Była sobota. Pogoda na dworze rozpieszczała każdego, kto był
teraz poza domem. Słońce tak grzało, że zdawało się, jakby była wiosna. Tylko
drzewa pokazywały wkrótce zbliżającą się zimę. Złote korony drzew idealnie
kontrastowały z niebieskim, bezchmurnym niebem. Ptaki, te które nie wyleciały
do ciepłych krajów wesoło ćwierkały, jakby śpiewały radosne piosenki. Wszystko
wydawało się być takie radosne i piękne, aż chciało się wyjść i nad Tamizą
tańczyć radując się taką aurą. Ludzie od samego rana spacerowali, jakby
kompletnie zapomnieli o całym świecie. Nie liczyło się nic innego, posiłki,
sprzątanie, ta pogoda dawała tyle spokoju i radości, że żadne siły nie mogły
utrzymać w domu.
Hermiona i Wiktor siedzieli teraz na tarasie i spożywali
śniadanie popijając je kawą. Spędzili ze sobą dwa dni, bo w środę kobieta
musiała iść do pracy, a mężczyzna miał prawie całodniowy trening, który
przygotowywał go do meczu. Ten czas był dla nich bardzo znaczący. Miała w końcu
przy sobie kogoś, na kim mogła polegać. Dużo ze sobą rozmawiali i wspólnie
próbowali znajdować rozwiązanie z każdej sytuacji. Był dla niej jak zbawienie.
Był wtedy, kiedy najbardziej potrzebowała zrozumienia, rozmowy i bliskości. Nie
chciała martwić Ginny i Harry’ego obecną sytuacją w jej życiu, bo wiedziała, że
oni tylko będą się martwić na zapas. Nie mogliby się spotkać, bo oni jako
nauczyciele nie mogą sobie pozwolić na wyjechanie z Hogwartu tak po prostu, bez
większego powodu, a ona… nie uważała, że jest z nią aż tak źle, aby musieli
rezygnować z uczniów. Przecież Hermiona za żadne skarby nie pozwoliłaby, aby
uczniowie mieli odwołane lekcje!
Hermiona i Wiktor wesoło gawędzili na tarasie w mieszkaniu
Gryfonki. Dobrze, że zainwestowała w stolik i krzesełka, które są odporne na
deszcz i niską temperaturę. Co więcej chciała kupić jeszcze łóżko z
baldachimem, na którym mogłaby leżeć w letnie wieczory lub spać. Była godzina 9
rano, ale aby zjeść wspólnie śniadanie przed meczem, musieli rano wstać.
Mistrzostwa miały zacząć się o godzinie 14, ale Krum musiał być tam już o 10.
Hermiona dostała od niego bilet w loży VIP, aby mogła oglądać jego wyczyny na
miotle, mimo tego, że kobieta nie przepadała za tym sportem.
- Co zamierzasz robić do meczu? – zapytał brunet
przegryzając bagietkę z masłem.
- Chyba posprzątam trochę w mieszkaniu, a potem wybiorę się
na zakupy. Może dziś wieczorem zaprosimy kogoś z twoich przyjaciół na kolację?
– zaproponowała popijając swoje cappuccino. Te poranne śniadania z Wiktorem tak
już jej się podobały, że zastanawiała się jak będzie żyła, kiedy on wróci do
Bułgarii.
- Miona, nie wiem… zobaczymy jak zakończy się ten mecz, może
wcale nie będzie nastroju do świętowania – zauważył smutno mężczyzna. Stresował
się tym meczem, który był ostatnim w tym sezonie. Walczyli o pierwsze miejsce na
świecie.
- Nawet tak nie myśl! Wiktor, twoja drużyna jest najlepsza i
każdy o tym wie. Ty jesteś najlepszych szukającym jakiego widział świat magii.
Bez problemu to wygracie – powiedziała pocieszająco łapiąc go za rękę. Naprawdę
czuła, że odniosą zwycięstwo.
Posiedzieli razem jeszcze trochę i Krum musiał teleportować
się na trening przed meczem. Hermiona w tym czasie posprzątała w mieszkaniu,
poszła na zakupy i wyszykowała się na mecz. Wiktor dał jej swoją koszulkę, w
której zdobył wcześniejsze mistrzostwo, aby ją założyła, kibicując jego
drużynie. Tak też zrobiła ubierając biało – zielono – czerwony T-shirt. Kiedy
wybiła godzina 13, teleportowała się w miejsce, gdzie odbywał się mecz.
~*~
Draco obudził się z ogromnym bólem głowy. Przez chwilę
zastanawiał się co mogło tak wielki ból spowodować, po czym przypomniał sobie,
że spędził cały wieczór i całą noc razem z Pansy Parkinson oraz Blaisem Zabini.
Na początku byli w centrum Londynu, w mugolskim klubie, w którym tańczyli i
spożywali ogromną ilość alkoholu. Malfoyowi udało się nawet zaliczyć w toalecie
młodą hiszpankę, która przyjechała do Londynu na ostatnie dni wakacji przed
studiami. Nawet nie pamiętał jak miała na imię, ale ciało miała zacne. Długie,
szczupłe nogi, okrągły i kształtny tyłek, duże piersi, które idealnie mieściły
się w jego rękach. Była mulatką, miała czarne długie i proste włosy, a jej
twarz była co prawda za bardzo wymalowana, ale on nie przyszedł na imprezę po
to, aby patrzeć się dziewczynom w oczy. Dla niego cel był jeden: zaliczyć jakąś
pannę i dobrze się bawić. Udało mu się to. Potem przenieśli się do Malfoy
Manor, aby w trójkę imprezować dalej. Odkąd Blaise był z Pansy jego przyjaciel
mocno wyluzował i chodził na imprezy tylko ze swoją dziewczyną. Wszedł pod
pantofel, a przynajmniej tak uważał Draco. Kiedyś szli na całą noc na miasto,
tam w każdym klubie obracali jakieś panienki, a potem zmieniali lokal. Teraz
robił to sam Malfoy, a Blaise tańczył tylko i wyłącznie z Pansy, odrzucając
inne kobiety, ale również bijąc się z idiotami, którzy próbowali podbić do jego
dziewczyny.
Blondyn polubił mugolskie rzeczy i miejsca. Miał telefon
komórkowy, samochód, a myślał nawet nad telewizorem do salonu lub swojej
sypialni. Lubił chodzić do klubów i mugolskich knajp. Jedna z jego ulubionych
to La petite, w której był ostatnio z Granger.
To spotkanie było dla niego niepotrzebne, ale mógł chociaż
trochę pokpić z niej. Owszem zaimponowała mu, ale nie na tyle, żeby zacząć ją
lubić. Zdziwił się, kiedy ten pożal się Merlinie kelner zacząć ją podrywać i
patrzyć na nią swoimi maślanymi oczami. Przecież jak Wszystko-Wiem-Najlepiej-Granger
podobała się jakiemuś facetowi, to ten typ musiał mieć coś z głową. Co prawda
zmieniła się, ale bez przesady. O czym w ogóle ja myślę? – skarcił się w
myślach. Dlaczego ona w ogóle weszła mu do głowy?
Malfoy podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki pod
prysznic licząc na to, że to ukoi jego ból głowy. Jednak nie pomogło. Przed
wyjściem nałożył na siebie szlafrok, bo jeżeli Pansy by go zobaczyła w samym
ręczniku, Blaise by go zabił. Wszedł do pokoju i zerknął na zegarek. Była już
11:30, zatem niedługo musieli wyjść, żeby zdążyć na mistrzostwa w quidditcha.
Zabini miał dla nich najlepsze miejsca w loży VIP, bo jako pracownik
Ministerstwa musiał tam być. Draco ubrał się w ciemne jeansy, szarą koszulkę i
ciemną marynarkę. Do tego założył brązowe mokasyny, a włosy zmierzwił. Podszedł
do okna i rozsunął szare zasłony. Słońce oślepiło go. Wychodząc z pokoju zabrał
jeszcze czarne okulary przeciwsłoneczne, ojjj… jego podkrążone oczy, po całonocnej
libacji mogłyby odstraszać, a nie wiadomo, czy nie spotka jakiejś całkiem
fajnej dziewczyny. Draco udał się do salonu, gdzie ku jego zdziwieniu siedzieli
już Pansy, Blaise i jego matka.
Po sytuacji z gazetą, Draco na spokojnie wytłumaczyć swojej
matce jak wyglądała cała sytuacja i że to nie on zaczął pierwszy. Narcyza
kazała mu przeprosić Granger i zaprosić ją na kawę, aby pokazać, że naprawdę
nie ma podziałów. Początkowo nie chciał robić tej drugiej rzeczy, ale szatynka
sama zaprosiła go, zatem powiedział mamie, że to był jego pomysł.
Pansy oraz Blaise nie wyglądali tak źle jak on. Była
Ślizgonka miała na sobie zgniłozieloną, zwiewną sukienkę i brązowe botki na
obcasie, a chłopak białą koszulę, czarne jeansy i skórzaną kurtkę. Jego matka
zaś była w czarnym szlafroku. W nocy, kiedy wrócili do domu, Narcyza dołączyła
się do nich, choć oczywiście nie piła tyle co oni, tylko delektowała się winem.
- Draco, ale słabo wyglądasz – przejęła się Pansy, na co
Blaise spojrzał na nią z udawaną złością.
- Witaj matko, cześć wam – przywitał się blondyn i podszedł
do szafki, gdzie zawsze były jakieś eliksiry. Znalazł magiczny płyn na ból
głowy i napił się łyka. Ból głowy od razu ustał.
- Wyspałeś się synu? – zapytała Narcyza, kiedy skrzat domowy
– Timek – przyniósł blondynowi talerz z jajecznicą, bekonem i tostami oraz
podwójne espresso.
- Wcale – odpowiedział krótko i zaczął jeść śniadanie. –
Niedługo musimy iść, o 14 zaczynają się mistrzostwa.
- Wiemy Smoku, zjemy i się teleportujemy. Musimy jeszcze
przejść kontrolę przed wejściem na trybuny, chociaż nas jako pracowników
Ministerstwa nie powinni sprawdzać – stwierdził Blaise.
- Diable, uważam tak samo. Jestem szeferm biura aurorów i
miałbym coś odwalić? Śmieszne. Matko, a może ty chcesz iść z nami? – spytał
Draco popijając kawę.
- Nie Draco, umówiłam się dzisiaj z Pamelą na zakupy
dzisiaj. Korzysta, że syn idzie z tobą na mecz – zaśmiała się Narcyza.
- Pani Zabini zawsze mi to powtarza, jak wychodzimy gdzieś z
Diabłem. Ma wreszcie ciszę i spokój – dodała Pansy i chichotała razem z panią
Malfoy.
Draco dokończył śniadanie i trójka przyjaciół pożegnała się
z Narcyzą, która życzyła im udanego meczu, po czym byli Ślizgoni teleportowali
się w okolice stadionu.
Okolica była piękna. Naokoło boiska były lasy i jeziora. Słońce
świeciło bardzo mocno, przez co temperatura była dosyć wysoka jak na końcówkę
września. Wyczarowane boisko było godne podziwu. Każdy element był dokładnie
dopracowany. Na bramkach przed wejściem, przez które wchodzili fani quidditcha,
byli postawieni „ochroniarze”, którzy mieli za zadanie sprawdzać bilety oraz
sprawdzać ludzi.
Draco, Pansy i Blaise czekali w kolejce, aby wejść na swoją
trybunę. Mimo tego, że mieli miejsca VIP, to kolejka była niezwykle długa. Całe
szczęście, że teleportowali się godzinę przed rozpoczęciem widowiska, bo
mogliby inaczej nie zdążyć na rozpoczęcie. Przyjaciele głośno rozmawiali
obstawiając wyniki pojedynku. Cała trójka zgodnie kibicowała Brytyjczykom, choć
ich szanse na zwycięstwo były raczej niskie. Bułgarzy mieli bardzo dobrego
szukającego: Wiktora Kruma, który prawie ekspresowo łapał złotego znicza.
Pansy rozejrzała się poszukując być może kogoś znajomego. W
kolejce, kilka osób przed nimi dostrzegła znajomą postać, ubraną w koszulkę w
barwach bułgarskich.
- Zobaczcie, tam stoi Granger! – powiedziała do swoich
przyjaciół i pokazała na nią palcem. Obydwoje podążyli wzrokiem za ręką
Parkinson.
- Czy ona ma koszulkę Wiktora Kruma z poprzednich
mistrzostw? – spytał z niedowierzaniem Blaise.
- Przecież ten kawałek materiału jest warty kilkaset tysięcy
galeonów. Skąd ona go ma? – zapytała Pansy i przeszła kilka kroków do przodu,
bo kolejka się ruszyła.
- Może jest psychofanką Kruma i chce zwrócić na siebie jego
uwagę. Albo ma tyle pieniędzy, że stać ją, aby kupić sobie jego koszulkę. Nie
wiem – powiedział Blaise. – Smoku, co się nie odzywasz?
Draco rzeczywiście milczał i patrzył się tylko na Granger,
która nieświadoma, że byli Ślizgoni obgadują ją, rozmawiała co chwilę się
śmiejąc z jakimś wysokim szatynem.
- Idioci, przecież ona była z Krumem na Balu
Bożonarodzeniowym. W Hogwarcie chodziły plotki, że była z nim dopóki nie
związała się z Wieprzlejem. Może coś ich łączy… A tak poważnie, to mam to
głęboko w dupie – odpowiedział Draco wrednym głosem. Śmieszyło go, że dwójka
jego przyjaciół nie ma lepszego tematu niż Granger.
Dalsze oczekiwania w kolejce oraz przejście na trybuny były
w ciszy. Każdy myślał o meczu, o jego wyniku. Zajęli miejsca w trzecim rzędzie.
Faktycznie, widok z tej strony był obłędny i warty sporej kwoty pieniędzy.
Siedzieli centralnie na środku trybun, dzięki czemu mieli widok na obydwie bramki
i całe boisko. Czarodzieje organizujący mecz zmienili trochę pogodę, gdyż nad
boiskiem było już prawie ciemno, dzięki czemu oświetlenie boiska oraz światła
na dole i na górze trybun wyglądały obłędnie. Miejsc siedzących dla kibiców
było chyba z 40 tysięcy i prawie wszystkie były zajęte.
Draco rozejrzał się naokoło i zobaczył w pierwszym rzędzie
siedzącą Granger, która prawdopodobnie z nerwów obgryzała paznokcie. Koło niej
siedział ten szatyn z kolejki. Rozmawiali o czymś z wielkim entuzjazmem.
Blondyn zastanawiał się od kiedy Granger lubi quidditch. Wszyscy w Hogwarcie
wiedzieli, że ten sport w oczach tej Gryfonki jest tylko durnym sportem, a
najważniejsza jest nauka. Przemyślenia Dracona przerwał głośny głos
komentatora.
- Witamy wszystkich zgromadzonych tutaj, na tym pięknym
boisku. Już za chwilę, za kilka sekund rozpoczniemy najważniejszy mecz w tym
roku! Mistrzostwa Świata w quidditchu!!! Przedstawmy dwie, najlepsze drużyny,
które dzisiaj walczą ze sobą o tytuł Mistrza Świata! Witamy na boisku drużynę
Wielkiej Brytanii oraz Bułgarii! – przerwał swój monolog komentator, a głośne
krzyki i brawa wypełniły boisko. Komentator przedstawił skład obydwu drużyn, a
kiedy przedstawiał Wiktora Kruma, wiele osób, a w szczególności kobiet zaczęło
piszczeć. Ku zdziwieniu Dracona, nawet Granger wstała z miejsca i piszczała jak
nastolatka na koncercie.
Po omówieniu zasad i wszystkich informacji organizacyjnych,
kafel, tłuczek i złoty znicz powędrowały w górę i mecz się zaczął. Pierwsze 10
minut było bardzo wyrównane, a kafel latał od jednej do drugiej bramki. Wynik
był 50:60 dla Brytanii. Gra była szybka i dynamicznie się zmieniała. Tłuczek
kilka raz został tak odbity przez pałkarzy, że uderzały w przeciwników. Na
szczęście nikt poważnie nie ucierpiał.
- Wiktor Krum widzi znicz! – wykrzyczał komentator, a
wszyscy zwrócili uwagę na bułgarskiego szukającego. Rzeczywiście mężczyzna
leciał jak błyskawica w stronę bramki przeciwników. Szukający Brytyjczyków –
James Corpius – leciał za nim, jednak nie mógł go dogonić. Wszyscy zamilkli, a
serca kibiców przestały bić na chwilę… tylko na chwilę, bo Wiktor Krum uniósł
rękę do góry, a w jego ściśniętych palcach było widać złoty znicz. – Brawo!
Brawo! Brawo! Bułgaria po raz trzeci jest Mistrzem Świata w quidditchu.
Wiktor Krum wraz ze swoją drużyną zaczęli radosny taniec w
powietrzu na miotłach. Kibice na trybunach szaleli, krzyczeli i płakali.
Bułgarski szukający podniósł do góry jeszcze raz złoty znicz, a drugą ręką
wskazał na Hermionę pokazując wszystkim, że to zwycięstwo jest specjalnie dla
niej.
Draco, Pansy i Blaise oniemieli ze zdziwienia. Wiktor Krum
pokazał, że zwycięstwo jego drużyny jest specjalnie dla niej? Nieprawdopodobne.
Dziesiątki aparatów robiły zdjęcia Granger, która skakała z radości.
Kiedy emocje opadły, a trybuny zaczęły się zwalniać Hermiona
opuściła swoje miejsce i udała się do wyjścia. Była taka podekscytowana. Nie
sądziła, że kiedykolwiek będzie się tak cieszyć z quidditcha. Była dumna z
Wiktora, który rozgromił przeciwników. Musiała przyznać, że pierwszy raz od
dawna płakała ze szczęścia, aż nie mogła powstrzymać łez. Ciągle podekscytowana
czekała za wyjściem na Wiktora, bo tak się umówili.
- Granger zostałaś gwiazdą – powiedziała Pansy Parkinson
podchodząc do niej wraz ze swoimi przydupasami… znaczy kolegami.
- Witaj Parkinson, Zabini i Malfoy. Was też bardzo miło
widzieć - powiedziała z sarkazmem
Hermiona. Jej twarz, która do tej pory była radosna, stała się zupełnie
obojętna.
- Ohh… Granger bo się zarumienię – zaśmiał się Blaise i
objął Pansy ramieniem.
- Myślę, że na twojej czarnej twarzy nie będzie tego widać,
a szkoda – usłyszeli za sobą męski głos i po chwili do Hermiony podszedł Wiktor
Krum. – Cześć Blaise, Draco i… ?
- Pansy Parkinson, moja narzeczona – powiedział dumnie
Zabini i podał rękę szukającemu z Bułgarii.
- Chyba wieki cię nie widziałem Krum, zmieniłeś się – zauważył
Malfoy i podał rękę Wiktorowi.
- Hermiona, widzisz… nie mówiłem Ci, ale czasem pisałem
listy z tymi dwoma lowelasami. Blaise czasem odwiedzał mnie w sprawach
służbowych w Bułgarii. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? – zapytał Wiktor i
objął przyjacielsko ramieniem Hermione.
- Nie… nie… skądże – wymamrotała ledwo Hermiona. Nie
spodziewała się, że Wiktor koleguje się z jej największymi wrogami. Tyle lat
się znali, a on jej nic o tym nie powiedział. Jak mógł? Przecież wiedział, że szatynka
ich nienawidzi, ze wzajemnością oczywiście.
- A może pójdziemy gdzieś razem uczcić zwycięstwo? Miona,
twoje mieszkanie jest duże, może tam zrobimy małą imprezkę? – zapytał Wiktor
uśmiechając się szczerze.
- Czy Ciebie jakiś tłuczek w łeb uderzył Wiktor? Ja i oni, i
to jeszcze w moim mieszkaniu? – krzyknęła wkurzona Hermiona. Jak mógł w ogóle
to zaproponować?! Rządził się jej mieszkaniem!
- A ja uważam, że to super pomysł – powiedział Blaise i
podszedł do Kruma. Objął szukającego ramieniem i jak starzy przyjaciele poszli
dalej. – Jaki to adres Granger? – zapytał się byłej Gryfonki i uśmiechnął się
szeroko, a Wiktor odpowiedział mu na to pytanie bez problemu.
Pansy, Draco i Hermiona stali w osłupieniu. Nie wierzyli w
to, co przed chwilą się wydarzyło. Ale jak to mieli spędzić razem wieczór i to
jeszcze u niej w domu. Nieprawdopodobne.
- Boisz się Granger? – zapytał kpiąco Malfoy patrząc
wyzywająco na kobietę.
- Ja? Skądże. Zapraszam – warknęła i teleportowała się do
mieszkania. Była wściekła. Wiktor stanowczo przesadził. Wiedziała, że musi z
nim jak najszybciej porozmawiać i to wyjaśnić. Nie chciała, aby byli w jej
mieszkaniu, w jej małym schronieniu, gdzie do tej pory mogła czuć się
bezpiecznie. A teraz? Zaraz wtargną do jej mieszkania, będą wiedzieli gdzie
mieszka i jak mieszka. Do końca życia nie będzie mogła czuć się tam
bezpiecznie. Po tej trójce może się spodziewać wszystkiego, a w szczególności
wszystkiego co najgorsze.
Byli już w mieszkaniu Hermiony ponad dwie godziny. Muzyka
była rozkręcona na full, ale na szczęście była Gryfonka pomyślała i rzuciła zaklęcie
wyciszające na mieszkanie. Tego by jeszcze brakowało, żeby przez tych pożal się
Merlinie… ludzi, dostała mandat za zbyt głośne słuchanie muzyki. Z resztą nawet
nie wiadomo jakby się zachowali widząc policjantów. Może rzuciliby na nich
jakiś czar? A może w ogóle zabiliby ich, jednym, prostym zaklęciem.
Kiedy tylko pojawili się w mieszkaniu, Krum teleportował się
z Zabinim, Parkinson i Malfoyem do sklepu na pokątną, żeby kupić jakiś alkohol,
jakieś przekąski i inne rzeczy, których potrzebowali na według nich dobrą
zabawę. Kiedy wrócili Draco zaśmiał się z Hermiony, że nie ma skrzata domowego,
który takie rzeczy mógłby robić za nią. Granger jako obrońca wolności skrzatów
domowych oburzyła się bardzo i zaczęła się kłócić z arystokratą. Jednak po
dłuższej, ostrej wymianie zdań, blondyn, ku jej zdziwieniu przyznał jej rację,
w co naprawdę nie mogła uwierzyć. Trójka byłych Ślizgonów świetnie dogadywała
się z Krumem, a była Gryfonka siedziała na kanapie z Krzywołapem i patrzyła na
nich spod byka. Alkohol lał się strumieniami do szklanek i kieliszków.
- Wiktor, czy mogę z tobą porozmawiać? – zapytała po pewnym
czasie Hermiona, podchodząc do Bułgara, który siedział przy stole i pił.
- No jasne, mów – powiedział Krum i polał po kolejnej porcji
Ognistej Whisky w szklanki towarzyszy.
- Nie tutaj, na osobności – odpowiedziała stanowczo mrużąc
oczy, a jej usta ułożyły się w cienką linię. Widział, że była zła.
- Tak, tak – powiedział do niej, po czym dodał do reszty. –
Tylko beze mnie nie pijcie – Ślizgoni oczywiście kiwnęli głowami i zaśmiali
się.
- Stęskniła się za Tobą, Wiktor – powiedziała śmiejąc się
Pansy, która była obejmowana przez swojego narzeczonego i uśmiechała się lekko.
- Za tobą z pewnością nie, Parkinson – warknęła Granger wychodząc
z Krumem, który ledwo szedł.
Dwójka weszła do sypialni, a Hermiona rzuciła zaklęcie
wyciszające na drzwi. Nie chciała, aby reszta słyszała ich rozmowę. Bułgar
usiadł na łóżku i przyciągnął na kolana dziewczynę.
- Wiktor, co Ty robisz?! – warknęła Hermiona i wstała. – Czy
ty nie widzisz jak ty wyglądasz i jak się zachowujesz?! Sprowadziłeś do mojego
domu tę trójkę, co ty sobie myślałeś? Że po tym wszystkim czego od nich
doświadczyłam, będę siedziała z nimi przy stole, popijając Ognistą? Czy ty
naprawdę jesteś taki durny? Wiesz, że oni mnie nienawidzą i to z wzajemnością.
A tymczasem, ty rządząc się moim mieszkaniem, zapraszasz ich tutaj? Nie
uważasz, że przegiąłeś? – Hermiona już nie mówiła, ona krzyczała chodząc od
ściany do ściany i gestykulując rękoma. Cały gniew, który w sobie trzymała od
dwóch godzin opuścił ją i mogła się wyładować.
- Mionka… - powiedział i czknął. – Ja chciałem, żebyście się
polubili – czknął ponownie. – Wygraliśmy mecz, jest się czym cieszyć, zatem
cieszę się w gronie moich przyjaciół – wymamrotał Wiktor i podniósł się.
Podszedł do Gryfonki i objął ją swoimi silnymi ramionami od tyłu, a głowę
położył na jej ramieniu.
- To idź ze swoimi przyjaciółmi do baru i tam świętuj. To
nie są moi przyjaciele i nigdy nie będą. Na brodę Merlina, przecież Ty o tym
wiesz! Tyle razy ci to mówiłam! – krzyknęła po wyswobodzeniu się z objęć
szukającego.
- Ale mogą być Hermionko. Tylko musisz się na nich otworzyć –
dodał spokojnie i obrócił ją, aby stała przodem do niego. – Jesteś taka piękna
– dodał czkając i złapał jej pokręcony lok.
- A ty jesteś pijany – odpowiedziała niezwykle chłodnym
głosem i spojrzała mu w oczy.
- I jestem w tobie zakochany Hermiono. Kocham cię – wyznał i
kiedy chciał ją pocałować do pokoju wszedł Draco Malfoy, który widząc sytuację
w której znajduje się ta dwójka rzucił tylko „Szukałem toalety, ale to nie
tutaj”. Nim blondyn zdążył opuścić sypialnie Granger sucho odpowiedziała
Wiktorowi:
- Ale ja ciebie nie kocham, Wiktor – po czym wyszła z
sypialni z zamkniętymi oczami. Musiała z siebie wyrzuć gniew i złość, i
doprowadzić się do takiego stanu, aby pokazać się byłym Ślizgonom. Niestety w
tym wszystkim zapomniała, że Malfoy stał w drzwiach i na niego wpadła, przez co
mężczyzna, również pijany, ale znacznie mniej niż Krum upadł na ziemię.
- Na Merlina, Malfoy czy wszystko w porządku? – zapytała i
kucnęła tuż obok niego oglądając mu głowę. Na szczęście jej nie rozciął.
- Bo pomyślę, że się o mnie martwisz Granger – powiedział
kpiąco i złapał się za głowę.
- Yyy… w żadnym wypadku… po prostu musiałabym yyyy… zgłosić
to, jako wypadek w moim mieszkaniu… - wyjąkała w końcu. Wcale nie martwiła się
o Malfoya jakoś specjalnie. Na każdego by tak zareagowała, w końcu jest
cenionym lekarzem.
Hermiona podniosła się i chciała podać Malfoyowi rękę, aby
ten mógł wstać, jednak od razu ją zabrała.
- Nie chcę, żebyś ubrudził się szlamem. – powiedziała
chłodno, a na jej policzki wyszedł rumieniec. Malfoy wyciągnął swoją dłoń, aby
jednak pomogła mu wstać.
- Przecież masz mydło i wodę, wyszoruję i będzie okej –
powiedział i poszedł do łazienki.
Hermiona mogłaby przysiąc, że słyszała w jego głosie nutkę rozbawienia.
Sytuacja z Krumem bardzo ją zasmuciła. Liczyła na to, że obydwoje traktują się
jak przyjaciół. Jednak przeliczyła się. Było jej przykro, naprawdę przykro.
Dziewczyna, kiedy Krum opuścił jej sypialnie, weszła tam z powrotem i udała się
na taras. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza, bo jej głowie było chyba z 50
stopni Celsjusza. Było już ciemno i zimno. Pomimo ciepłego dnia, wieczory i
noce były naprawdę chłodne. Jednak nie chciała wracać po coś ciepłego do
ubrania się, pragnęła aby ten zimny wiatr ochłodził jej zdenerwowane ciało.
Rozejrzała się po uliczkach Londynu, które widziała ze swojego sporego balkonu.
Opłacało się mieszkać na piętnastym piętrze wieżowca, widok był powalający.
Obserwowała garstkę aut, które jeździły po uliczkach. O takiej porze stolica
była już prawie pusta. Wszyscy siedzieli w centrum, a nie na obrzeżach miasta.
Widziała światła oddalonego parę mil centrum. Było pięknie.
- Granger, co ty tutaj robisz? – usłyszała za sobą, ale nie
odwróciła się. Wiedziała kto tam stoi.
- Ja tu mieszkam Parkinson – warknęła i oglądała dalej
ciemny Londyn.
- Nie jest ci zimno? Stoję tu chwilę i już zamarzam –
powiedziała spokojnie dziewczyna i stanęła obok, opierając łokcie na barierce.
- O co ci chodzi Parkinson? Czego chcesz? – syknęła Hermiona
i spojrzała na nią. Miała smutny wyraz twarzy.
- Nic Granger, nic. Po prostu wiele się zmieniło, nie
uważasz? Ta wojna i to wszystko co się tam działo. Nie jesteśmy już tymi samymi
ludźmi co kiedyś – stwierdziła Pansy i spojrzała w górę. Granger widziała łzy
spływające po policzku. – Moi rodzice wtedy zginęli. Cholernie mi ich brakuje.
- Przykro mi, naprawdę – powiedziała szczerze Hermiona. Była
zdziwiona takim wyznaniem byłej Ślizgonki, nigdy by się po niej tego nie
spodziewała.
- Zazdroszczę ci Granger – dodała, a Hermiona spojrzała na
nią z pytającym wyrazem twarzy. – Masz rodziców, nie istotne czy są
czarodziejami czy nie, ale ich masz. Cholernie ci zazdroszczę Granger.
Pansy po tym wyznaniu wróciła do mieszkania, zostawiając
Hermione w osłupieniu. Zdziwiło ją takie wyznanie ze strony byłej Ślizgonki.
Musiała być pewnie nieźle wstawiona, skoro takie słowa padły z jej ust. Ten
wieczór był zadziwiający. Szatynka czując, że marzną jej stopy wróciła do
mieszkania i udała się do salonu. Krum i Malfoy siedzieli przy stole i popijali
Ognistą opowiadając sobie jakieś historie. Zabini ze swoją narzeczoną siedzieli
na kanapie i rozmawiali po cichu. Po łzach Parkinson nie było śladu, mimo tego,
że chyba tłumaczyła coś narzeczonemu, co mężczyźnie średnio się podobało. Może
się kłócili? Granger wzięła na ręce Krzywołapa i dosiadła się do Malfoya i
Kruma. Wiktor opowiadał właśnie coś o quidditchu. Kobieta przywołała do siebie
swoją szklankę i nalała sobie Ognistej Whisky i wypiła ją jednym duszkiem. Po
kilku takich szklankach, Hermiona włączyła się do rozmowy.
Około godziny 23 Pansy i Blaise powiedzieli, że wracają. Ku
zdziwieniu Gryfonki, podziękowali jej za takie przyjęcie, a Parkinson jeszcze
za wysłuchanie jej żali. Niedługo po wyjściu narzeczonych Krum wpadł w taki
szał alkoholowy, że chyba w ciągu 10 minut wypił kilkanaście szklanek whisky.
Teraz spał na stole i chrapał strasznie głośno. Malfoy siedział na kanapie i
oglądał w telewizorze jakąś powtórkę teleturnieju.
- Na Merlina Krum! – krzyknęła szturchając śpiącego Bułgara.
Chciała go obudzić, aby położył się na kanapie spać, a nie na stole. Bała się,
że w nocy nie daj Merlinie spadnie i sobie coś zrobi.
- Co się tak drzesz Granger – warknął Malfoy podnosząc się z
kanapy i podchodząc do niej. Widok Kruma był zabawny, bo tak bardzo napędzał
kolejki picia, a teraz to on spał.
- Chciałam go położyć na kanapie, żeby mógł tam bezpiecznie
spać, ale on nawet nie chce się ruszyć. – mruknęła i próbowała go obudzić.
- Poczekaj, ja go wezmę – powiedział i złapał go za ramię i
podniósł do góry.
To wcale nie było takie łatwe. Pomimo takiego idealnego
wyglądu, to mięśnie Kruma trochę warzyły. Hermiona zaklęciem rozłożyła i
zaścieliła łóżko, a Malfoy go tam położył. Przez moment patrzyli na szukającego
reprezentacji Bułgarii. Po pewnym czasie Draco powiedział, że najwyższa pora
się zbierać do domu.
- Żegnam Granger – powiedział sucho i skinął jej głową.
- Cześć Malfoy i dziękuję za pomoc z Wiktorem –
odpowiedziała i uśmiechnęła się nieznacznie.
Kiedy Malfoy sobie poszedł, Hermiona zaklęciem posprzątała w
salonie. Spojrzała jeszcze raz na Wiktora, który tak strasznie chrapał, że
śpiący Krzywołap miauknął z pretensją i poszedł do sypialni spać. Granger podążyła
za nim, wzięła swoją piżamę i poszła do łazienki, aby wziąć szybki prysznic, a
po nim wróciła do sypialni i położyła się do łóżka. Nim zdążyła wziąć głęboki
wdech, wpadła w ramiona Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz