, a może ty chcesz iść z nami? – spytał Draco popijając kawę.
- Nie Draco, umówiłam się dzisiaj z Pamelą na zakupy dzisiaj. Korzysta, że syn idzie z tobą na mecz – zaśmiała się Narcyza.
- Pani Zabini zawsze mi to powtarza, jak wychodzimy gdzieś z Diabłem. Ma wreszcie ciszę i spokój – dodała Pansy i chichotała razem z panią Malfoy.
Draco dokończył śniadanie i trójka przyjaciół pożegnała się z Narcyzą, która życzyła im udanego meczu, po czym byli Ślizgoni teleportowali się w okolice stadionu.
Okolica była piękna. Naokoło boiska były lasy i jeziora. Słońce świeciło bardzo mocno, przez co temperatura była dosyć wysoka jak na końcówkę września. Wyczarowane boisko było godne podziwu. Każdy element był dokładnie dopracowany. Na bramkach przed wejściem, przez które wchodzili fani quidditcha, byli postawieni „ochroniarze”, którzy mieli za zadanie sprawdzać bilety oraz sprawdzać ludzi.
Draco, Pansy i Blaise czekali w kolejce, aby wejść na swoją trybunę. Mimo tego, że mieli miejsca VIP, to kolejka była niezwykle długa. Całe szczęście, że teleportowali się godzinę przed rozpoczęciem widowiska, bo mogliby inaczej nie zdążyć na rozpoczęcie. Przyjaciele głośno rozmawiali obstawiając wyniki pojedynku. Cała trójka zgodnie kibicowała Brytyjczykom, choć ich szanse na zwycięstwo były raczej niskie. Bułgarzy mieli bardzo dobrego szukającego: Wiktora Kruma, który prawie ekspresowo łapał złotego znicza.
Pansy rozejrzała się poszukując być może kogoś znajomego. W kolejce, kilka osób przed nimi dostrzegła znajomą postać, ubraną w koszulkę w barwach bułgarskich.
- Zobaczcie, tam stoi Granger! – powiedziała do swoich przyjaciół i pokazała na nią palcem. Obydwoje podążyli wzrokiem za ręką Parkinson.
- Czy ona ma koszulkę Wiktora Kruma z poprzednich mistrzostw? – spytał z niedowierzaniem Blaise.
- Przecież ten kawałek materiału jest warty kilkaset tysięcy galeonów. Skąd ona go ma? – zapytała Pansy i przeszła kilka kroków do przodu, bo kolejka się ruszyła.
- Może jest psychofanką Kruma i chce zwrócić na siebie jego uwagę. Albo ma tyle pieniędzy, że stać ją, aby kupić sobie jego koszulkę. Nie wiem – powiedział Blaise. – Smoku, co się nie odzywasz?
Draco rzeczywiście milczał i patrzył się tylko na Granger, która nieświadoma, że byli Ślizgoni obgadują ją, rozmawiała co chwilę się śmiejąc z jakimś wysokim szatynem.
- Idioci, przecież ona była z Krumem na Balu Bożonarodzeniowym. W Hogwarcie chodziły plotki, że była z nim dopóki nie związała się z Wieprzlejem. Może coś ich łączy… A tak poważnie, to mam to głęboko w dupie – odpowiedział Draco wrednym głosem. Śmieszyło go, że dwójka jego przyjaciół nie ma lepszego tematu niż Granger.
Dalsze oczekiwania w kolejce oraz przejście na trybuny były w ciszy. Każdy myślał o meczu, o jego wyniku. Zajęli miejsca w trzecim rzędzie. Faktycznie, widok z tej strony był obłędny i warty sporej kwoty pieniędzy. Siedzieli centralnie na środku trybun, dzięki czemu mieli widok na obydwie bramki i całe boisko. Czarodzieje organizujący mecz zmienili trochę pogodę, gdyż nad boiskiem było już prawie ciemno, dzięki czemu oświetlenie boiska oraz światła na dole i na górze trybun wyglądały obłędnie. Miejsc siedzących dla kibiców było chyba z 40 tysięcy i prawie wszystkie były zajęte.
Draco rozejrzał się naokoło i zobaczył w pierwszym rzędzie siedzącą Granger, która prawdopodobnie z nerwów obgryzała paznokcie. Koło niej siedział ten szatyn z kolejki. Rozmawiali o czymś z wielkim entuzjazmem. Blondyn zastanawiał się od kiedy Granger lubi quidditch. Wszyscy w Hogwarcie wiedzieli, że ten sport w oczach tej Gryfonki jest tylko durnym sportem, a najważniejsza jest nauka. Przemyślenia Dracona przerwał głośny głos komentatora.
- Witamy wszystkich zgromadzonych tutaj, na tym pięknym boisku. Już za chwilę, za kilka sekund rozpoczniemy najważniejszy mecz w tym roku! Mistrzostwa Świata w quidditchu!!! Przedstawmy dwie, najlepsze drużyny, które dzisiaj walczą ze sobą o tytuł Mistrza Świata! Witamy na boisku drużynę Wielkiej Brytanii oraz Bułgarii! – przerwał swój monolog komentator, a głośne krzyki i brawa wypełniły boisko. Komentator przedstawił skład obydwu drużyn, a kiedy przedstawiał Wiktora Kruma, wiele osób, a w szczególności kobiet zaczęło piszczeć. Ku zdziwieniu Dracona, nawet Granger wstała z miejsca i piszczała jak nastolatka na koncercie.
Po omówieniu zasad i wszystkich informacji organizacyjnych, kafel, tłuczek i złoty znicz powędrowały w górę i mecz się zaczął. Pierwsze 10 minut było bardzo wyrównane, a kafel latał od jednej do drugiej bramki. Wynik był 50:60 dla Brytanii. Gra była szybka i dynamicznie się zmieniała. Tłuczek kilka raz został tak odbity przez pałkarzy, że uderzały w przeciwników. Na szczęście nikt poważnie nie ucierpiał.
- Wiktor Krum widzi znicz! – wykrzyczał komentator, a wszyscy zwrócili uwagę na bułgarskiego szukającego. Rzeczywiście mężczyzna leciał jak błyskawica w stronę bramki przeciwników. Szukający Brytyjczyków – James Corpius – leciał za nim, jednak nie mógł go dogonić. Wszyscy zamilkli, a serca kibiców przestały bić na chwilę… tylko na chwilę, bo Wiktor Krum uniósł rękę do góry, a w jego ściśniętych palcach było widać złoty znicz. – Brawo! Brawo! Brawo! Bułgaria po raz trzeci jest Mistrzem Świata w quidditchu.
Wiktor Krum wraz ze swoją drużyną zaczęli radosny taniec w powietrzu na miotłach. Kibice na trybunach szaleli, krzyczeli i płakali. Bułgarski szukający podniósł do góry jeszcze raz złoty znicz, a drugą ręką wskazał na Hermionę pokazując wszystkim, że to zwycięstwo jest specjalnie dla niej.
Draco, Pansy i Blaise oniemieli ze zdziwienia. Wiktor Krum pokazał, że zwycięstwo jego drużyny jest specjalnie dla niej? Nieprawdopodobne. Dziesiątki aparatów robiły zdjęcia Granger, która skakała z radości.
Kiedy emocje opadły, a trybuny zaczęły się zwalniać Hermiona opuściła swoje miejsce i udała się do wyjścia. Była taka podekscytowana. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie się tak cieszyć z quidditcha. Była dumna z Wiktora, który rozgromił przeciwników. Musiała przyznać, że pierwszy raz od dawna płakała ze szczęścia, aż nie mogła powstrzymać łez. Ciągle podekscytowana czekała za wyjściem na Wiktora, bo tak się umówili.
- Granger zostałaś gwiazdą – powiedziała Pansy Parkinson podchodząc do niej wraz ze swoimi przydupasami… znaczy kolegami.
- Witaj Parkinson, Zabini i Malfoy. Was też bardzo miło widzieć -  powiedziała z sarkazmem Hermiona. Jej twarz, która do tej pory była radosna, stała się zupełnie obojętna.
- Ohh… Granger bo się zarumienię – zaśmiał się Blaise i objął Pansy ramieniem.
- Myślę, że na twojej czarnej twarzy nie będzie tego widać, a szkoda – usłyszeli za sobą męski głos i po chwili do Hermiony podszedł Wiktor Krum. – Cześć Blaise, Draco i… ?
- Pansy Parkinson, moja narzeczona – powiedział dumnie Zabini i podał rękę szukającemu z Bułgarii.
- Chyba wieki cię nie widziałem Krum, zmieniłeś się – zauważył Malfoy i podał rękę Wiktorowi.
- Hermiona, widzisz… nie mówiłem Ci, ale czasem pisałem listy z tymi dwoma lowelasami. Blaise czasem odwiedzał mnie w sprawach służbowych w Bułgarii. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? – zapytał Wiktor i objął przyjacielsko ramieniem Hermione.
- Nie… nie… skądże – wymamrotała ledwo Hermiona. Nie spodziewała się, że Wiktor koleguje się z jej największymi wrogami. Tyle lat się znali, a on jej nic o tym nie powiedział. Jak mógł? Przecież wiedział, że szatynka ich nienawidzi, ze wzajemnością oczywiście.
- A może pójdziemy gdzieś razem uczcić zwycięstwo? Miona, twoje mieszkanie jest duże, może tam zrobimy małą imprezkę? – zapytał Wiktor uśmiechając się szczerze.
- Czy Ciebie jakiś tłuczek w łeb uderzył Wiktor? Ja i oni, i to jeszcze w moim mieszkaniu? – krzyknęła wkurzona Hermiona. Jak mógł w ogóle to zaproponować?! Rządził się jej mieszkaniem!
- A ja uważam, że to super pomysł – powiedział Blaise i podszedł do Kruma. Objął szukającego ramieniem i jak starzy przyjaciele poszli dalej. – Jaki to adres Granger? – zapytał się byłej Gryfonki i uśmiechnął się szeroko, a Wiktor odpowiedział mu na to pytanie bez problemu.
Pansy, Draco i Hermiona stali w osłupieniu. Nie wierzyli w to, co przed chwilą się wydarzyło. Ale jak to mieli spędzić razem wieczór i to jeszcze u niej w domu. Nieprawdopodobne.
- Boisz się Granger? – zapytał kpiąco Malfoy patrząc wyzywająco na kobietę.
- Ja? Skądże. Zapraszam – warknęła i teleportowała się do mieszkania. Była wściekła. Wiktor stanowczo przesadził. Wiedziała, że musi z nim jak najszybciej porozmawiać i to wyjaśnić. Nie chciała, aby byli w jej mieszkaniu, w jej małym schronieniu, gdzie do tej pory mogła czuć się bezpiecznie. A teraz? Zaraz wtargną do jej mieszkania, będą wiedzieli gdzie mieszka i jak mieszka. Do końca życia nie będzie mogła czuć się tam bezpiecznie. Po tej trójce może się spodziewać wszystkiego, a w szczególności wszystkiego co najgorsze.

Byli już w mieszkaniu Hermiony ponad dwie godziny. Muzyka była rozkręcona na full, ale na szczęście była Gryfonka pomyślała i rzuciła zaklęcie wyciszające na mieszkanie. Tego by jeszcze brakowało, żeby przez tych pożal się Merlinie… ludzi, dostała mandat za zbyt głośne słuchanie muzyki. Z resztą nawet nie wiadomo jakby się zachowali widząc policjantów. Może rzuciliby na nich jakiś czar? A może w ogóle zabiliby ich, jednym, prostym zaklęciem.
Kiedy tylko pojawili się w mieszkaniu, Krum teleportował się z Zabinim, Parkinson i Malfoyem do sklepu na pokątną, żeby kupić jakiś alkohol, jakieś przekąski i inne rzeczy, których potrzebowali na według nich dobrą zabawę. Kiedy wrócili Draco zaśmiał się z Hermiony, że nie ma skrzata domowego, który takie rzeczy mógłby robić za nią. Granger jako obrońca wolności skrzatów domowych oburzyła się bardzo i zaczęła się kłócić z arystokratą. Jednak po dłuższej, ostrej wymianie zdań, blondyn, ku jej zdziwieniu przyznał jej rację, w co naprawdę nie mogła uwierzyć. Trójka byłych Ślizgonów świetnie dogadywała się z Krumem, a była Gryfonka siedziała na kanapie z Krzywołapem i patrzyła na nich spod byka. Alkohol lał się strumieniami do szklanek i kieliszków.
- Wiktor, czy mogę z tobą porozmawiać? – zapytała po pewnym czasie Hermiona, podchodząc do Bułgara, który siedział przy stole i pił.
- No jasne, mów – powiedział Krum i polał po kolejnej porcji Ognistej Whisky w szklanki towarzyszy.
- Nie tutaj, na osobności – odpowiedziała stanowczo mrużąc oczy, a jej usta ułożyły się w cienką linię. Widział, że była zła.
- Tak, tak – powiedział do niej, po czym dodał do reszty. – Tylko beze mnie nie pijcie – Ślizgoni oczywiście kiwnęli głowami i zaśmiali się.
- Stęskniła się za Tobą, Wiktor – powiedziała śmiejąc się Pansy, która była obejmowana przez swojego narzeczonego i uśmiechała się lekko.
- Za tobą z pewnością nie, Parkinson – warknęła Granger wychodząc z Krumem, który ledwo szedł.
Dwójka weszła do sypialni, a Hermiona rzuciła zaklęcie wyciszające na drzwi. Nie chciała, aby reszta słyszała ich rozmowę. Bułgar usiadł na łóżku i przyciągnął na kolana dziewczynę.
- Wiktor, co Ty robisz?! – warknęła Hermiona i wstała. – Czy ty nie widzisz jak ty wyglądasz i jak się zachowujesz?! Sprowadziłeś do mojego domu tę trójkę, co ty sobie myślałeś? Że po tym wszystkim czego od nich doświadczyłam, będę siedziała z nimi przy stole, popijając Ognistą? Czy ty naprawdę jesteś taki durny? Wiesz, że oni mnie nienawidzą i to z wzajemnością. A tymczasem, ty rządząc się moim mieszkaniem, zapraszasz ich tutaj? Nie uważasz, że przegiąłeś? – Hermiona już nie mówiła, ona krzyczała chodząc od ściany do ściany i gestykulując rękoma. Cały gniew, który w sobie trzymała od dwóch godzin opuścił ją i mogła się wyładować.
- Mionka… - powiedział i czknął. – Ja chciałem, żebyście się polubili – czknął ponownie. – Wygraliśmy mecz, jest się czym cieszyć, zatem cieszę się w gronie moich przyjaciół – wymamrotał Wiktor i podniósł się. Podszedł do Gryfonki i objął ją swoimi silnymi ramionami od tyłu, a głowę położył na jej ramieniu.
- To idź ze swoimi przyjaciółmi do baru i tam świętuj. To nie są moi przyjaciele i nigdy nie będą. Na brodę Merlina, przecież Ty o tym wiesz! Tyle razy ci to mówiłam! – krzyknęła po wyswobodzeniu się z objęć szukającego.
- Ale mogą być Hermionko. Tylko musisz się na nich otworzyć – dodał spokojnie i obrócił ją, aby stała przodem do niego. – Jesteś taka piękna – dodał czkając i złapał jej pokręcony lok.
- A ty jesteś pijany – odpowiedziała niezwykle chłodnym głosem i spojrzała mu w oczy.
- I jestem w tobie zakochany Hermiono. Kocham cię – wyznał i kiedy chciał ją pocałować do pokoju wszedł Draco Malfoy, który widząc sytuację w której znajduje się ta dwójka rzucił tylko „Szukałem toalety, ale to nie tutaj”. Nim blondyn zdążył opuścić sypialnie Granger sucho odpowiedziała Wiktorowi:
- Ale ja ciebie nie kocham, Wiktor – po czym wyszła z sypialni z zamkniętymi oczami. Musiała z siebie wyrzuć gniew i złość, i doprowadzić się do takiego stanu, aby pokazać się byłym Ślizgonom. Niestety w tym wszystkim zapomniała, że Malfoy stał w drzwiach i na niego wpadła, przez co mężczyzna, również pijany, ale znacznie mniej niż Krum upadł na ziemię.
- Na Merlina, Malfoy czy wszystko w porządku? – zapytała i kucnęła tuż obok niego oglądając mu głowę. Na szczęście jej nie rozciął.
- Bo pomyślę, że się o mnie martwisz Granger – powiedział kpiąco i złapał się za głowę.
- Yyy… w żadnym wypadku… po prostu musiałabym yyyy… zgłosić to, jako wypadek w moim mieszkaniu… - wyjąkała w końcu. Wcale nie martwiła się o Malfoya jakoś specjalnie. Na każdego by tak zareagowała, w końcu jest cenionym lekarzem.
Hermiona podniosła się i chciała podać Malfoyowi rękę, aby ten mógł wstać, jednak od razu ją zabrała.
- Nie chcę, żebyś ubrudził się szlamem. – powiedziała chłodno, a na jej policzki wyszedł rumieniec. Malfoy wyciągnął swoją dłoń, aby jednak pomogła mu wstać.
- Przecież masz mydło i wodę, wyszoruję i będzie okej – powiedział i poszedł do łazienki.
Hermiona mogłaby przysiąc, że słyszała w jego głosie nutkę rozbawienia. Sytuacja z Krumem bardzo ją zasmuciła. Liczyła na to, że obydwoje traktują się jak przyjaciół. Jednak przeliczyła się. Było jej przykro, naprawdę przykro. Dziewczyna, kiedy Krum opuścił jej sypialnie, weszła tam z powrotem i udała się na taras. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza, bo jej głowie było chyba z 50 stopni Celsjusza. Było już ciemno i zimno. Pomimo ciepłego dnia, wieczory i noce były naprawdę chłodne. Jednak nie chciała wracać po coś ciepłego do ubrania się, pragnęła aby ten zimny wiatr ochłodził jej zdenerwowane ciało. Rozejrzała się po uliczkach Londynu, które widziała ze swojego sporego balkonu. Opłacało się mieszkać na piętnastym piętrze wieżowca, widok był powalający. Obserwowała garstkę aut, które jeździły po uliczkach. O takiej porze stolica była już prawie pusta. Wszyscy siedzieli w centrum, a nie na obrzeżach miasta. Widziała światła oddalonego parę mil centrum. Było pięknie.
- Granger, co ty tutaj robisz? – usłyszała za sobą, ale nie odwróciła się. Wiedziała kto tam stoi.
- Ja tu mieszkam Parkinson – warknęła i oglądała dalej ciemny Londyn.
- Nie jest ci zimno? Stoję tu chwilę i już zamarzam – powiedziała spokojnie dziewczyna i stanęła obok, opierając łokcie na barierce.
- O co ci chodzi Parkinson? Czego chcesz? – syknęła Hermiona i spojrzała na nią. Miała smutny wyraz twarzy.
- Nic Granger, nic. Po prostu wiele się zmieniło, nie uważasz? Ta wojna i to wszystko co się tam działo. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi co kiedyś – stwierdziła Pansy i spojrzała w górę. Granger widziała łzy spływające po policzku. – Moi rodzice wtedy zginęli. Cholernie mi ich brakuje.
- Przykro mi, naprawdę – powiedziała szczerze Hermiona. Była zdziwiona takim wyznaniem byłej Ślizgonki, nigdy by się po niej tego nie spodziewała.
- Zazdroszczę ci Granger – dodała, a Hermiona spojrzała na nią z pytającym wyrazem twarzy. – Masz rodziców, nie istotne czy są czarodziejami czy nie, ale ich masz. Cholernie ci zazdroszczę Granger.
Pansy po tym wyznaniu wróciła do mieszkania, zostawiając Hermione w osłupieniu. Zdziwiło ją takie wyznanie ze strony byłej Ślizgonki. Musiała być pewnie nieźle wstawiona, skoro takie słowa padły z jej ust. Ten wieczór był zadziwiający. Szatynka czując, że marzną jej stopy wróciła do mieszkania i udała się do salonu. Krum i Malfoy siedzieli przy stole i popijali Ognistą opowiadając sobie jakieś historie. Zabini ze swoją narzeczoną siedzieli na kanapie i rozmawiali po cichu. Po łzach Parkinson nie było śladu, mimo tego, że chyba tłumaczyła coś narzeczonemu, co mężczyźnie średnio się podobało. Może się kłócili? Granger wzięła na ręce Krzywołapa i dosiadła się do Malfoya i Kruma. Wiktor opowiadał właśnie coś o quidditchu. Kobieta przywołała do siebie swoją szklankę i nalała sobie Ognistej Whisky i wypiła ją jednym duszkiem. Po kilku takich szklankach, Hermiona włączyła się do rozmowy.
Około godziny 23 Pansy i Blaise powiedzieli, że wracają. Ku zdziwieniu Gryfonki, podziękowali jej za takie przyjęcie, a Parkinson jeszcze za wysłuchanie jej żali. Niedługo po wyjściu narzeczonych Krum wpadł w taki szał alkoholowy, że chyba w ciągu 10 minut wypił kilkanaście szklanek whisky. Teraz spał na stole i chrapał strasznie głośno. Malfoy siedział na kanapie i oglądał w telewizorze jakąś powtórkę teleturnieju.
- Na Merlina Krum! – krzyknęła szturchając śpiącego Bułgara. Chciała go obudzić, aby położył się na kanapie spać, a nie na stole. Bała się, że w nocy nie daj Merlinie spadnie i sobie coś zrobi.
- Co się tak drzesz Granger – warknął Malfoy podnosząc się z kanapy i podchodząc do niej. Widok Kruma był zabawny, bo tak bardzo napędzał kolejki picia, a teraz to on spał.
- Chciałam go położyć na kanapie, żeby mógł tam bezpiecznie spać, ale on nawet nie chce się ruszyć. – mruknęła i próbowała go obudzić.
- Poczekaj, ja go wezmę – powiedział i złapał go za ramię i podniósł do góry.
To wcale nie było takie łatwe. Pomimo takiego idealnego wyglądu, to mięśnie Kruma trochę warzyły. Hermiona zaklęciem rozłożyła i zaścieliła łóżko, a Malfoy go tam położył. Przez moment patrzyli na szukającego reprezentacji Bułgarii. Po pewnym czasie Draco powiedział, że najwyższa pora się zbierać do domu.
- Żegnam Granger – powiedział sucho i skinął jej głową.
- Cześć Malfoy i dziękuję za pomoc z Wiktorem – odpowiedziała i uśmiechnęła się nieznacznie.
Kiedy Malfoy sobie poszedł, Hermiona zaklęciem posprzątała w salonie. Spojrzała jeszcze raz na Wiktora, który tak strasznie chrapał, że śpiący Krzywołap miauknął z pretensją i poszedł do sypialni spać. Granger podążyła za nim, wzięła swoją piżamę i poszła do łazienki, aby wziąć szybki prysznic, a po nim wróciła do sypialni i położyła się do łóżka. Nim zdążyła wziąć głęboki wdech, wpadła w ramiona Morfeusza.


piątek, 17 kwietnia 2020

Rozdział 3 - Pocieszenie

Witajcie!
Serdecznie zapraszam Was na trzeci rozdział mojego opowiadania. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Całuję,
Leksia

Hermiona obudziła się po godzinie 12. Tak długo już dawno nie spała. Jak widać jej zmęczony organizm domagał się zasłużonego odpoczynku. Kochała swoją pracę nade wszystko, jednak bardzo często musiała zostawać w niej dłużej niż było to zaplanowane. No niestety, kiedy okręt tonie, kapitan musi być na pokładzie statku. Nie wyobrażała sobie, aby kiedy coś się dzieje, jej tam nie było. Często nawet mając urlop lub dzień wolny po dyżurze przychodziła do szpitala, aby pomóc lub po prostu zobaczyć jak wygląda sytuacja. Praca pochłonęła całej jej życie. Rodzice mówili o niej: pracoholiczka, być może mieli nawet rację. Jednak Hermionie dobrze to robiło, bo nie myślała wtedy o swoim nudnym życiu. Jej przyjaciele mieszkali w Hogwarcie, z Ronem nie miała kontaktu, a rodzice dużo podróżowali korzystając z jeszcze młodego wieku i pieniędzy. Kobieta wolała posiedzieć dłużej w szpitalu, aniżeli spędzać samotne chwile w swoich czterech ścianach rozmyślając o tym, jak beznadziejnie ułożyło się jej życie towarzyskie.
Owszem, był ktoś, kto poza Harrym, Ginny i rodzicami był dla niej ważny. Pewien bułgarski czarodziej, były uczeń Durmstrangu i szukający narodowej reprezentacji Bułgarii w quidditcha – oczywiście był to Wiktor Krum. Mężczyzna odezwał się do niej po wojnie, aby pomóc w odbudowie szkoły, która dla niego również była ważna – to tam poznał się z Hermioną. Przyleciał pomóc, a potem został jeszcze miesiąc w Londynie, gdzie zakolegował się z Ronem, Harrym i Ginny. Dogadywał się z nimi bardzo dobrze, choć wielokrotnie mówił Granger, że rudzielec nie jest odpowiednim dla niej kandydatem. Kiedy (ku uciesze) bruneta dziewczyna zerwała z Weasleyem, przyjechał do niej na dwa tygodnie, aby pomóc jej w tych trudnych chwilach. Hermiona kategorycznie powiedziała, że mogą być tylko i wyłącznie przyjaciółmi, że nigdy nie będą parą. Krum nie wziął jednak tego za bardzo do siebie mówiąc, że poczeka na nią tyle czasu ile trzeba będzie.
Od tamtego czasu często wymieniali między sobą listy, a Krum co kilka miesięcy przyjeżdżał do Londynu, aby ja odwiedzić. Co więcej Granger była raz w Bułgarii na wakacjach, gdzie poznała przyjaciół Wiktora, jego rodzinę, a przede wszystkim zwiedziła Instytut Magii Durmstrang. Właśnie w czwartek miał przyjechać do niej Wiktor na tydzień, w czasie którego miał odbyć się mecz quidditcha z reprezentacją Anglii.
Kobieta podniosła się z łóżka, założyła szlafrok i pogłaskała Krzywołapa leżącego w swoim domeczku. Kot tylko miauknął, jakby prosił ją, aby dała mu spać. Granger poszła do kuchni, włączyła ekspres do kawy i wybrała swoją ulubioną kawę – cappuccino. Do jej nosa dotarł najpiękniejszy zapach mielonej świeżo kawy. Otworzyła lodówkę i wyjęła z niej wszystkie potrzebne składniki na jajecznicę z bekonem i tosty. Po niedługiej chwili zanosiła duży kubek z kawą i talerz z jedzeniem do salonu, położyła go na stole, włączyła wiadomości w telewizji i z wielkim apetytem zjadła śniadanie. Po około godzinie poszła do łazienki, aby zacząć się szykować na spotkanie. W sumie to miała dzisiaj dwa spotkania. Jedno o 15, drugie o 17:30. Nie chciała iść na ani jedno, ani drugie. Wiedziała, że obydwa te spotkania nie będą nad wyraz miłe.
Pierwsze spotkanie w Dziurawym Kotle z pewnością nie będzie należało do najmilszych. Mimo, że bardzo lubiła tę osobę to wiedziała, że temat podejmowany w rozmowie będzie trudny.
Drugie spotkanie w La petite z Malfoyem to już w ogóle katastrofa. Chciała z nim omówić ten czek dla szpitala, czy potrzeba jakiegoś prawnika, czy co tam się robi w takiej sytuacji. Poza tym chciała się dowiedzieć, skąd wpadł mu pomysł o tak dużym dofinansowaniu dla szpitala.
Hermiona wyszła z łazienki i w samej bieliźnie udała się do sypialni, gdzie usiadła przy toaletce i zaczęła robić makijaż. Kiedy skończyła, podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Pogoda dziś była dużo ładniejsza niż wczoraj. Słońce dało przyjemne światło i zapewne dość wysoką temperaturę, patrząc na ludzi chodzących w cienkich kurtkach i sukienkach. Dziewczyna podeszła do szafy i wyciągnęła z niej białą sukienkę za kolano w kwiaty, która była dość luźna i miała ¾ rękaw. Do tego wybrała karmelowe botki na słupku i czarną skórzaną kurtkę. Ubrała się i uczesała włosy.
Była już 14:50, kiedy wsypywała jedzonko dla Krzywołapa w jego miseczkę w kuchni. Pogłaskała kocura, zabrała torebkę oraz różdżkę i teleportowała się w uliczkę obok Dziurawego Kotła. Poprawiła sukienkę i weszła do środka. Wnętrze pubu było ciemne, niezbyt czyste i niezbyt schludne, zatem nic się nie zmieniło.
- Witaj Hermiono! – powiedział Tom: zgarbiony, łysy mężczyzna, który był właścicielem i barmanem Dziurawego Kotła.
- Dzień dobry Tom! – przywitała się dziewczyna i uśmiechnęła się szeroko. – Jestem tutaj umówiona, masz jakiś wolny stolik? – rozejrzała się Granger po sali. Nie widziała żadnego wolnego miejsca, ale liczyła na to, że uda się choć dwa znaleźć.
- Chodź za mną, tak pod ścianą, za kotarą są dwa wolne miejsca – zaproponował mężczyzna i wolnym krokiem poszedł w wyznaczone miejsce. Po drodze powiedział jej, że niedługo pub przejmie nowa właścicielka – Hanna Abbott. Dziewczyna zdziwiła się bardzo, jednak rozumiała, że Tom chce odejść w końcu na zasłużoną emeryturę. – To tutaj – dodał mężczyzna i różdżkom odsłonił kotarę. Była Gryfonka podziękowała grzecznie i usiadła na jednym z dwóch krzeseł.
Po niedługiej chwili do lokalu weszła bardzo dobrze znana dziewczynie osoba. Była pulchną, rudowłosą kobietą, z ogromnym uśmiechem na twarzy. Zdjęła z siebie kolorowy płaszcz i beret, i odwiesiła je na wieszaku przy drzwiach. Rozejrzała się uważnie po Sali i zobaczyła machającą Hermione do której od razu podeszła. Granger wstała z krzesła.
- Cześć Hermionko tak dawno cię nie widziałam kochaniutka – powiedziała Molly Weasley przytulając niedoszłą synową.
- Dzień dobry Pani Weasley. Taak, dużo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania – odpowiedziała szatynka odwzajemniając uścisk.
Obydwie kobiety usiadły przy stoliku i zamówiły coś do jedzenia.
- W jakiej sprawie chciała się Pani spotkać? – zapytała Hermiona. Nie chciała owijać w bawełnę, bo nie widziała w tym sensu.
- Miałaś mi mówić po imieniu, kochaniutka. Cóż Hermionko, dotarły do mnie pewne wieści. Mianowicie dowiedziałam się o zajściu, jakie miało miejsce w Hogwarcie. Słyszałam jak Ron się zachował – mówiła ze smutną miną Molly. Widać było, że bardzo jej głupio i przykro wyjaśniać sytuacje za swojego syna.
- Przepraszam Molly, ale nie chcę rozmawiać o tym wydarzeniu – powiedziała stanowczo Hermiona. Tom przyniósł im ich zamówienie: kawy i zupy dyniowe.
- Hermiono, proszę cię, wysłuchaj mnie – dziewczyna zatopiła usta w swoim cappuccino i skinęła z pozwoleniem głową. – To, co Ronald powiedział tak bardzo mnie zdziwiło, że na początku nie chciałam w to uwierzyć. Jest mi przykro i jestem zła na mojego syna, za to, co powiedział osobie, którą kocha. Tak ja wiem, że on ciągle cię kocha Hermionko, ciągle jesteś dla niego ważna. Myślę, że kiedy poukłada sobie to wszystko w głowie, będziecie mogli być szczęśliwi, razem – powiedziała Molly i złapała dziewczynę za rękę.
- Nie uważam, żeby osoba, która kocha obrażała w tak bolesny sposób – odpowiedziała chłodno. Obydwie kobiety zjadły swoje ciepłe dania i wróciły do rozmowy.
- Miłość bywa ślepa i głupia. Z miłości ludzie robią różne, dziwne rzeczy. A z powodu odrzuconej, to szaleją. Ron cierpi. Wraca z pracy i idzie od razu do swojego pokoju. Dużo pije, prawie w ogóle z nami nie rozmawia. Ja wiem, że dla ciebie to też ciężka sytuacja, ale przez to, że nawet nie znam powodu przez który się rozstaliście, ciężej mi pomóc. On z pewnością nie chciał cię urazić, nie chciał Cię skrzywdzić, ja to wiem. Ron nie potrafi sobie z tym wszystkim poradzić, może spotkalibyście się i porozmawiali? – zaproponowała Molly i wzięła duży łyk swojej kawy.
- Molly, nie wyobrażasz sobie jak mi jest ciężko. Ron był dla mnie wszystkim, myślałam, że to z nim będę mogła się starzeć. Jednak życie plecie różne scenariusze. Teraz z dnia na dzień budzę się silniejsza i wierzę w to, że Ronald też niedługo taki będzie. Po sytuacji w Hogwarcie nie ma nawet takiej opcji, żebym w najbliższym czasie się z nim spotkała. A teraz jeżeli pozwolisz, to chciałabym zakończyć ten temat i zapytać cię, co z weselem Ginny i Harry’ego? – zapytała Hermiona i obydwie kobiety zaczęły rozmawiać na zupełnie inny temat.
Granger nie chciała ciągnąć tego uciążliwego i bolącego ją tematu. Spodziewała się, że rozmowa z Molly skupi się tylko na usprawiedliwianiu Rona. Z jednej strony rozumiała, że matka zawsze stanie po stronie swojego syna, ale chciała też, aby kobieta zrozumiała co może w tym wszystkim czuć ona. Jej też nie jest łatwo.
Po godzinie 17 Hermiona pożegnała się z Molly i teleportowała się w miejsce niedaleko kawiarni, w której umówiona była z Malfoyem.
Okazało się, że kawiarnia umiejscowiona była na bulwarach nad Tamizą. Słońce już zachodziło oświetlając jej twarz pomarańczowymi promieniami. Na dworze było jeszcze ciepło jak na końcówkę września. Hermiona powoli szła w stronę kawiarni, delektując się ostatnimi ciepłymi dniami, przecież w Londynie to rzadkość. Kiedy już stała przed lokalem zauważyła siedzącego w ogródku Malfoya, czytającego jakąś mugolską gazetę. Miał na sobie czarny garnitur, białą koszulę z rozpiętymi trzema guzikami od góry i chusteczkę w kieszonce. Jego zmierzwione włosy i czarne okulary przeciwsłoneczne komponowały się ze strojem idealnie. Widziała, jak kilka kobiet siedzących przy pobliskich stolikach zerka na niego. Nie lubiła go, ale musiała mu przyznać, że miał w sobie to coś, co sprawiało, że każda osoba płci pięknej na niego patrzy. Hermiona poprawiła włosy i podeszła do stolika przy którym siedział. Widziała, że kilka kobiet odwróciło głowę z miną, która pokazywała zawód.
- Cześć Granger – powiedział oschle Draco, ale wstał i odsunął krzesło, aby mogła usiąść.
- Cześć Malfoy. Nie spodziewałam się po tobie ludzkich zachowań – powiedziała spokojnie Hermiona, kiedy siadał. Mężczyzna unosząc rękę zawołał kelnera.
- Witam. To menu dla państwa. Dzisiaj polecamy szarlotkę z lodami i musem truskawkowym oraz bitą śmietaną. Do tego oczywiście jedną z naszych najlepszych kaw w Londynie, a jeżeli są państwo bardziej głodni, to serwujemy też dania główne, sałatki, mięsa, zupy. – wyrecytował bez zawahania kelner. Mężczyzna miał około 28 lat, był to wysoki, umięśniony brunet z nienagannym uśmiechem oraz dużymi błękitnymi oczami, które nawet na sekundę nie spojrzały nigdzie indziej niż na Hermionę.
- Kochanie, jesteś bardzo głodna? – spytał Malfoy. Sam nie podejrzewał się o takie słowa, ale wkurzył go ten dziwny kelner. Gapił się na Granger jakby była ósmym cudem świata.
Mężczyzna usłyszawszy te słowa odwrócił wzrok z szatynki z wyraźnym zawodem. Hermiona patrzyła z niedowierzaniem na Malfoya i powoli przyswajała to, co ten dupek powiedział. Czy on przed chwilą nazwał ją „kochaniem”? Chyba oszalał albo ktoś sprzedał jego duszę diabłu.
- Że co proszę? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Hermiona po chwili ciszy. – Ten pan i ja w żadnym wypadku nie jesteśmy razem, proszę pana. Chyba mu coś padło na rozum – usprawiedliwiła się od razu była Gryfonka i na jej twarz wskoczył piękny, szczery uśmiech, kiedy spojrzała na kelnera. Był zjawiskowo przystojny!!! Malfoy natomiast spojrzał na nią z obojętnym wyrazem twarzy.
- Cóż, musiałem cię z kimś pomylić – zaśmiał się, chcąc wyjść z twarzą. – Ja poproszę sałatkę z łososiem. Do tego szklankę whisky z lodem. Granger?
- Ja może… w sumie sama nie wiem co chcę – powiedziała niezdecydowana przeglądając menu.
- Proponuję Pani quiche z warzywami lub kurczakiem albo krewetkami. Do tego białe półwytrawne wino – zaproponował brunet i wskazał jej tę pozycję w karcie dań.
- Nieee… chyba też poproszę sałatkę z łososiem. Do picia sok pomarańczowy. Dziękuję pięknie – odparła szatynka. Kelner puścił jej oczko i zabrał menu.
Ogródek kawiarni był wypchany po brzegi. Najwidoczniej ta kawiarnia musiała być dość popularna wśród mugoli. Dziwiła się, że Malfoy ją znał. W końcu to czarodziej czystej krwi, który tępi szlamy, takie jak ona, a chodzi sobie do mugolskich restauracji? Śmieszne to całkiem.
Siedzieli w ciszy obserwując Tamizę i płynące po niej wycieczkowce. Nad rzeką spacerowało wielu ludzi, którzy korzystali z takiego pięknego dnia. Po niedługiej chwili przystojny kelner przyniósł sok i whisky, które podstawił przed odpowiednimi klientami.
- Dobrze Malfoy. Chyba wiesz po co się spotkaliśmy – zaczęła Hermiona po wzięciu łyka napoju. Malfoy również upił nieco swojego bursztynowego płynu.
- Jak każda uczennica Hogwartu chciałaś iść na randkę z najprzystojniejszym mężczyzną na tej planecie? – zapytał niezwykle spokojnie i spojrzał na nią.
Granger bardzo się zmieniła. To nie była już napuszona brunetka. Teraz jej włosy zgrabnie opadały na łopatki. Miała szczupły, ale delikatny wyraz twarzy i ogromne czekoladowe oczy. Jej zęby, idealnie proste i białe schowane były za pełnymi, malinowymi ustami. Przestała się już ubierać w stare, rozciągnięte swetry, ale zakładała kobiece, dobrze dobrane stroje i buty, podkreślające jej długie, szczupłe nogi.
Jak możesz tak myśleć o szlamie? – pomyślał Draco i szybko wyrzucił z głowy myśli o Granger.
- Prędzej zjadłabym surowe jajko niż umówiła się z tobą na randkę – powiedziała surowo, a jej czekoladowe oczy wysłały mu chyba z tysiąc piorunów.
- Dziękujemy – powiedzieli Draco i Hermiona, kiedy kelner przyniósł im ich jedzenie.
- Chciałam z tobą porozmawiać o czeku, który dostałam. Chciałabym, żebyś wytłumaczył mi po co mi on – kontynuowała była Gryfonka i spróbowała sałatki. Była obłędnie dobra. W głowie zapisała sobie wszystkie składniki, aby zrobić ją, kiedy przyjedzie Wiktor.
- To nie jest czek dla ciebie, ale dla twojego oddziału w Mungu. Słyszałem, że ciężko wam się powodzi. Co prawda ja nigdy nie pozwoliłbym, żebyś mnie dotknęła, a co dopiero operowała, bo mogłabyś wtedy decydować o moim życiu, ale inni pewnie cię nie znają i dlatego pozwalają na to – zakpił Malfoy uśmiechając się wrednie.
Nie daj wyprowadzić się z równowagi – pomyślała Gryfonka i wzięła głęboki wdech. Ewidentnie chciał, aby wybuchła i zrobiła mu dym, ale ona była ponad nim.
- Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała dotykać ciebie, ani nikogo z twojej rodziny, bo jeszcze zarażę się jakąś arystokratyczną pychą, dupkowatością, głupotą i egoizmem, a tego w żadnym wypadku bym nie chciała. Zatem powiedz mi o co chodzi – warknęła Granger i kontynuowała jedzenie sałatki, popijając ją od czasu do czasu sokiem.
- Cóż… wtedy w Hogwarcie nieco przegiąłem. Nie powinienem cię obrażać, zmieniłem się i nie chcę, aby były jakieś podziały. Sam polubiłem mugolskie lokale takie jak ten oraz gadżety, np. telefon czy telewizor. Chciałem, abyś wstawiła się trochę za mną, bo naprawdę byłem wtedy pijany i ten rudy Wieprzlej tylko napędził lawinę głupich słów. Ten czek był tak jakby na pokazanie tego, że żałuję. Wiem, że twoja Gryfońska duma nie pozwoliłaby na to, abym tobie dał jakieś pieniądze, zatem w ramach rekompensaty dam je komuś, kto ich potrzebuje, a dla ciebie jest ważny. Z pewnością dajesz z siebie wszystko dla pacjentów, więc nie odrzucisz moich pieniężnych przeprosin – powiedział Draco i uśmiechnął się nieznacznie widząc, że na jej zębach jest kawałek szpinaku. – Masz coś na zębach – zaśmiał się szczerze i wziął łyka whisky.
- Malfoy, czy Ty mnie przeprosiłeś? Albo inaczej, szukasz sposobu, aby mnie przeprosić, żeby nie powiedzieć tego wprost? – zapytała z niedowierzaniem. Myślała, że prędzej Merlin zejdzie na ziemię niż Draco Malfoy, naczelny dupek Slytherinu ją przeprosi.
- Nie bierz tego do siebie, ale coś w tym jest.
- Co z prawnikami, czy to wszystko może odbyć się tak po prostu?
- Już to załatwiłem. Jutro mój prawnik pojedzie do Munga i tam zostawi pismo, które warunkuje możliwość oddania wam 20 tysięcy galeonów. Wszystko będzie jak najbardziej legalne. Kwota ma być tylko i wyłącznie na potrzeby twojego oddziału. Obyś wykorzystała je mądrze. Pewnie Wieprzlej nigdy nie przyniósł ci takich pieniędzy – zaśmiał się Malfoy i dopił resztę whisky.
- Nie jestem z Ronaldem od długiego czasu – warknęła i zawołała kelnera. – Poproszę rachunek.
- Rozdzielić na dwa, czy płacą państwo razem? – zapytał kelner, który o mały włos w biegu nie zahaczył się o własne nogi.
- Na dwa – powiedziała Hermiona.
- Ja zapłacę – powiedział w tym samym czasie Draco. – Ja zapłacę – powiedział dobitnie i spojrzał na byłą Gryfonkę. Co jak co, ale za kobiety zawsze płacił, nawet jeżeli miała być to Granger.
Kelner poinformował, że już idzie po rachunek i wszedł do lokalu. Na dworze było już prawie ciemno. Teraz już tylko garstka ludzi spacerowała, reszta z pewnością była już w swoich domach. Wieczór zrobił się na tyle chłodny, że Hermiona zapięła swoją skórzaną kurtkę i założyła szalik, który miała w torebce.
Po niedługiej chwili do ich stolika podszedł brunet i pokazał Draconowi rachunek. Mężczyzna włożył do skórzanego zeszyciku odpowiednią kwotę plus napiwek, a kelner w tym czasie powiedział coś do ucha kobiecie, na co ona wybuchnęła perlistym śmiechem. Podziękowali kelnerowi i wyszli z ogródka kawiarni.
- No to cóż Granger, zapewne chciałaś, żeby ten wieczór skończył się u ciebie w łóżku, ale niestety jestem już umówiony z pewną seksowną blondynką. Mam nadzieję, że nie będziesz płakać całej nocy – powiedział kąśliwie Draco.
- Twoje niedoczekanie. Mam nadzieję, że to ostatni raz jak się widzimy. Żegnam – powiedziała oschle i nie czekając aż odpowie odeszła od niego i skręciła w pustą uliczkę, a stamtąd się teleportowała.
Draco stał tak chwilę. Zaimponowała mu swoją dociekliwością i złośliwością godną jemu samemu. Nie spodziewał się, że ta ułożona Gryfonka może mieć tak cięty język. W szkole była zupełnie inna, mało kobieca, bardziej broniąca Pottera i Weasleya, wkurzająca kujonka, przemądrzała i prymusowata. Było kilka starć między nimi, chociażby pamiętne uderzenie w trzeciej klasie. Śliwę miał chyba przez dwa tygodnie. Zaimponowała mu też walcząc ze śmierciożercami, licząc się z tym, że może zginąć. Poza tym wybroniła go w sądzie, za co nawet był jej trochę wdzięczny.
Malfoy włożył ręce do kieszeni i poszedł w tą uliczkę, z której przed chwilą teleportowała się Granger i po chwili zrobił to samo.
Stał przed dużymi, białymi drzwiami w kamienicy gdzieś na obrzeżach Londynu. Zapukał w nie, a po chwili otworzyła mu wysoka blondynka w skąpym szlafroku.
- Czekałam na ciebie. – wyszeptała Anna i przyciągnęła go do siebie. Draco od razu zamknął drzwi i rzucił na mieszkanie zaklęcie wyciszające. Wiedział, że dzisiejszej nocy będzie tutaj głośno.
Anna zrzuciła z siebie szlafrok, a jego oczom ukazało się jej prawie nagie ciało, okryte tylko koronkowym, czerwonym body. Kobieta zdjęła z Dracona marynarkę, a następnie koszulę i spodnie. Zaczęli automatycznie się całować.
Ta relacja nie miała nic wspólnego z miłością. Obydwojgu chodziło tylko o jedno: zaspokojenie swoich potrzeb, bez myślenia o jakimkolwiek związku. Doskonale wiedzieli, czego chcieli i to im w zupełności wystarczało. Ich relacja trwała już kilka miesięcy i nie było potrzeby, by póki co ją kończyć.
Draco popchnął Anne na łóżko nie przerywając pieszczot. Po niedługiej chwili, obydwoje oddali się rozkoszom i emocjom, które rozpierały ich nagie ciała.

~*~

Hermiona teleportowała się do swojego mieszkania. Była zmęczona obydwoma spotkaniami. Były dla niej ciężkie psychicznie. Malfoy bardzo ją zdenerwował. Jak zawsze był irytująco pewny siebie i swoimi docinkami próbował wyprowadzić ją z równowagi.
Granger chcąc odpocząć psychicznie, wyjęła z lodówki wino i nalała sobie porządną porcję do kieliszka. Weszła do salonu wraz z butelką oraz kieliszkiem. Tam zrzuciła z siebie kurtkę i buty. Na szafce pod telewizorem było radio wraz z odtwarzaczem CD-room. Dziewczyna włączyła sprzęt i wypiła kilka sporych łyków z butelki. Do jej uszu dotarły znajome dźwięki smutnej piosenki.

Kiedy się już zestarzejesz, znormalniejesz, zmądrzejesz
Czy będziesz jeszcze pamiętać
Z ilu niebezpieczeństw wyszłyśmy razem?
Dopalające się resztki wspomnień, zakochanie, czułość
Tęsknię za czasami, kiedy byłyśmy niezależni
Lata temu
Spodziewałbyś się?

Więc rób, co chcesz
Bo wszystko już stracone
Wszystkim, czego pragnęłam, byłeś Ty
Nigdy nie dostanę się do nieba
Bo nie wiem jak

A teraz wznieśmy toast, może dwa
Za wszystkie rzeczy, które zmarnowałam na Ciebie
Oh-oh
Powiedz mi, czy straciłam je dla Ciebie?
Oh-oh
Tylko po to, byś mógł  mnie porzucić
Oh-oh
Po tym wszystkim, co straciłam przez Ciebie?
Czy to wszystko zmarnowałam na Ciebie?

Oh-oh-oh, oh-oh
Oh-oh-oh
Czy to wszystko utraciłam przez Ciebie?
Oh-oh-oh, oh-oh
Kochanie, czy to wszystko zmarnowałam przez Ciebie?
Czy straciłam to przez Ciebie? *


Hermiona puściła kilka razy tę piosenkę, w czasie której śpiewała, co chwilę popijając łyk, a to z butelki, a to z kieliszka. Wczuwała się w każde słowo tej piosenki. Łzy kaskadami spływały po jej policzkach. Te słowa idealnie odzwierciedlały jej uczucia do Rona. Tyle razem przeszli i z tylu niebezpiecznych sytuacji wyszli razem. Kochali się bardzo mocno, lecz to wszystko było złudzeniem. Wszyscy uważali ich za idealną, kochającą się parę, a to wszystko z dnia na dzień legło w gruzach. Był dla niej kimś najważniejszym, kimś dla kogo poświęciłaby wszystko i z kim przeszła wiele trudnych, ciężkich chwil. Teraz te wszystkie uczucia były niczym. Molly mogła sobie myśleć, że to tylko Ron przeżywa ich rozstanie, jednak ona czuła się tak samo paskudnie, w szczególności wieczorami, które spędzała tylko z Krzywołapem.
Gdyby ktoś zobaczył, jak tańczy z butelką wina w salonie pomyślałby, że powinna trafić do wariatkowa. Łzy moczyły jej białą sukienkę, ale jej to nie przeszkadzało. Przeżywała jeden z tych trudnych wieczorów, które zawsze kończyły się ogromnym kacem moralnym.
Kiedy chyba po raz setny tego wieczoru słuchała „swojej” piosenki i piła drugą butelkę wina ciągle tańcząc usłyszała dzwonek do drzwi. Odstawiła butelkę na stół, wyłączyła radio i zaklęciem posprzątała w salonie. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Widok w drzwiach ją zaskoczył.
- Chyba przyszedłem w najlepszą porę. – usłyszała znajomy głos.
Przed jej oczami stał, choć był trochę rozmazany, wysoki, umięśniony brunet, z krótkimi włosami i mocnymi rysami twarzy. Na jego twarzy był kilkudniowy zarost. Miał na sobie czarny płaszcz, który był rozpięty, a pod nim wystawała czarna koszula. Miał też ciemne jeansy i eleganckie buty. W ręku trzymał średniej wielkości walizkę.
Hermiona w panice, że zobaczy ją w takim stanie starała się wytrzeć łzy z policzka, jednak kiedy spojrzała w swoje odbicie w lustrze, które wisiało w przedpokoju omal nie zaczęła krzyczeć. Jej oczy były czarne, a na policzkach i szyi był wyschnięty, rozmazany przez łzy tusz do rzęs. Kobieta zasłoniła rękoma twarz i kazała mu wejść do środka i się rozgościć, a sama szybko pobiegła do łazienki, gdzie zmyła cały makijaż. Zabrudzoną sukienkę włożyła do kosza na pranie, a ubrała długi sweter i dresy. Włosy spięła w wysokiego kucyka.
Kiedy wyszła z łazienki, jej gość szedł do salonu z dwoma kubkami gorącej herbaty. Hermiona usiadła obok niego na kanapie i wzięła naczynie z gorącym płynem. Znał ją bardzo dobrze: herbata malinowa z miodem, goździkami, cytryną i imbirem. Idealnie rozgrzewała ją od środka, kiedy na zewnątrz czuła się zimna jak lód.
- Wiktor co robisz tutaj dwa dni wcześniej? – zapytała po pewnym czasie przerywając ciszę, która zapadła między nimi.
- A może najpierw się ze mną przywitasz, Mionko? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Kobieta odstawiła zarówno swój kubek jak i bruneta na szklany stolik i przytuliła się mocno do niego.
Tak rozpaczliwie pragnęła czyjejś bliskości, kogoś kto ją zna i wie, że rozmowa może nie pomóc, jeśli jej stan jest ciężki. Trzeba czekać, odpowiadać bliskością na jej potrzebę bliskości. On doskonale to wiedział mimo tego, że nie mógł być przy niej nad wyraz często, to zawsze pozwalał jej na czułość. Pamiętał, że nie pozwoliła mu na myślenie o nich razem, jako para, to jednak chciał być dla niej jak przyjaciel, którego utraciła po rozstaniu z Ronem. Wiedział, że ona jeszcze nie jest gotowa na to, by wchodzić w nowy związek. Mimo to był zawsze kiedy tylko mógł. Wystarczył mu jeden rozpaczliwy list, a on teleportował się do niej, by choć dać jej się przytulić i tak siedzieć nie mówiąc nic. Mimo, że normalnie była taka gadatliwa, że buzia jej się nie zamykała, to w takich chwilach kochała ciszę, a on to wiedział i dawał jej to, czego pragnęła.
- Dziękuję Ci Wiktor – szepnęła kończąc bardzo długi uścisk. – Zatem, co tutaj robisz?
- Stwierdziłem, że przyjadę wcześniej, bo nie miałem co robić. Chłopaki z drużyny też dzisiaj przylecieli do Londynu. Pierwszy trening mamy mieć już jutro. Przepraszam cię, że ci o tym nie powiedziałem. Chciałem ci zrobić niespodziankę. Jak widać w porę przyjechałem – odpowiedział i objął ją silnym ramieniem. Czuła się spokojnie i bezpiecznie.
- W żadnym wypadku nie jestem na ciebie zła, cieszę się, że tu jesteś. A co jeżeli nie byłoby mnie w mieszkaniu?
- Nocleg mam również w hotelu, gdzie reszta chłopaków, a do ciebie udałbym się pewnie dopiero w czwartek – odparł po chwili podając szatynce kubek z jej herbatą.
- Ohh… no tak. Miałam dzisiaj ciężki dzień, wiesz? Ale nie ważne, co u Ciebie? Wyglądasz niezbyt dobrze, schudłeś bardzo. Co się dzieje? – zapytała z troską. Rzeczywiście od ich ostatniego spotkania mężczyzna stracił na wadze z osiem kilogramów.
- Nic, po prostu zacząłem chodzić na siłownię, dieta, ale nie będę cię oszukiwać. Moja mama wpadła w pewne problemy. Ubzdurała sobie, że ojciec ją zdradza. Teraz trafiła do szpitala, bo wpadła w jakąś paranoję. Zaczęła rzucać zaklęcia na jakąś mugolkę, która przyszła do nas do domu, bo zbierała jakieś podpisy. Była pewna, że to kochanka ojca. Ma sprawę w sądzie. To wszystko odbija się na mojej rodzinie i na mnie. Wszyscy bardzo się martwią, że nigdy z tego nie wyjdzie – wyżalił się mężczyzna i upił łyk herbaty. Wiedział doskonale, że z nią może być w stu procentach szczery.
- Jeżeli będziecie potrzebowali pomocy jakiegoś specjalisty, to pamiętaj, że ja znam wielu i w razie czego mogę wam pomóc Wiktor – zaproponowała i uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję. Co to za spotkania miałaś dzisiaj? – zapytał.
Hermiona odpowiedziała mu o spotkaniu z Molly i o późniejszym z Malfoyem, uprzednio mówiąc o wydarzeniu w Hogwarcie. Krum był rozgoryczony tym, że matka Weasleya widzi tylko to, co dzieje się jego dziecku, a nie dostrzega jak cierpi Granger. Jednak wspólnie stwierdzili, że matka zawsze obroni swoje dziecko, cokolwiek by nie zrobiło. Jeżeli chodzi o Malfoya, to Wiktor przejął się, że znowu zwyzywał ją, jednak docenił też ten datek na szpital. Podsumował to tym, że ma co myśleć o tym za kogo uważa cię jakiś znienawidzony przez nią dupek. Trzeba myśleć o tym, co uważają o tobie przyjaciele i bliskie osoby. Szatynkę bardzo ucieszyły te słowa. Wiktor zawsze wiedział co powiedzieć, aby było dobrze.
- Krzywołap! – ucieszył się Wiktor, kiedy kot wskoczył mu na kolana. – Byku, jak ja cię dawno nie widziałem!
- To tylko kot, a nie byk Wiktor – zaśmiała się Hermiona i pogłaskała rudego kota. – Pewnie jesteś zmęczony i chcesz położyć się spać.
- Powiem szczerze, że tak. Skoczę do łazienki, ogarnę się i idę spać. Muszę wstać o 10, a jest już 4 nad ranem. W dobrym towarzystwie czas szybko leci – powiedział Krum i pocałował Hermionę w czubek głowy, po czym udał się do łazienki.
Szatynka szybko posprzątała kubki i naszykowała kanapę w salonie, aby Wiktor mógł się położyć, po czym udała się do swojej sypialni i przyszykowała swoje rzeczy do spania.
- Dobranoc Miona – pożegnał się Wiktor i pocałował ją w czoło. – Pamiętaj, jeżeli miałabyś zły sen, jestem obok w pokoju. Zawołaj, a ja po prostu przyjdę.
- Dobranoc, wiem, pamiętam – powiedziała i udała się do łazienki.
Po szybkim prysznicu i ubraniu się w koszulę nocną, poszła do swojej sypialni i położyła się. Ten dzień był dla niej ciężki, ale za to wieczór spędziła niezwykle miło. Po zgaszeniu lampki przy łóżku niemal od razu usnęła.



*LP- Lost on you