piątek, 10 kwietnia 2020

Rozdział 2 - Pani Listonosz


Witajcie!
Po pierwsze to chciałam Wam życzyć pięknych i radosnych świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Niech to wydarzenie da Wam wytrwałość i odwagę przezwyciężania tego, co jest niemożliwe. 💛
Po drugie to chciałam się Was zapytać, czy wolicie, kiedy rozdziały są publikowane raz w tygodniu, czy tyle ile uda mi się napisać?
Po trzecie to zapraszam Was serdecznie na drugi rozdział mojego opowiadania i zachęcam do komentowania <3
Całuję,
Leksia

Draco Malfoy właśnie się obudził w swoim pokoju. Przetarł oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Sam pochwalił siebie w myślach, że ma taki dobry gust. Ściana za łóżkiem była w kolorze zgniło zielonej, a trzy pozostałe w srebrnym. Na jednej ze ścian po prawej stronie łóżka znajdowały się ogromne okna, przez które można było obserwować zadbany ogród. Łóżko w kolorze ciemnego dębu było dwuosobowe albo nawet trzyosobowe. Szara kołdra i zgniło zielone poduszki. Na czarnej podłodze koło łóżka leżały szare dywany z wystającym włosiem, a tuż obok nich, również z obydwu stron stały małe szafki nocne. Na ścianach były obrazy przedstawiające budynki i ludzi. Zasłony przy oknie były czarne i długie, aż do podłogi. Naprzeciw łóżka stała mała kanapa i stolik. Obok drzwi stała szafa z ubraniami i kilka regałów z książkami oraz barek z różnymi alkoholami. Wszystko było bardzo dobrze przemyślane i zaprojektowane przez Dracona.
Blondwłosy mężczyzna podniósł się z łóżka i zerknął na budzik stojący na szafce nocnej, który wskazywał 10:43. Przyznał, że dawno aż tak długo nie spał, ale w końcu wrócił nad ranem ze Zjazdu Uczniów Hogwartu 98’. Myślami wrócił do wczorajszej imprezy. Było znośnie. Musiał przyznać, że w niektórych momentach nawet był wdzięczny za zorganizowanie imprezy, bo miał możliwość spotkania ze znajomymi, z którymi nie widział się sześć lat. Potem przypomniał sobie wydarzenie sprzed zamku. Kłócącą się Granger z Wieprzlejem oraz groźbę Thomasa, że opublikuje to wszystko w Proroku Codziennym. Nie wierzył, że chłopak to zrobi, w końcu kogo to obchodzi.
Cóż, Draco mimo tego, jak starał się udawać przed wszystkimi, jaki to tolerancyjny jest, nadal uważał, że fascynacja czarownicą z mugolskiego domu jest co najmniej durna. Dziewczyna ledwo co trafiła do świata czarodziejów, a uważała się za nie wiadomo jaką gwiazdę. Dobrze, pokonali Voldemorta, ale to nie zmienia faktu, że to zwykła mugolaczka, szlama. Słyszał, że kobieta pracuje teraz w Mungu i od razu wzdrygnął się na myśl, że kiedyś mogłaby go dotknąć, kiedy trafiłby do szpitala. Ciekawe jak długo musiałby szorować się gąbką, żeby zmyć jej mugolskie paluchy ze swojego ciała, bądź co bądź w pełni czysto krwistego. Stwierdził, że wolałby umrzeć niż gdyby miała go dotknąć.
Draco wyszedł do łazienki. Ona również była bardzo zadbana. Duży prysznic, wanna, umywalka i toaleta, wszystko te białe rzeczy, idealnie kontrastowały z szarymi płytkami na ścianach i szarymi kafelkami na podłodze. Na przeciw drzwi było okno. Draco podszedł do lustra widzącego nad umywalką. Zobaczył w niej niezwykle przystojnego (no przecież!) mężczyznę. Jego włosy pomimo snu cały czas były idealnie ułożone. Nie były już platynowe tylko przyjęły barwę blondu. Jego naga klatka piersiowa była idealnie umięśniona i zadbana, tak samo jak ręce. Chłopak uśmiechnął się do siebie wiedząc, że każda napotkana kobieta patrzy na niego jak na boga. Mają rację- pomyślał, po czym zdjął z siebie spodnie i wszedł pod prysznic. Po niedługiej, gorącej kąpieli, wyszedł z prysznica, opatulił biodra szczelnie czarnym ręcznikiem i udał się do swojej sypialni, gdzie ubrał się jak zawsze w czarną koszulę i czarny, dopasowany, szyty na miarę garnitur i eleganckie buty. Co prawda miał dziś wolne w Ministerstwie, ale lubił wyglądać zadbanie i schludnie. Zmierzwił swoje włosy, które wyglądały teraz obłędnie i wyszedł z sypialni udając się na parter domu, gdzie była kuchnia i jadalnia.
W jadalni na kanapie siedziała jako matka – Narcyza Malfoy i czytała jakąś gazetę. Kobieta nieco się zestarzała. Jej platynowe włosy, proste jak druty opadały na łopatki. Twarz, którą przyozdabiały delikatne zmarszczki była idealnie pomalowana. Jej szczupłe ciało przyozdobione było czarną, elegancką sukienką za kolano. Na jej nogach znalazły się baleriny.
- Witaj Matko – przywitał się Draco po wejściu do jadalni. Na szklanym stole czekało już na niego śniadanie. Jajecznica z bekonem, tosty z masłem, sok pomarańczowy i podwójne espresso.
- Draco, co tyś najlepszego zrobił! – krzyknęła Narcyza podchodząc do syna i rzucając na jego talerz Proroka Codziennego.
Draco spojrzał na pierwszą stronę gazety i przybrał obojętny wyraz twarzy.

Draco Malfoy przejrzany!
Draco Lucjusz Malfoy, obecnie szef biura aurorów w Ministerstwie Magii
na Zjeździe Absolwentów rocznika 1998 Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
pokazał swoją prawdziwą twarz.
W kierunku Hermiony Granger posłał niezwykle niemiłe słowa:
Granger, jesteś szlamą i w końcu to zrozum. Myślisz, że co uratowałaś świat i to zmieni status twojej krwi? Myślisz, że ludzie zapomną z jakiego domu pochodzisz? Nigdy nie powinnaś tutaj trafić, to szkoła dla czarodziejów, a nie kogoś takiego jak ty. Ludzie nagle patrzyli na ciebie lepiej? Myślisz, że to coś zmieniło. Otóż muszę cię rozczarować, to nic nie zmieni. Jesteś szlamą, nic nie wartą szlamą.
W wywiadzie dla Proroka Codziennego dnia 23 kwietnia 2000 roku Draco Malfoy mówił dobitnie:
Nie ma już podziałów, nie ma wyszydzania za to, że ktoś pochodzi z mugolskiego domu lub jest czarodziejem półkrwi. Nie ma i nie może być podziałów. Zarzekam, że będę starał się swoim słowem i czynem dawać solidny przykład tego, że rozłamy nie istnieją w naszym świecie.
Czy to nagłe rozdwojenie jaźni? Chcemy pokazać państwu, że Draco Malfoy wcale nie zmienił się, a jego „drugie życie” to tylko wymyślona kreacja, aby poprawić swój nadszarpnięty po wojnie wizerunek.
Domagamy się też odpowiedzi Ministra Magii – Ralsona Cisco. Liczymy na wyciągnięcie surowej kary na D. Malfoya.

Pod artykułem umieszczone było zdjęcie przedstawiające jego oraz Granger. W oczach szatynki było widać łzy. W artykule nic nie wspomnieli o kłótni Granger i Weasleya. Thomas nie napisał o tym, że to Wieprzlej po raz pierwszy obraził byłą Gryfonkę. Nawet na zdjęciu nie było rudzielca.
- Matko, oni nie dodali tutaj ważnego szczegółu… - zaczał mówić Malfoy, jednak nie dane było mu to zakończyć.
- Milcz! Nie obchodzi mnie żaden ważny szczegół. Mieliśmy zacząć nowe, lepsze życie, pokazać się z jak najlepszej strony, tymczasem ty gadasz co ślina ci na język przyniesie. Umawialiśmy się, że trzymamy nerwy na wodzy, nie paplamy byle czego. Rozczarowałeś mnie Draconie Malfoyu. Z resztą nie tylko mnie – powiedziała groźnie i rzuciła mu list. Blondyn od razu otworzył go.

Panie Draconie Malfoyu,
Jutro o godzinie 8:00 widzę Pana w moim gabinecie. Nie interesuje mnie żadna wymówka. To rozkaz.
R. Cisco

Draco nie wierzył w to co widział. Ten durny szmatławiec pokazał go w tak złym świetle, że to, co budował przez ostatnie sześć lat: swoją pozycję i uznanie w świecie magii, zburzyło się bezpowrotnie. Nie wspomnieli nawet słówkiem o tym, że to Weasley zaczął. Matka nie chciała słuchać jego tłumaczeń i wyszła z domu. Co gorsza Minister Magii wzywał go na dywanik. Draco lubił swoją pracę, a teraz, kiedy był szefem biura aurorów miał to, o czym zawsze marzył: mógł rządzić ludźmi. Zastanawiał się, czy Cisco zwolni go lub degraduje ze stanowiska. Z taką reputacją przez najbliższą dekadę nie znajdzie pracy w świecie czarodziejów.

~*~

Draco był w dużym pokoju w kształcie kwadratu. Siedział na krześle przed biurkiem za którym siedzisko było jeszcze wolne. Była dokładnie 8:00 kiedy zjawił się w gabinecie Ministra Magii i oczekiwał na jego przybycie.
Malfoy próbował wczoraj porozmawiać ze swoją matką i wytłumaczyć jej co tak naprawdę się wydarzyło, jednak kobieta nie chciała go słuchać i po przyjściu do domu zamknęła się w swojej sypialni. Nie zeszła nawet na kolację. Kiedy chłopak próbował się dostać do jej pokoju nie otworzyła mu. Po pewnym czasie mężczyzna odpuścił i wieczór spędził w towarzystwie Ognistej Whisky i rozmyślaniu o tym, czy bez pracy uda mu się żyć przez następne kilka lat. Jego pewność siebie uleciała niczym powietrze z uszkodzonego balonu.
Kiedy były Ślizgon uderzając palcami w podłokietniki krzesła grał tylko jemu znaną melodię, do gabinetu wszedł Ralson Cisco. Było widać, że był zły, a może nawet wściekły. Mężczyźni wymielili  „Dzień dobry”, po czym Cisco usiadł na swoim krześle naprzeciw Malfoya.
- Myślę, że nie muszę przedstawiać powodu dla którego kazałem ci się tutaj zjawić. Obydwoje jesteśmy na tyle mądrzy, że nie będziemy bawić się w kotka i myszkę – powiedział ostrym tonem Minister Magii obdarzając szefa biura aurorów wrogim spojrzeniem. – Chcę abyś powiedział mi coś na swoje usprawiedliwienie, choć nie sądzę, żeby ci się to udało.
- Ralson, proszę cię, naprawdę tak bardzo cię to ruszyło? – zapytał Draco patrząc na swojego przełożonego.
- Malfoy, jesteśmy w pracy i nie życzę sobie, abyś mówił do mnie na „ty”. Co innego kiedy idziemy razem do baru, a co innego tutaj. Ile razy mam ci to tłumaczyć? – warknął minister i położył dłonie na stole. – Wytłumacz mi proszę co to miało znaczyć – powiedział spokojniej.
- Sprawa wygląda tak. Byliśmy na tym zjeździe absolwentów w Hogwarcie. Impreza była znośna, nawet udało mi się z Astorią Greengrass w toalecie wiesz co – powiedział dumne Malfoy. Cisco przewrócił tylko oczami z politowaniem. Minister Magii doskonale wiedział, że blondyn siedzący naprzeciwko niemu nie odpuszcza żadnej ładnej dziewczynie. Taki z niego pies na baby. – Jeżeli chodzi o Granger to ja bym jej nie tknął, ale widocznie nie chciał też tego Weasley. Kłócili się przed drzwiami Hogwartu. On pierwszy wyzwał ją od szlam, a ja tylko przyznałem mu rację. Słuchaj stary, ja byłem już nieźle wstawiony. Był świetny barek, pełen różnych alkoholi, ja i Zabini nie odstępowaliśmy krzeseł barowych ani na minuty. Przyznaje się, nieźle się zrobiłem. Możesz zapytać się Blaise’a, chociaż w sumie on to pewnie nic nie pamięta. Od 4 był w kiblu i rzygał jak kot… - Ralson zaśmiał się krótko, po czym ponownie przybrał karcącą minę. Razem z Malfoyem i Zabinim kilka razy imprezował w mugolskich barach. Co prawda ich różnica wieku – dwadzieścia lat – była widoczna, jednakże przy byłych Ślizgonach czuł się ponownie młody. – Thomas nigdy mnie nie lubił, chciał zrobić sztuczną sensację. Nie dodał nic o swoim kumplu Wieprzleju tylko opisał sytuację ze mną. Ale przecież nikt nie bierze tego szmatławca Proroka Codzinnego na serio – odpowiedział Malfoy, a towarzysz jego rozmowy nie odpowiadał przez dłuższą chwilę.
- Niestety, ale biorą. Wczoraj dostałem wiele sów z listami o tym, aby dla dobra Ministerstwa Magii i biura aurorów wywalić cię z pracy. Wszyscy uważają, że ktoś, kto szydzi i dokucza czarodziejom z mugolskich domów może w przyszłości im nie pomoc, kiedy będą w potrzebie. Sam nie wiem co mam robić. Muszę jakoś zareagować, ale nie chcę cię zwalniać. Jestem z ciebie zadowolony, odwalasz kawał dobrej roboty, chłopaki z biura cię chwalą – powiedział starszy mężczyzna po czym wstał i chodził po swoim gabinecie, jakby gdzieś miała być karteczka z poradą co w tej sytuacji zrobić.
Draco siedział na krześle z obojętnym wyrazem twarzy. Doskonale wiedział, że Ralson w żadnym wypadku nie pozwoli go zwolnić. Malfoy razem z Zabinim wymyślili najlepszy plan na świecie. Jeżeli czasem zabiorą tego typa ze sobą do klubu, będą udawali, że nad wyraz go lubią, to zafundują sobie ustawienie do końca życia. Trzeba wiedzieć, gdzie mieć znajomości, aby skorzystać z tego jak najbardziej się da.
- Wiem! Że też ja od razu na to nie wpadłem. Po pierwsze to napiszesz przeprosiny do Hermiony, które wyślemy do gazety. Po drugie Granger pracuje w Mungu na oddziale chirurgicznym, zatem wpłacisz na jej oddział 20 tysięcy galeonów. Dla ciebie to tyle co nic, a ludzie będą pod wrażeniem. Przejdzie im wtedy – zaproponował Minister Magii, a na jego słowa Draco omal nie udławił się kawą, którą właśnie pił.
- Nie będę przepraszał Granger. Nie ma nawet takiej opcji. Wolę zapłacić już wszystkim co mam w Banku Gringotta niż ją przepraszać i to jeszcze publicznie – oświadczył Malfoy robiąc niezwykle wrogą minę.
- Albo to zrobisz, albo wylatujesz. Przemyśl to, masz czas do końca tygodnia, a teraz do roboty, póki jeszcze ją masz – syknął gniewnie Ralson. Strasznie nie lubił, kiedy ktoś się z nim nie zgadzał. Draco tylko skinął głową i udał się do swojego gabinetu na drugim piętrze.
Przemierzając korytarze w Ministerstwie Magii myślał o tym co powiedział mu jego przełożony. Z jednej strony chciał pracować ciągle w Ministerstwie, lubił swoją pracę, ale z drugiej na myśl o tym, że będzie musiał tak bardzo się zniżyć, żeby przeprosić Granger miał ochotę strzelić sobie samemu Avadą. Przecież jego reputacja spadnie tak nisko.
Draco wszedł do swojego gabinetu. Po przedniku musiał na nowo urządzić to miejsce. Było zachowane w ciemnych kolorach. Szare ściany i zasłony. Meble w czarnym kolorze. Podłoga w ciemno brązowym odcieniu. Na jego biurku było wiele papierów do przejrzenia i listy do przeczytania i odpowiedzenia. Mężczyzna usiadł na swoim fotelu i zapalił lampkę. Dzisiaj pogoda nie rozpieszczała, od samego rana lało, przez co na dworze było dość ciemno. Spojrzał na kalendarz stojący na biurku, jeszcze tylko 4 dni i weekend. Z tą wcale niepocieszającą myślą wziął się do pracy.
- Anna! – krzyknął mężczyzna po trzech godzinach. Papiery i listy tak bardzo go wciągnęły, że zapomniał o wypiciu kawy.
- Tak szefie? – spytała około 23 letnia dziewczyna niezwykle słodkim głosem.
Była wysoką blondynką z długimi nogami. Miała na sobie białą bluzkę z dużym dekoltem i kusą spódniczkę. Jej twarz była tak wymalowana, że chyba musiała makijaż nakładać łopatką. Pracowała tutaj od dwóch miesięcy jako sekretarka Dracona. Z resztą od czasu spotykali się po pracy u niej w mieszkaniu, gdzie wiadomo co robili. Była pusta, ale dobra w te klocki. Nie oczekiwała miłości, kwiatów i starania. Mieli prosty układ: Draco jej nie zwalnia, a ona nikomu nie mówi o tym co dzieje się w gabinecie, kiedy przychodzi do niego Blaise lub jakaś dziewczyna.
- Po pierwsze na godzinę 15 zawołaj mi tutaj Blaise’a, po drugie zrób mi kawę, po trzecie masz tutaj raporty do przekazania i akta do rozdania chłopakom. Niech Michael Corner jeszcze raz zbada tą sprawę z Dover, niech tak jedzie, coś mi tu śmierdzi. Napisz też list do mojej matki, że chce ją zabrać dzisiaj na obiad i znajdź nam dobrą restaurację, może być mugolska – wydał rozkazy swojej sekretarce mężczyzna i wziął się ponownie do pracy.
Kiedy zegar na ścianie wydał z siebie trzy głośne uderzenia do gabinetu wszedł Blaise Zabini. Mężczyzna pracował w Departamencie Gier i Sportów w Ministerstwie Magii. Początkowo pracował z Draconem jako auror, ale stwierdził, że to nie dla niego. Lubił grać w quidditcha i teraz łączył pracę z pasją.
Malfoy wezwał przyjaciela, żeby porozmawiać na temat tego, co ma robić ze sprawą z Prorokiem Codziennym i Granger. Powiedział o sytuacji z matką i z Ralsonem. Oczekiwał, że czarnoskóry kolega podsunie mu jakiś idealny plan, jednak przyznał rację Ministrowi Magii. Musiał się jakoś wybielić, a innego rozwiązania nie mogli znaleźć. Zaczęli pisać razem przeprosiny dla Granger i do Proroka Codziennego. Nie zajęło im to wcale tak długo. Nakreślili coś takiego:

Szanowna Granger,
Jest mi przykro za zaistniałą wczoraj sytuację. Każdy człowiek popełnia błędy, niektóre sytuacje wyprowadzają nas z utrzymywanego na co dzień spokoju, a usta plotą trzy po trzy. Chciałbym abyś wiedziała, że nie myślę już tak jak kiedyś, a moje słowa były ogromną pomyłką.
Z przeprosinami
M. Malfoy

- To samo wyślemy do tego szmatławca razem z potwierdzeniem podarowania 20 tysięcy galeonów na oddział Granger. Myślę, że będzie dobrze – powiedział Blaise otwierając okno, a na jego palec usiadła mała płomykówka. Przywiązał jej do nóżki list i kopię czeku, po czym sowa odleciała. List do Granger kazali przekazać do jej rąk własnych wraz z czekiem Annie.
Mężczyźni rozmawiali głośno i popijali Ognistą Whisky. Kiedy wybiła godzina 16 opuścili miejsce pracy, pożegnali i rozeszli się. Draco poszedł do restauracji włoskiej w której umówił się z matką na obiad. Po drodze kupił jej spory bukiet krwistoczerwonych róż. Kobieta miała dzisiaj imieniny i całe popołudnie oraz wieczór spędził z nią.

~*~

Hermiona siedziała właśnie w swoim gabinecie w Szpitalu św. Munga. Pokój zachowany był w bardzo jasnych barwach: biały, śmietankowy i waniliowy. Było w nim duże biurko, ogromny regał z książkami medycznymi, kilka roślin. Pod jedną ze ścian stała kanapa, na której kobieta spała, gdy miała całodobowy dyżur. Na biurku stała lampka, stos papierów, pióro i kałamarz oraz ramki ze zdjęciami, które przedstawiały Hermionę z rodzicami, a druga ją i Ginny, Rona, Harry’ego, Neville’a, Lune i Georga. Zdjęcie było zrobione tuż po zakończeniu wojny, kiedy odbudowywali zamek. Wszyscy uśmiechali się szczerze i machali.
Kobieta zerknęła na zegar wiszący nad drzwiami. Za piętnaście minut godzina szesnasta, co oznaczało, że za kwadrans kończy dwudziestoczterogodzinny dyżur. Kobieta posegregowała papiery na dwie kupki: zakończone leczenie i pacjent w trakcie. Hermiona złożyła jeszcze kilka podpisów i wstała z krzesła. Przez pół dyżuru musiała uzupełniać papiery, sprawdzać karty pacjentów i karty pracy medyków. Przeprowadziła też dzisiaj skomplikowaną operację przyłączenia stopy do nogi po rozszczepieniu. Szatynka podeszła do szafy, z której wyjęła beżowy płaszcz i torebkę. Kiedy zdejmowała z siebie kitel lekarski ktoś zapukał do drzwi. Granger tylko poprawiła na sobie ściągany strój, a na szyi przewiesiła stetoskop.
- Proszę! – krzyknęła, a drzwi otworzyły się. Do jej gabinetu weszła wysoka, wymalowana prawie jak klaun, a ubrana jak do klubu nocnego blondynka. Hermiona pomyślała tylko, że ta dziewczyna musiała pomylić lokale. Może w okolicy był jakiś klub.
- Cześć! – zapiszczała dziewczyna. Granger na dźwięk takiego wysokiego tonu omal nie pękły bębenki w uchu.
- Dzień dobry. Czy to na pewno do mnie miała pani trafić? – zapytała była Gryfonka zakładając ręce na piersi.
- Taaak – powiedziała przeciągając i kilka razy przeżuła gumę. – Mój szef mnie tutaj przysłał do ciebie. Mam dla ciebie listy dwa – dodała.
- To teraz taki strój mają listonosze jako mundurek? – zaśmiała się, na co blondynce zszedł uśmiech z twarzy. – Kto jest twoim szefem?
- Jak to kto? Draco Malfoy – rzekła blondynka jakby to było oczywiste. – To dla ciebie. Masz to przeczytać przy mnie, tak rozkazał, żebyś od razu nie spaliła tego listu – Hermiona na dźwięk imienia arystokraty dostała ciarek.
Czego ten buc od niej chce? Znając tego arystokratycznego dupka, wysłał jej coś na imitację przeprosin, żeby ocieplić swój wizerunek. Nie myliła się, jednak w drugim liście zobaczyła czek na 20 tysięcy galeonów, który dostaje jej oddział. Biła się z myślami, co ma zrobić. Z jednej strony nie chciała być przekupywana za to, aby dać jakieś oświadczenie w Proroku, że nie jest zła na Ślizgona, ale z drugiej, tyle pieniędzy… mogła za to kupić kilka łóżek albo dobry sprzęt do prześwietleń, bo obecny często się psuł.
- Cóż… Proszę przekazać panu Malfoyowi, że nie będziemy takich rzeczy załatwiać przez pośrednika. Chciałabym, żebyśmy spotkali się, aby omówić tę kwestię – Granger podeszła do biurka i otworzyła swój kalendarz. – Proponuję jutro o godzinie 17 albo 16. Co do miejsca, to najlepiej tutaj, skoro to sprawy szpitala – zaproponowała Granger.
- Draco ma jutro wolne popołudnie. Jak tylko to potwierdzę skontaktuję się z tobą kochana. A teraz pędzę, jestem umówiona – powiedziała bardzo powoli rozglądając się po gabinecie blondynka. Pożegnała się i wyszła.
Hermiona jeszcze raz dokładnie przeczytała list od Malfoya i czek dla szpitala. Nie wiedząc czy dobrze postąpiła wrzuciła listy do torby, zdjęła kitel i stetoskop, po czym założyła płaszcz. Spojrzała w lustro i poprawiła kołnierz swojej kurtki oraz włosy i golf, który miała na sobie. Kobieta wzięła torbę i różdżkę z biurka i wyszła ze swojego gabinetu. Przechodząc przez oddział pożegnała się ze współpracownikami oraz z pacjentami, którzy spacerowali po korytarzu. Kiedy opuściła szpital udała się do supermarketu, aby kupić kilka rzeczy do pustej lodówki.
Po około godzinie była już u siebie w mieszkaniu. Zdjęła płaszcz i botki na obcasie i z zakupami udała się do kuchni. Położyła torby na stole i zaczęła je rozpakowywać i chować w odpowiednie miejsca. Po rozpakowaniu wzięła się za szybki obiad: makaron z sosem pomidorowym. Nie zajęło jej to dużo czasu, a z gotowym posiłkiem udała się do salonu.
Pokój ten nie był jakiś strasznie duży, ale za to bardzo przytulny. Ściany były kremowe, narożnik w brązowym obiciu, szklany nieduży stolik stał przed nim. Na ścianie naprzeciw kanapy wisiał telewizor, a pod nim umiejscowiony był nieduży mebel, na którym stały ramki ze zdjęciami. Okna były zasłonięte przez szare zasłony do ziemi. W pokoju był też regał z książkami oraz stół jadalny z sześcioma krzesłami.
Kobieta usiadła na kanapie, włączyła telewizor i zajadała świeżo zrobiony obiad. Była bardzo zmęczona. Dyżur dał jej się we znaki. Kiedy chwilę odpoczęła, zabrała talerz do kuchni, tam umyła go i udała się do łazienki. Zdjęła z siebie szare cygaretki i biały golf, a następnie bieliznę i weszła pod prysznic. Kiedy gorące krople spływały po jej ciele, czuła jak powoli się relaksuje, a cały stres dzisiejszego dnia odchodzi w zapomnienie. Myślała o liście Malfoya i o propozycji pieniężnej jaką jej zaproponował. Zdawała sobie doskonale sprawę, że zrobił to tylko po to, aby się wybielić, a kwota, którą zaproponował jest bardzo duża i potrzebna oddziałowi. Dopadły ją wątpliwości co do spotkania z Draconem. Zapewne jutro dostanie sowę, że chyba ześwirowała, jeżeli myśli, że on poświęci jej chociaż 5 minut swojego arystokratycznego czasu. Trudno – pomyślała szatynka i wyszła spod prysznica. Jej białą łazienkę wypełniła para spowodowana gorącą kąpielą. Opatuliła się szczelnie ręcznikiem i poszła do sypialni.
Ściany pokoju miały waniliowy kolor. Pod ścianą stało dwuosobowe łóżko, po obydwu jego stronach stały szafki nocne, na których była lampa i budzik. Po prawej stronie, czyli tam gdzie spała Hermiona leżała jeszcze książka i szklanka wody. Na ścianie naprzeciw drzwi były duże cztery okna i wyjście na nieduży taras. Zasłony w kolorze szarym były zasłonięte. Naprzeciw łózka stała toaletka z podświetlanym lustrem, przy którym dziewczyna zawsze robiła sobie makijaż. Obok drzwi umiejscowiona była trzydrzwiowa szafa na ubrania, a tuż obok niej dwa regały z książkami. Pod oknami stały dwie pufy ze styropianowymi kulkami w środku i stolik kawowy oraz domek dla Krzywołapa, który smacznie sobie tam drzemał. Na stoliku kawowym stały kwiaty – jej ulubione słoneczniki, które dostała od jednego z pacjentów.
Kobieta zdjęła z siebie ręcznik i założyła pudrowo różową koszulę nocną na ramiączka oraz gruby, bordowy szlafrok. Poszła do kuchni, tam zrobiła sobie odpowiednio duży kubek rozgrzewającej herbaty i zabierając po drodze telefon komórkowy z torebki udała się do salonu. Usiadła na kanapie i zadzwoniła do swojej mamy. Ich rozmowa trwała prawie dwie godziny, w czasie której Hermiona zdążyła wypić trzy kubki herbaty. Opowiadała jej o zjeździe absolwentów, o niemiłej sytuacji z Ronem i Malfoyem oraz o dzisiejszym liście od drugiego chłopaka. Pani Jane powiedziała, że jej córka podjęła dobrą decyzję o spotkaniu z chłopakiem. W końcu musieli obgadać czy ofiarowanie tak dużej kwoty na szpital nie musi być jakoś zatwierdzone przez prawnika, notariusza czy kogokolwiek. Po późniejszych ploteczkach kobiety pożegnały się i rozłączyły. Kiedy chciała udać się spać w swoim maksymalnie wygodnym łóżku usłyszała pukanie w okno. Podeszła do niego i zobaczyła małą sówkę, która miała do nóżki przywiązany list. Dziewczyna odwiązała go i przeczytała:

Dobrze Granger,
niech Ci będzie, ale z pewnością nie będzie to randka,
którą zapewne chciałabyś ze mną przeżyć.
O 17:30 w kawiarni La petite
D. Malfoy

Dziewczyna prychnęła pod nosem po przeczytaniu tego durnego listu. Po tym wszystkim co jej robił, jeszcze tak z niej kpił. Żałosne – pomyślała dziewczyna i udała się do łóżka. Leżąc już wyzywała Malfoya od najgorszych, ale po niedługim czasie usnęła. To był ciężki dzień.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz