piątek, 24 kwietnia 2020

Rozdział 4 - Cholernie ci zazdroszę Granger


Była sobota. Pogoda na dworze rozpieszczała każdego, kto był teraz poza domem. Słońce tak grzało, że zdawało się, jakby była wiosna. Tylko drzewa pokazywały wkrótce zbliżającą się zimę. Złote korony drzew idealnie kontrastowały z niebieskim, bezchmurnym niebem. Ptaki, te które nie wyleciały do ciepłych krajów wesoło ćwierkały, jakby śpiewały radosne piosenki. Wszystko wydawało się być takie radosne i piękne, aż chciało się wyjść i nad Tamizą tańczyć radując się taką aurą. Ludzie od samego rana spacerowali, jakby kompletnie zapomnieli o całym świecie. Nie liczyło się nic innego, posiłki, sprzątanie, ta pogoda dawała tyle spokoju i radości, że żadne siły nie mogły utrzymać w domu.
Hermiona i Wiktor siedzieli teraz na tarasie i spożywali śniadanie popijając je kawą. Spędzili ze sobą dwa dni, bo w środę kobieta musiała iść do pracy, a mężczyzna miał prawie całodniowy trening, który przygotowywał go do meczu. Ten czas był dla nich bardzo znaczący. Miała w końcu przy sobie kogoś, na kim mogła polegać. Dużo ze sobą rozmawiali i wspólnie próbowali znajdować rozwiązanie z każdej sytuacji. Był dla niej jak zbawienie. Był wtedy, kiedy najbardziej potrzebowała zrozumienia, rozmowy i bliskości. Nie chciała martwić Ginny i Harry’ego obecną sytuacją w jej życiu, bo wiedziała, że oni tylko będą się martwić na zapas. Nie mogliby się spotkać, bo oni jako nauczyciele nie mogą sobie pozwolić na wyjechanie z Hogwartu tak po prostu, bez większego powodu, a ona… nie uważała, że jest z nią aż tak źle, aby musieli rezygnować z uczniów. Przecież Hermiona za żadne skarby nie pozwoliłaby, aby uczniowie mieli odwołane lekcje!
Hermiona i Wiktor wesoło gawędzili na tarasie w mieszkaniu Gryfonki. Dobrze, że zainwestowała w stolik i krzesełka, które są odporne na deszcz i niską temperaturę. Co więcej chciała kupić jeszcze łóżko z baldachimem, na którym mogłaby leżeć w letnie wieczory lub spać. Była godzina 9 rano, ale aby zjeść wspólnie śniadanie przed meczem, musieli rano wstać. Mistrzostwa miały zacząć się o godzinie 14, ale Krum musiał być tam już o 10. Hermiona dostała od niego bilet w loży VIP, aby mogła oglądać jego wyczyny na miotle, mimo tego, że kobieta nie przepadała za tym sportem.
- Co zamierzasz robić do meczu? – zapytał brunet przegryzając bagietkę z masłem.
- Chyba posprzątam trochę w mieszkaniu, a potem wybiorę się na zakupy. Może dziś wieczorem zaprosimy kogoś z twoich przyjaciół na kolację? – zaproponowała popijając swoje cappuccino. Te poranne śniadania z Wiktorem tak już jej się podobały, że zastanawiała się jak będzie żyła, kiedy on wróci do Bułgarii.
- Miona, nie wiem… zobaczymy jak zakończy się ten mecz, może wcale nie będzie nastroju do świętowania – zauważył smutno mężczyzna. Stresował się tym meczem, który był ostatnim w tym sezonie. Walczyli o pierwsze miejsce na świecie.
- Nawet tak nie myśl! Wiktor, twoja drużyna jest najlepsza i każdy o tym wie. Ty jesteś najlepszych szukającym jakiego widział świat magii. Bez problemu to wygracie – powiedziała pocieszająco łapiąc go za rękę. Naprawdę czuła, że odniosą zwycięstwo.
Posiedzieli razem jeszcze trochę i Krum musiał teleportować się na trening przed meczem. Hermiona w tym czasie posprzątała w mieszkaniu, poszła na zakupy i wyszykowała się na mecz. Wiktor dał jej swoją koszulkę, w której zdobył wcześniejsze mistrzostwo, aby ją założyła, kibicując jego drużynie. Tak też zrobiła ubierając biało – zielono – czerwony T-shirt. Kiedy wybiła godzina 13, teleportowała się w miejsce, gdzie odbywał się mecz.
~*~
Draco obudził się z ogromnym bólem głowy. Przez chwilę zastanawiał się co mogło tak wielki ból spowodować, po czym przypomniał sobie, że spędził cały wieczór i całą noc razem z Pansy Parkinson oraz Blaisem Zabini. Na początku byli w centrum Londynu, w mugolskim klubie, w którym tańczyli i spożywali ogromną ilość alkoholu. Malfoyowi udało się nawet zaliczyć w toalecie młodą hiszpankę, która przyjechała do Londynu na ostatnie dni wakacji przed studiami. Nawet nie pamiętał jak miała na imię, ale ciało miała zacne. Długie, szczupłe nogi, okrągły i kształtny tyłek, duże piersi, które idealnie mieściły się w jego rękach. Była mulatką, miała czarne długie i proste włosy, a jej twarz była co prawda za bardzo wymalowana, ale on nie przyszedł na imprezę po to, aby patrzeć się dziewczynom w oczy. Dla niego cel był jeden: zaliczyć jakąś pannę i dobrze się bawić. Udało mu się to. Potem przenieśli się do Malfoy Manor, aby w trójkę imprezować dalej. Odkąd Blaise był z Pansy jego przyjaciel mocno wyluzował i chodził na imprezy tylko ze swoją dziewczyną. Wszedł pod pantofel, a przynajmniej tak uważał Draco. Kiedyś szli na całą noc na miasto, tam w każdym klubie obracali jakieś panienki, a potem zmieniali lokal. Teraz robił to sam Malfoy, a Blaise tańczył tylko i wyłącznie z Pansy, odrzucając inne kobiety, ale również bijąc się z idiotami, którzy próbowali podbić do jego dziewczyny.
Blondyn polubił mugolskie rzeczy i miejsca. Miał telefon komórkowy, samochód, a myślał nawet nad telewizorem do salonu lub swojej sypialni. Lubił chodzić do klubów i mugolskich knajp. Jedna z jego ulubionych to La petite, w której był ostatnio z Granger.
To spotkanie było dla niego niepotrzebne, ale mógł chociaż trochę pokpić z niej. Owszem zaimponowała mu, ale nie na tyle, żeby zacząć ją lubić. Zdziwił się, kiedy ten pożal się Merlinie kelner zacząć ją podrywać i patrzyć na nią swoimi maślanymi oczami. Przecież jak Wszystko-Wiem-Najlepiej-Granger podobała się jakiemuś facetowi, to ten typ musiał mieć coś z głową. Co prawda zmieniła się, ale bez przesady. O czym w ogóle ja myślę? – skarcił się w myślach. Dlaczego ona w ogóle weszła mu do głowy?
Malfoy podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki pod prysznic licząc na to, że to ukoi jego ból głowy. Jednak nie pomogło. Przed wyjściem nałożył na siebie szlafrok, bo jeżeli Pansy by go zobaczyła w samym ręczniku, Blaise by go zabił. Wszedł do pokoju i zerknął na zegarek. Była już 11:30, zatem niedługo musieli wyjść, żeby zdążyć na mistrzostwa w quidditcha. Zabini miał dla nich najlepsze miejsca w loży VIP, bo jako pracownik Ministerstwa musiał tam być. Draco ubrał się w ciemne jeansy, szarą koszulkę i ciemną marynarkę. Do tego założył brązowe mokasyny, a włosy zmierzwił. Podszedł do okna i rozsunął szare zasłony. Słońce oślepiło go. Wychodząc z pokoju zabrał jeszcze czarne okulary przeciwsłoneczne, ojjj… jego podkrążone oczy, po całonocnej libacji mogłyby odstraszać, a nie wiadomo, czy nie spotka jakiejś całkiem fajnej dziewczyny. Draco udał się do salonu, gdzie ku jego zdziwieniu siedzieli już Pansy, Blaise i jego matka.
Po sytuacji z gazetą, Draco na spokojnie wytłumaczyć swojej matce jak wyglądała cała sytuacja i że to nie on zaczął pierwszy. Narcyza kazała mu przeprosić Granger i zaprosić ją na kawę, aby pokazać, że naprawdę nie ma podziałów. Początkowo nie chciał robić tej drugiej rzeczy, ale szatynka sama zaprosiła go, zatem powiedział mamie, że to był jego pomysł.
Pansy oraz Blaise nie wyglądali tak źle jak on. Była Ślizgonka miała na sobie zgniłozieloną, zwiewną sukienkę i brązowe botki na obcasie, a chłopak białą koszulę, czarne jeansy i skórzaną kurtkę. Jego matka zaś była w czarnym szlafroku. W nocy, kiedy wrócili do domu, Narcyza dołączyła się do nich, choć oczywiście nie piła tyle co oni, tylko delektowała się winem.
- Draco, ale słabo wyglądasz – przejęła się Pansy, na co Blaise spojrzał na nią z udawaną złością.
- Witaj matko, cześć wam – przywitał się blondyn i podszedł do szafki, gdzie zawsze były jakieś eliksiry. Znalazł magiczny płyn na ból głowy i napił się łyka. Ból głowy od razu ustał.
- Wyspałeś się synu? – zapytała Narcyza, kiedy skrzat domowy – Timek – przyniósł blondynowi talerz z jajecznicą, bekonem i tostami oraz podwójne espresso.
- Wcale – odpowiedział krótko i zaczął jeść śniadanie. – Niedługo musimy iść, o 14 zaczynają się mistrzostwa.
- Wiemy Smoku, zjemy i się teleportujemy. Musimy jeszcze przejść kontrolę przed wejściem na trybuny, chociaż nas jako pracowników Ministerstwa nie powinni sprawdzać – stwierdził Blaise.
- Diable, uważam tak samo. Jestem szeferm biura aurorów i miałbym coś odwalić? Śmieszne. Matko, a może ty chcesz iść z nami? – spytał Draco popijając kawę.
- Nie Draco, umówiłam się dzisiaj z Pamelą na zakupy dzisiaj. Korzysta, że syn idzie z tobą na mecz – zaśmiała się Narcyza.
- Pani Zabini zawsze mi to powtarza, jak wychodzimy gdzieś z Diabłem. Ma wreszcie ciszę i spokój – dodała Pansy i chichotała razem z panią Malfoy.
Draco dokończył śniadanie i trójka przyjaciół pożegnała się z Narcyzą, która życzyła im udanego meczu, po czym byli Ślizgoni teleportowali się w okolice stadionu.
Okolica była piękna. Naokoło boiska były lasy i jeziora. Słońce świeciło bardzo mocno, przez co temperatura była dosyć wysoka jak na końcówkę września. Wyczarowane boisko było godne podziwu. Każdy element był dokładnie dopracowany. Na bramkach przed wejściem, przez które wchodzili fani quidditcha, byli postawieni „ochroniarze”, którzy mieli za zadanie sprawdzać bilety oraz sprawdzać ludzi.
Draco, Pansy i Blaise czekali w kolejce, aby wejść na swoją trybunę. Mimo tego, że mieli miejsca VIP, to kolejka była niezwykle długa. Całe szczęście, że teleportowali się godzinę przed rozpoczęciem widowiska, bo mogliby inaczej nie zdążyć na rozpoczęcie. Przyjaciele głośno rozmawiali obstawiając wyniki pojedynku. Cała trójka zgodnie kibicowała Brytyjczykom, choć ich szanse na zwycięstwo były raczej niskie. Bułgarzy mieli bardzo dobrego szukającego: Wiktora Kruma, który prawie ekspresowo łapał złotego znicza.
Pansy rozejrzała się poszukując być może kogoś znajomego. W kolejce, kilka osób przed nimi dostrzegła znajomą postać, ubraną w koszulkę w barwach bułgarskich.
- Zobaczcie, tam stoi Granger! – powiedziała do swoich przyjaciół i pokazała na nią palcem. Obydwoje podążyli wzrokiem za ręką Parkinson.
- Czy ona ma koszulkę Wiktora Kruma z poprzednich mistrzostw? – spytał z niedowierzaniem Blaise.
- Przecież ten kawałek materiału jest warty kilkaset tysięcy galeonów. Skąd ona go ma? – zapytała Pansy i przeszła kilka kroków do przodu, bo kolejka się ruszyła.
- Może jest psychofanką Kruma i chce zwrócić na siebie jego uwagę. Albo ma tyle pieniędzy, że stać ją, aby kupić sobie jego koszulkę. Nie wiem – powiedział Blaise. – Smoku, co się nie odzywasz?
Draco rzeczywiście milczał i patrzył się tylko na Granger, która nieświadoma, że byli Ślizgoni obgadują ją, rozmawiała co chwilę się śmiejąc z jakimś wysokim szatynem.
- Idioci, przecież ona była z Krumem na Balu Bożonarodzeniowym. W Hogwarcie chodziły plotki, że była z nim dopóki nie związała się z Wieprzlejem. Może coś ich łączy… A tak poważnie, to mam to głęboko w dupie – odpowiedział Draco wrednym głosem. Śmieszyło go, że dwójka jego przyjaciół nie ma lepszego tematu niż Granger.
Dalsze oczekiwania w kolejce oraz przejście na trybuny były w ciszy. Każdy myślał o meczu, o jego wyniku. Zajęli miejsca w trzecim rzędzie. Faktycznie, widok z tej strony był obłędny i warty sporej kwoty pieniędzy. Siedzieli centralnie na środku trybun, dzięki czemu mieli widok na obydwie bramki i całe boisko. Czarodzieje organizujący mecz zmienili trochę pogodę, gdyż nad boiskiem było już prawie ciemno, dzięki czemu oświetlenie boiska oraz światła na dole i na górze trybun wyglądały obłędnie. Miejsc siedzących dla kibiców było chyba z 40 tysięcy i prawie wszystkie były zajęte.
Draco rozejrzał się naokoło i zobaczył w pierwszym rzędzie siedzącą Granger, która prawdopodobnie z nerwów obgryzała paznokcie. Koło niej siedział ten szatyn z kolejki. Rozmawiali o czymś z wielkim entuzjazmem. Blondyn zastanawiał się od kiedy Granger lubi quidditch. Wszyscy w Hogwarcie wiedzieli, że ten sport w oczach tej Gryfonki jest tylko durnym sportem, a najważniejsza jest nauka. Przemyślenia Dracona przerwał głośny głos komentatora.
- Witamy wszystkich zgromadzonych tutaj, na tym pięknym boisku. Już za chwilę, za kilka sekund rozpoczniemy najważniejszy mecz w tym roku! Mistrzostwa Świata w quidditchu!!! Przedstawmy dwie, najlepsze drużyny, które dzisiaj walczą ze sobą o tytuł Mistrza Świata! Witamy na boisku drużynę Wielkiej Brytanii oraz Bułgarii! – przerwał swój monolog komentator, a głośne krzyki i brawa wypełniły boisko. Komentator przedstawił skład obydwu drużyn, a kiedy przedstawiał Wiktora Kruma, wiele osób, a w szczególności kobiet zaczęło piszczeć. Ku zdziwieniu Dracona, nawet Granger wstała z miejsca i piszczała jak nastolatka na koncercie.
Po omówieniu zasad i wszystkich informacji organizacyjnych, kafel, tłuczek i złoty znicz powędrowały w górę i mecz się zaczął. Pierwsze 10 minut było bardzo wyrównane, a kafel latał od jednej do drugiej bramki. Wynik był 50:60 dla Brytanii. Gra była szybka i dynamicznie się zmieniała. Tłuczek kilka raz został tak odbity przez pałkarzy, że uderzały w przeciwników. Na szczęście nikt poważnie nie ucierpiał.
- Wiktor Krum widzi znicz! – wykrzyczał komentator, a wszyscy zwrócili uwagę na bułgarskiego szukającego. Rzeczywiście mężczyzna leciał jak błyskawica w stronę bramki przeciwników. Szukający Brytyjczyków – James Corpius – leciał za nim, jednak nie mógł go dogonić. Wszyscy zamilkli, a serca kibiców przestały bić na chwilę… tylko na chwilę, bo Wiktor Krum uniósł rękę do góry, a w jego ściśniętych palcach było widać złoty znicz. – Brawo! Brawo! Brawo! Bułgaria po raz trzeci jest Mistrzem Świata w quidditchu.
Wiktor Krum wraz ze swoją drużyną zaczęli radosny taniec w powietrzu na miotłach. Kibice na trybunach szaleli, krzyczeli i płakali. Bułgarski szukający podniósł do góry jeszcze raz złoty znicz, a drugą ręką wskazał na Hermionę pokazując wszystkim, że to zwycięstwo jest specjalnie dla niej.
Draco, Pansy i Blaise oniemieli ze zdziwienia. Wiktor Krum pokazał, że zwycięstwo jego drużyny jest specjalnie dla niej? Nieprawdopodobne. Dziesiątki aparatów robiły zdjęcia Granger, która skakała z radości.
Kiedy emocje opadły, a trybuny zaczęły się zwalniać Hermiona opuściła swoje miejsce i udała się do wyjścia. Była taka podekscytowana. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie się tak cieszyć z quidditcha. Była dumna z Wiktora, który rozgromił przeciwników. Musiała przyznać, że pierwszy raz od dawna płakała ze szczęścia, aż nie mogła powstrzymać łez. Ciągle podekscytowana czekała za wyjściem na Wiktora, bo tak się umówili.
- Granger zostałaś gwiazdą – powiedziała Pansy Parkinson podchodząc do niej wraz ze swoimi przydupasami… znaczy kolegami.
- Witaj Parkinson, Zabini i Malfoy. Was też bardzo miło widzieć -  powiedziała z sarkazmem Hermiona. Jej twarz, która do tej pory była radosna, stała się zupełnie obojętna.
- Ohh… Granger bo się zarumienię – zaśmiał się Blaise i objął Pansy ramieniem.
- Myślę, że na twojej czarnej twarzy nie będzie tego widać, a szkoda – usłyszeli za sobą męski głos i po chwili do Hermiony podszedł Wiktor Krum. – Cześć Blaise, Draco i… ?
- Pansy Parkinson, moja narzeczona – powiedział dumnie Zabini i podał rękę szukającemu z Bułgarii.
- Chyba wieki cię nie widziałem Krum, zmieniłeś się – zauważył Malfoy i podał rękę Wiktorowi.
- Hermiona, widzisz… nie mówiłem Ci, ale czasem pisałem listy z tymi dwoma lowelasami. Blaise czasem odwiedzał mnie w sprawach służbowych w Bułgarii. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? – zapytał Wiktor i objął przyjacielsko ramieniem Hermione.
- Nie… nie… skądże – wymamrotała ledwo Hermiona. Nie spodziewała się, że Wiktor koleguje się z jej największymi wrogami. Tyle lat się znali, a on jej nic o tym nie powiedział. Jak mógł? Przecież wiedział, że szatynka ich nienawidzi, ze wzajemnością oczywiście.
- A może pójdziemy gdzieś razem uczcić zwycięstwo? Miona, twoje mieszkanie jest duże, może tam zrobimy małą imprezkę? – zapytał Wiktor uśmiechając się szczerze.
- Czy Ciebie jakiś tłuczek w łeb uderzył Wiktor? Ja i oni, i to jeszcze w moim mieszkaniu? – krzyknęła wkurzona Hermiona. Jak mógł w ogóle to zaproponować?! Rządził się jej mieszkaniem!
- A ja uważam, że to super pomysł – powiedział Blaise i podszedł do Kruma. Objął szukającego ramieniem i jak starzy przyjaciele poszli dalej. – Jaki to adres Granger? – zapytał się byłej Gryfonki i uśmiechnął się szeroko, a Wiktor odpowiedział mu na to pytanie bez problemu.
Pansy, Draco i Hermiona stali w osłupieniu. Nie wierzyli w to, co przed chwilą się wydarzyło. Ale jak to mieli spędzić razem wieczór i to jeszcze u niej w domu. Nieprawdopodobne.
- Boisz się Granger? – zapytał kpiąco Malfoy patrząc wyzywająco na kobietę.
- Ja? Skądże. Zapraszam – warknęła i teleportowała się do mieszkania. Była wściekła. Wiktor stanowczo przesadził. Wiedziała, że musi z nim jak najszybciej porozmawiać i to wyjaśnić. Nie chciała, aby byli w jej mieszkaniu, w jej małym schronieniu, gdzie do tej pory mogła czuć się bezpiecznie. A teraz? Zaraz wtargną do jej mieszkania, będą wiedzieli gdzie mieszka i jak mieszka. Do końca życia nie będzie mogła czuć się tam bezpiecznie. Po tej trójce może się spodziewać wszystkiego, a w szczególności wszystkiego co najgorsze.

Byli już w mieszkaniu Hermiony ponad dwie godziny. Muzyka była rozkręcona na full, ale na szczęście była Gryfonka pomyślała i rzuciła zaklęcie wyciszające na mieszkanie. Tego by jeszcze brakowało, żeby przez tych pożal się Merlinie… ludzi, dostała mandat za zbyt głośne słuchanie muzyki. Z resztą nawet nie wiadomo jakby się zachowali widząc policjantów. Może rzuciliby na nich jakiś czar? A może w ogóle zabiliby ich, jednym, prostym zaklęciem.
Kiedy tylko pojawili się w mieszkaniu, Krum teleportował się z Zabinim, Parkinson i Malfoyem do sklepu na pokątną, żeby kupić jakiś alkohol, jakieś przekąski i inne rzeczy, których potrzebowali na według nich dobrą zabawę. Kiedy wrócili Draco zaśmiał się z Hermiony, że nie ma skrzata domowego, który takie rzeczy mógłby robić za nią. Granger jako obrońca wolności skrzatów domowych oburzyła się bardzo i zaczęła się kłócić z arystokratą. Jednak po dłuższej, ostrej wymianie zdań, blondyn, ku jej zdziwieniu przyznał jej rację, w co naprawdę nie mogła uwierzyć. Trójka byłych Ślizgonów świetnie dogadywała się z Krumem, a była Gryfonka siedziała na kanapie z Krzywołapem i patrzyła na nich spod byka. Alkohol lał się strumieniami do szklanek i kieliszków.
- Wiktor, czy mogę z tobą porozmawiać? – zapytała po pewnym czasie Hermiona, podchodząc do Bułgara, który siedział przy stole i pił.
- No jasne, mów – powiedział Krum i polał po kolejnej porcji Ognistej Whisky w szklanki towarzyszy.
- Nie tutaj, na osobności – odpowiedziała stanowczo mrużąc oczy, a jej usta ułożyły się w cienką linię. Widział, że była zła.
- Tak, tak – powiedział do niej, po czym dodał do reszty. – Tylko beze mnie nie pijcie – Ślizgoni oczywiście kiwnęli głowami i zaśmiali się.
- Stęskniła się za Tobą, Wiktor – powiedziała śmiejąc się Pansy, która była obejmowana przez swojego narzeczonego i uśmiechała się lekko.
- Za tobą z pewnością nie, Parkinson – warknęła Granger wychodząc z Krumem, który ledwo szedł.
Dwójka weszła do sypialni, a Hermiona rzuciła zaklęcie wyciszające na drzwi. Nie chciała, aby reszta słyszała ich rozmowę. Bułgar usiadł na łóżku i przyciągnął na kolana dziewczynę.
- Wiktor, co Ty robisz?! – warknęła Hermiona i wstała. – Czy ty nie widzisz jak ty wyglądasz i jak się zachowujesz?! Sprowadziłeś do mojego domu tę trójkę, co ty sobie myślałeś? Że po tym wszystkim czego od nich doświadczyłam, będę siedziała z nimi przy stole, popijając Ognistą? Czy ty naprawdę jesteś taki durny? Wiesz, że oni mnie nienawidzą i to z wzajemnością. A tymczasem, ty rządząc się moim mieszkaniem, zapraszasz ich tutaj? Nie uważasz, że przegiąłeś? – Hermiona już nie mówiła, ona krzyczała chodząc od ściany do ściany i gestykulując rękoma. Cały gniew, który w sobie trzymała od dwóch godzin opuścił ją i mogła się wyładować.
- Mionka… - powiedział i czknął. – Ja chciałem, żebyście się polubili – czknął ponownie. – Wygraliśmy mecz, jest się czym cieszyć, zatem cieszę się w gronie moich przyjaciół – wymamrotał Wiktor i podniósł się. Podszedł do Gryfonki i objął ją swoimi silnymi ramionami od tyłu, a głowę położył na jej ramieniu.
- To idź ze swoimi przyjaciółmi do baru i tam świętuj. To nie są moi przyjaciele i nigdy nie będą. Na brodę Merlina, przecież Ty o tym wiesz! Tyle razy ci to mówiłam! – krzyknęła po wyswobodzeniu się z objęć szukającego.
- Ale mogą być Hermionko. Tylko musisz się na nich otworzyć – dodał spokojnie i obrócił ją, aby stała przodem do niego. – Jesteś taka piękna – dodał czkając i złapał jej pokręcony lok.
- A ty jesteś pijany – odpowiedziała niezwykle chłodnym głosem i spojrzała mu w oczy.
- I jestem w tobie zakochany Hermiono. Kocham cię – wyznał i kiedy chciał ją pocałować do pokoju wszedł Draco Malfoy, który widząc sytuację w której znajduje się ta dwójka rzucił tylko „Szukałem toalety, ale to nie tutaj”. Nim blondyn zdążył opuścić sypialnie Granger sucho odpowiedziała Wiktorowi:
- Ale ja ciebie nie kocham, Wiktor – po czym wyszła z sypialni z zamkniętymi oczami. Musiała z siebie wyrzuć gniew i złość, i doprowadzić się do takiego stanu, aby pokazać się byłym Ślizgonom. Niestety w tym wszystkim zapomniała, że Malfoy stał w drzwiach i na niego wpadła, przez co mężczyzna, również pijany, ale znacznie mniej niż Krum upadł na ziemię.
- Na Merlina, Malfoy czy wszystko w porządku? – zapytała i kucnęła tuż obok niego oglądając mu głowę. Na szczęście jej nie rozciął.
- Bo pomyślę, że się o mnie martwisz Granger – powiedział kpiąco i złapał się za głowę.
- Yyy… w żadnym wypadku… po prostu musiałabym yyyy… zgłosić to, jako wypadek w moim mieszkaniu… - wyjąkała w końcu. Wcale nie martwiła się o Malfoya jakoś specjalnie. Na każdego by tak zareagowała, w końcu jest cenionym lekarzem.
Hermiona podniosła się i chciała podać Malfoyowi rękę, aby ten mógł wstać, jednak od razu ją zabrała.
- Nie chcę, żebyś ubrudził się szlamem. – powiedziała chłodno, a na jej policzki wyszedł rumieniec. Malfoy wyciągnął swoją dłoń, aby jednak pomogła mu wstać.
- Przecież masz mydło i wodę, wyszoruję i będzie okej – powiedział i poszedł do łazienki.
Hermiona mogłaby przysiąc, że słyszała w jego głosie nutkę rozbawienia. Sytuacja z Krumem bardzo ją zasmuciła. Liczyła na to, że obydwoje traktują się jak przyjaciół. Jednak przeliczyła się. Było jej przykro, naprawdę przykro. Dziewczyna, kiedy Krum opuścił jej sypialnie, weszła tam z powrotem i udała się na taras. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza, bo jej głowie było chyba z 50 stopni Celsjusza. Było już ciemno i zimno. Pomimo ciepłego dnia, wieczory i noce były naprawdę chłodne. Jednak nie chciała wracać po coś ciepłego do ubrania się, pragnęła aby ten zimny wiatr ochłodził jej zdenerwowane ciało. Rozejrzała się po uliczkach Londynu, które widziała ze swojego sporego balkonu. Opłacało się mieszkać na piętnastym piętrze wieżowca, widok był powalający. Obserwowała garstkę aut, które jeździły po uliczkach. O takiej porze stolica była już prawie pusta. Wszyscy siedzieli w centrum, a nie na obrzeżach miasta. Widziała światła oddalonego parę mil centrum. Było pięknie.
- Granger, co ty tutaj robisz? – usłyszała za sobą, ale nie odwróciła się. Wiedziała kto tam stoi.
- Ja tu mieszkam Parkinson – warknęła i oglądała dalej ciemny Londyn.
- Nie jest ci zimno? Stoję tu chwilę i już zamarzam – powiedziała spokojnie dziewczyna i stanęła obok, opierając łokcie na barierce.
- O co ci chodzi Parkinson? Czego chcesz? – syknęła Hermiona i spojrzała na nią. Miała smutny wyraz twarzy.
- Nic Granger, nic. Po prostu wiele się zmieniło, nie uważasz? Ta wojna i to wszystko co się tam działo. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi co kiedyś – stwierdziła Pansy i spojrzała w górę. Granger widziała łzy spływające po policzku. – Moi rodzice wtedy zginęli. Cholernie mi ich brakuje.
- Przykro mi, naprawdę – powiedziała szczerze Hermiona. Była zdziwiona takim wyznaniem byłej Ślizgonki, nigdy by się po niej tego nie spodziewała.
- Zazdroszczę ci Granger – dodała, a Hermiona spojrzała na nią z pytającym wyrazem twarzy. – Masz rodziców, nie istotne czy są czarodziejami czy nie, ale ich masz. Cholernie ci zazdroszczę Granger.
Pansy po tym wyznaniu wróciła do mieszkania, zostawiając Hermione w osłupieniu. Zdziwiło ją takie wyznanie ze strony byłej Ślizgonki. Musiała być pewnie nieźle wstawiona, skoro takie słowa padły z jej ust. Ten wieczór był zadziwiający. Szatynka czując, że marzną jej stopy wróciła do mieszkania i udała się do salonu. Krum i Malfoy siedzieli przy stole i popijali Ognistą opowiadając sobie jakieś historie. Zabini ze swoją narzeczoną siedzieli na kanapie i rozmawiali po cichu. Po łzach Parkinson nie było śladu, mimo tego, że chyba tłumaczyła coś narzeczonemu, co mężczyźnie średnio się podobało. Może się kłócili? Granger wzięła na ręce Krzywołapa i dosiadła się do Malfoya i Kruma. Wiktor opowiadał właśnie coś o quidditchu. Kobieta przywołała do siebie swoją szklankę i nalała sobie Ognistej Whisky i wypiła ją jednym duszkiem. Po kilku takich szklankach, Hermiona włączyła się do rozmowy.
Około godziny 23 Pansy i Blaise powiedzieli, że wracają. Ku zdziwieniu Gryfonki, podziękowali jej za takie przyjęcie, a Parkinson jeszcze za wysłuchanie jej żali. Niedługo po wyjściu narzeczonych Krum wpadł w taki szał alkoholowy, że chyba w ciągu 10 minut wypił kilkanaście szklanek whisky. Teraz spał na stole i chrapał strasznie głośno. Malfoy siedział na kanapie i oglądał w telewizorze jakąś powtórkę teleturnieju.
- Na Merlina Krum! – krzyknęła szturchając śpiącego Bułgara. Chciała go obudzić, aby położył się na kanapie spać, a nie na stole. Bała się, że w nocy nie daj Merlinie spadnie i sobie coś zrobi.
- Co się tak drzesz Granger – warknął Malfoy podnosząc się z kanapy i podchodząc do niej. Widok Kruma był zabawny, bo tak bardzo napędzał kolejki picia, a teraz to on spał.
- Chciałam go położyć na kanapie, żeby mógł tam bezpiecznie spać, ale on nawet nie chce się ruszyć. – mruknęła i próbowała go obudzić.
- Poczekaj, ja go wezmę – powiedział i złapał go za ramię i podniósł do góry.
To wcale nie było takie łatwe. Pomimo takiego idealnego wyglądu, to mięśnie Kruma trochę warzyły. Hermiona zaklęciem rozłożyła i zaścieliła łóżko, a Malfoy go tam położył. Przez moment patrzyli na szukającego reprezentacji Bułgarii. Po pewnym czasie Draco powiedział, że najwyższa pora się zbierać do domu.
- Żegnam Granger – powiedział sucho i skinął jej głową.
- Cześć Malfoy i dziękuję za pomoc z Wiktorem – odpowiedziała i uśmiechnęła się nieznacznie.
Kiedy Malfoy sobie poszedł, Hermiona zaklęciem posprzątała w salonie. Spojrzała jeszcze raz na Wiktora, który tak strasznie chrapał, że śpiący Krzywołap miauknął z pretensją i poszedł do sypialni spać. Granger podążyła za nim, wzięła swoją piżamę i poszła do łazienki, aby wziąć szybki prysznic, a po nim wróciła do sypialni i położyła się do łóżka. Nim zdążyła wziąć głęboki wdech, wpadła w ramiona Morfeusza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz