piątek, 22 maja 2020

Rozdział 8 - To dobry moment, żeby zakopać topór wojenny


Blondyn momentalnie przestał i spojrzał na nią. Jej makijaż był rozmazany, oczy były pełne lęku. Splunął na bruneta i odsunął się od niego. Hermiona podeszła do mężczyzny, który chciał jej podać pigułkę gwałtu i zbadała jego puls oraz czy oddycha. Na szczęście żył, choć był nieprzytomny.
Malfoy stał przez chwilę obok chcąc się uspokoić i obserwował szatynkę, które kucała przy tym dupku. Mimo tego, co tamten chciał jej zrobić, ona chciała mu pomóc. Niedowierzał w to.
- Malfoy rozejrzyj się, czy nikogo nie ma – powiedziała szeptem, lecz ją usłyszał. Kobieta grzebała w swojej torebce, która była niezwykle mała, a jednak włożyła tam rękę aż do łokcia. Blondyn posłusznie rozejrzał się naokoło.
- Nikogo nie ma – stwierdził. Włożył ręce do kieszeni spodni obserwując kobietę, która wyciągnęła różdżkę i zaczęła wymawiać jakieś zaklęcia, aby poważniejsze rany mężczyzny się zagoiły. Patrzył na nią i widział jak trzęsie się z zimna. Niewiele myśląc ściągnął z siebie skórzaną kurtkę i założył jej na ramiona. Szatynka podniosła głowę i uśmiechnęła się nieco w geście podziękowania. Kiedy brunet się obudził, Hermiona wypowiedziała zaklęcie: - Obliviate – aby brunet zapomniał o tym, że widział różdżkę oraz magię. Na koniec pomogła mu się podnieść, lecz kiedy odchodziła strzeliła mu jeszcze z liścia w twarz, za to, co chciał jej zrobić.
Odeszła bez słowa, w torbie szukała chusteczek, aby usunąć rozmazane ślady po makijażu. Słyszała, że Malfoy idzie za nią. Kiedy wyszli na ulicę niedaleko klubu kobieta przystanęła i odwróciła się do niego. Draco prawie na nią wpadł, kiedy stanęła nagle. Patrzyli sobie głęboko w oczy.
- Dziękuję Ci Malfoy – powiedziała Hermiona szczerze. Jej oczy ciągle były wystraszone.
- Granger nie zrobiłem tego dla ciebie, nie schlebiaj sobie. Zachowałem się tak jak powinienem – odpowiedział spokojnie wciąż na nią patrząc. Ma ładne oczy.
- Wiedziałam, że jesteś dobrym człowiekiem – powiedziała to niemal szeptem. Jej oczy wypełniły łzy.
Ich głębokie spojrzenia przerwały głośne fajerwerki i wesołe okrzyki dochodzące z każdej strony. Spojrzeli na niebo, które rozjaśniło się kolorowymi wystrzałami. Było pięknie.
- Wszystkiego co najlepsze w nowym roku Granger – życzył odwracając się do niej. Ręce trzymał w kieszeni spodni i uśmiechał się. Tak Draco Malfoy właśnie uśmiechnął się do niej szczerze! Nieprawdopodobne.
- Wszystkiego co najlepsze, Malfoy – powiedziała i pozwoliła sobie złożyć na jego policzku krótki pocałunek, choć sama nie wiedziała czemu. Od razu po tym odwróciła się i poszła z powrotem do klubu. A Draco stał w miejscu jak słup soli. Po chwili swoją dłonią dotknął miejsca, gdzie Granger go pocałowała i jakby ją wygładził. Był w szoku, w ciężkim szoku.
Stał i obserwował jak szatynka znika za podwójnymi, szklanymi drzwiami z szyldem klubu Tabasco. Zachował się tak jak powinien każdy mężczyzna. Nie chodziło tu w żadnym wypadku o Granger. To normalne, bo przecież żadna kobieta nie zasługiwała na gwałt. Gdyby nie było tam Granger, to chyba rzeczywiście by go zabił. Nie szanował idiotów, którzy nie potrafią zbajerować dziewczyny i wysługują się tabletkami, aby je „zaliczyć”. Draco nie miał tego problemu, miał pewien dar, że kobiety same do niego lgnęły jak muchy do lepu. Wiedział jak podejść dziewczynę, żeby oddała mu się w 100%, a to przecież nie był gwałt, tylko świadome podejście do sprawy. To zupełnie inny czyn. A z resztą…  Brunet dostał za swoje. Nie przerwałby gdyby nie głos Granger, błaganie i ten głośny szloch. Była przerażona, a on przez to się uspokoił. Coś w nim nie chciało, żeby szatynka płakała i się bała. Dlatego przerwał. Potem patrzył jak uzdrawia faceta, który chciał ją zgwałcić. Ona była ponad ten czyn, którego chciał dokonać. Kiedy stan mężczyzny znacznie się poprawił, uderzyła go w policzek, na co Draco chciał wybuchnąć śmiechem. A jednak! Dostał za swoje też od niej. Potem mu podziękowała, to było miłe, choć wcale nie musiała tego robić. I musiał przyznać, że północ, przywitanie Nowego Roku było inne niż do tej pory. Nigdy nie spodziewał się, że pierwszą osobą, którą zobaczy w nowym roku to będzie Granger, że to jej pierwszej złoży życzenia. No i ten buziak w policzek, do tej pory czuł jakby miejsce, gdzie złożyła usta wypalało jego skórę. To było niespodziewane. Sam nie wiedział co o tym myśleć.
Z rozmyślań wyrwało go zimno, które poczuł. Stał w samej koszulce, bo kurtkę oddał Granger. Przeczesał palcami włosy i udał się do klubu. Musiał znaleźć przyjaciół i Granger, która chodziła w jego kurtce.
Hermiona weszła do lokalu i rozejrzała się po parkiecie. Szukała Natalie, żeby jej powiedzieć, że chce wracać do domu. Miała dość wrażeń na dziś. Choć z drugiej strony coś podpowiadało jej, żeby zostać i bawić się dobrze, porzucając wspomnienia z przed chwili. Gdyby nie Malfoy zapewne mężczyzna przedstawiający się jako Jack wykorzystałby ją gdzieś w toalecie albo w jakiejś ciemnej uliczce. Była naprawdę wdzięczna, że blondyn zareagował i ją wybawił. Równie dobrze mógłby odpuścić i olać sprawę albo obserwować jak brunet dobrze się bawi. Pokręciła głową, aby wyrzucić z niej takie głupie myślenie. Najważniejsze było to, że do tego nie doszło, bądź co bądź dzięki Malfoyowi. Nie wiedziała co nią kierowało, kiedy dała mu buziaka, ale to zrobiła, choć już po chwili tego żałowała, dlatego też szybko uciekła. Jak zwykły tchórz…
Zobaczyła Natalie siedzącą przy barze, więc od razu skierowała tam kroki. Blondynka flirtowała z barmanem uśmiechając się do niego zalotnie.
- Natalie…- zaczęła Hermiona kładąc jej rękę na ramieniu. Kobieta odwróciła się, wstała i przytuliła sąsiadkę.
- Boże! Herm ja widziałam tę akcje! Ten facet naprawdę chciał się zgwałcić?! Całe szczęście, że był ten blondyn, to chyba jakiś ochroniarz, nie? Miał nosa skubany! Tak wybiegłaś za nimi, jak ten bodyguart go wyprowadził! Obił mu mordę? Należało się sukinsynowi! – paplała Natalie gestykulując przy tym rękoma. Widać, że bardzo się przejęła.
- Ta, wyczułam tam coś. Bardzo możliwe, że to była tabletka. Ten ochroniarz to mój kolega ze szkoły, nie spodziewałam się go tutaj. Wyprowadził go i go pobił, był zły, ale na szczęście nic poważnego się mu nie stało. Chyba chciałabym już wrócić do domu, za dużo wrażeń jak dla mnie – powiedziała Hermiona łapiąc się skroń, która nagle zaczęła ją boleć.
- No coś Ty! Tym bardziej musisz zostać. Nie powinnaś wracać sama do domu, to trochę niebezpieczne. Napij się drinka, potańcz i wyleci ci z głowy ta niemiła sytuacja – stwierdziła blondynka i podała jej drinka, którego przygotował dla niej barman. – Słuchaj, ten barman to super facet! Chyba się zakochałam! Matt kończy pracę za godzinę i jadę do niego. Odwieziemy Cię. On jest cudowny – powiedziała do ucha szatynki niezwykle podekscytowana.
Hermiona zastanawiała się co ma zrobić. Z jednej strony wolała być już w domu, ale z drugiej chciała zostać. Rzadko kiedy wychodziła z domu. Może powinna rzeczywiście przestać myśleć i po prostu bawić się dobrze?
- Dobra, zostaję – powiedziała do Natalie, a ta wręcz podskoczyła z radości. Kobiety usiadły przy barze i wypiły spore łyki swoich drinków.
Kobiety poszły na chwilę na parkiet, jednak były maksymalnie ostrożne. Piły tylko świeże drinki zrobione przez Matta, który rzeczywiście okazał się być super facetem! Nie wychodziły z obcymi i raczej z nimi nie tańczyły. Bawiły się we dwie i tak byłoby im dobrze i ostrożnie. Kiedy kroki skierowały do baru, aby napić się kolejnego drinka, Hermiona powiedziała, że musi iść do toalety. Natalie chciała iść z nią, ale szatynka stwierdziła, że w tym miejscu nikt jej nie zaatakuje.
Przeszła przez parkiet i doszła do długiej kolejki do WC. Jak widać nie tylko ona musiała iść teraz za potrzebą. Zdziwiła się, kiedy usłyszała za sobą znajome głosy.
- Blaise poczekasz na mnie w loży? Tylko skoczę siku i przypudrować nosek – to była Parkinson. A więc Malfoy był razem z nimi. – OOOO Granger!
- Cześć Parkinson – powiedziała Hermiona odwracając się w jej kierunku. Była Ślizgonka wyglądała zjawiskowo!
- Widziałam tę akcję na parkiecie. Nic ci się nie stało? – zapytała Parkinson, co bardzo zdziwiło Hermione. Czyżby była taka pijana, że nie wie co mówi?
- Nie, na szczęście nie. Malfoy pojawił się w porę – odpowiedziała i przeszła krok do przodu, bo kolejka się skróciła nieco.
- Tak. Mówił nam, że go pobił. To straszne. Nie wiem jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji. To bardzo uwłaczające kobiecie… przykro mi. Na szczęście Draco zareagował. Ciekawe skąd wiedział co ten typ knuje. A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego w nowym roku Granger! – powiedziała i uśmiechnęła się, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów. O CO JEJ CHODZI?????
- Parkinson, o co Ci chodzi? W co ty pogrywasz? Gdzieś jest jakaś ukryta kamera? – zadała pytania i rozejrzała się naokoło, czy rzeczywiście nie stoją gdzieś Zabini i Malfoy. Parkinson była nieprawdopodobnie miła, co nie było do niej podobne.
- W nic nie pogrywam. Słuchaj… ocaliłaś życie ciotki Cyzi, nie zapomnimy ci tego nigdy, ani ja, ani Blaise ani Malfoyowie. To dobry moment, żeby zakopać topór wojenny – stwierdziła i na potwierdzenie tych słów podała jej rękę. Hermiona długo wahała się czy odwzajemnić gest, jednak uznała, że słowa Parkinson są szczere i oddała uścisk dłoni. – Słuchaj Granger mam sprawę.
- Wiedziałam, że Ślizgoni nie robią nic bezinteresownie – warknęła Hermiona nie wierząc w swoją głupotę. Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że Ślizgoni to przebrzydłe gnidy, które nigdy się nie zmieniają.
- Nie, posłuchaj to inna sprawa. Potrzebuję dość pilnej konsultacji medycznej. Tylko o to mi chodzi. Pomogłaś Cyzi, więc mi też na pewno pomożesz. Proszę cię… potrzebuję kogoś dobrego i dyskretnego. Draco ci zaufał, więc ja też mogę. Czy mogłabym jutro przyjść do ciebie? Wiem, że masz wolne, ale to naprawdę pilne – powiedziała cicho lekko się przy tym rumieniąc. Hermiona zgodziła się, bo czuła, że ta sprawa jest dość poważna, skoro prosi o pomoc właśnie nią.

~*~

Draco siedział na skórzanej kanapie popijając whisky z grubej szklanki. Muzyka dudniła mu w uszach i mógł przysiąc, że była jeszcze głośniejsza niż przed wyjściem z klubu.
Denerwowało go to już. Skronie powoli zaczęły pulsować sprawiając mu ból, więc odstawił szklankę na stolik i delikatnie masował bolące miejsce. Czekali tylko na Pansy, aby stąd iść. Cała trójka miała już dosyć tego miejsca, które zdecydowanie straciło w ich oczach. Tabasco wydawało się być porządnym lokalem, była selekcja, nie wpuszczali byle kogo, a tu jednak… No cóż, to przecież tylko jakiś mugolski klub w Londynie. W ciągu tygodnia otwiera się co najmniej kilka nowych, więc nie będzie problemu w znalezieniu nowego. Blondyn rozejrzał się po parkiecie oraz po barze i doszedł do wniosku, że nie tylko oni mają takie odczucia co do klubu. Przed tą całą akcją był tłum ludzi, a teraz? Na parkiecie było może z 60 osób, przy barze może dziesięć. Przed północą ciężko było się przebić na parkiet.
Kiedy pojawiła się Pansy cała trójka zebrała się do wyjścia. Nie mieli ochoty siedzieć tutaj ani minuty dłużej. Przeszli przez parkiet i wyszli przed budynek. Musieli znaleźć jakąś ciemną uliczkę, aby teleportować się do kawalerki Blaise’a i Pansy, gdzie mieli dalej świętować Nowy Rok. Idąc usłyszeli znajomy śmiech i rozejrzeli się w poszukiwaniu osoby, do której należał. Hermiona Granger wsiadała właśnie do samochodu, a jakiś mężczyzna otwierał jej drzwi. Draco poznał go od razu, to barman klubu – Matt – odjeżdżał właśnie z parkingu. Czyżby Granger była na tyle zdesperowana, że szuka miłości u barmana z jakiegoś pospolitego klubu? A co mnie to obchodzi – skarcił się w myślach blondyn i udał się za przyjaciółmi w uliczkę, skąd magicznie przenieśli się do mieszkania narzeczonych.

Draco obudził się z wielkim bólem głowy. Może w klubie nie pił za dużo, ale u Pansy i Blaise’a poszedł w tango. Nawet nie pamiętał jak dostał się do swojego domu. Ostatnie co pamiętał, to kłótnia z Pansy o to, że według niej za dużo wypił. Denerwowało go, kiedy ktoś rządził się jego życiem, rozkazywał mu lub upominał. Miał tego wystarczająco dużo w młodości. Teraz nie pozwalał nikomu, aby mu nakazywał. W pracy był sam sobie szefem i miał pod sobą ludzi. Zdanie Ministra Magii raczej go nie obchodziło, bo to on znał się za swoim fachu i to mu wystarczyło. Matka wiedziała, że jej syn nienawidzi rozkazywania, więc w razie czego proponowała tylko inne rozwiązanie, ale nigdy nie powiedziała masz, musisz, zrób. Bardzo w niej to cenił. A Pans? Mimo tego, że doskonale wiedziała, że tak do niego po prostu nie można, to i tak zrobiła. Dlatego też Draco wypił jeszcze więcej i odcięło mu film. Musiał przyznać w duchu, że Pansy miała troszeczkę, ciupkę, minimalnie racji, kiedy powiedziała mu, że ma skończyć pić. Może, gdyby powiedziała to inaczej, to dzisiaj nie przeżywałby takich katuszy?
- Timek! – zawołał trzymając się za bolące skronie. Od tych myśli głowa rozbolała go jeszcze bardziej. Czuł jakby za chwilę miała pęknąć.
- Panicz wzywał – pisnął skrzat domowy, który pojawił się niemal od razu. Ukłonił się nisko i poprawił swoje ubranie. Jego oczy patrzyły na Dracona ze współczuciem, co utwierdziło tylko blondyna, że wygląda tak jak się czuje – fatalnie.
- Błagam przynieś mi eliksir na kaca – prosił odchylając głowę do tyłu i zaciskając mocno powieki. Ból z każdą sekundą zwiększał się. Usłyszał najpierw jedno pstryknięcie, a po kilku sekundach drugie. Odwrócił się do okna i otworzył oczy. Timek stał z małą fiolką eliksiru na kaca oraz szklanką wody z cytryną. Blondyn od razu wziął do ręki buteleczkę, otworzył ją i wypił jednym łykiem. Ból momentalnie ustąpił, a w jego przełyku zrobiło się przyjemnie ciepło. Wypił też drugą szklankę z napojem, a skrzat zniknął.
Draco wstał z łóżka i odsunął zasłony. Pogoda za oknem była obrzydliwa. Po śniegu nie było nawet śladu, zamiast białych płatków z nieba leciał deszcz. Na drodze od bramy do garażu było błoto i ogromne kałuże. Nic nie zachęcało, aby opuścić ciepłe łóżko, ale musiał udać się do mamy do szpitala. Spojrzał z tęsknotą na łoże i udał się do łazienki, gdzie zrobił całą poranną toaletę, potem ubrał się, zjadł śniadanie i teleportował się do św. Munga.
Nie obdarzając nikogo spojrzeniem udał się do windy i wjechał na szóste piętro. Zmierzwił swoje włosy i kiedy usłyszał kobiecy głos, który poinformował go, że jest już na odpowiednim piętrze wyszedł, gdy tylko otworzyły się drzwi i udał się do sali, gdzie leżała jego matka. A przynajmniej leżała do tej pory. Łóżko na którym była jeszcze wczoraj, było dokładnie zaścielone. Podszedł do szafki obok łóżka i otworzył ją. W środku nie było ani jednej rzeczy należącej do jego matki. Zaczął panikować, choć jego twarz nie wyrażała nic. Wyszedł na korytarz gdzie złapał za łokieć i odwrócił jakiegoś magomedyka, który przed chwilą minął salę, gdzie znajdował się Draco. Siwiejący mężczyzna spojrzał na niego ze zdziwieniem i wyciągnął z kitla różdżkę, którą wycelował w blondyna.
- Gdzie moja matka? – zapytał chłodnym tonem. W swojej głowie obwiniał się, że go nie było, że poszedł na tę chorą imprezę, zamiast siedzieć przy niej. Przecież nie mógł jej stracić, była jedyną osobą, którą kochał, którą miał.
- Dzień dobry. Pańska matka jest w sali 13. Przenieśliśmy ją z sali po zabiegowej do normalnej sali dziś rano. Minęły dwa dni od obudzenia, więc procedury nam na to pozwalały – poinformował magomedyk uprzednio chowając różdżkę.
- Dlaczego nikt mnie nie poinformował o tym? Myślałem, że moja matka… - zaczął i poprawił włosy. Naprawdę obawiał się, że umarła, ale przecież nie mogła.
- Właśnie pana poinformowałem. A teraz przepraszam, ale pacjenci wzywają – powiedział uzdrowiciel i skinął głową, po czym szybkim krokiem udał się w kierunku sali operacyjnej. Draco zdjął z siebie płaszcz i odwiesił go na wieszak, który znajdował się po środku korytarza. Sala, w której teraz leżała Narcyza znajdowała się dwie sale od gabinetu Granger.
Jego myśli na chwilę skierowały się w stronę ordynator oddziału. Wczoraj pomógł jej, tak jak każdej kobiecie. Ale musiał przyznać, że wyglądała zjawiskowo. Nie wyobrażał sobie, że pod tym białym fartuchem, w którym ostatnio ją widywał, może się kryć takie ciało. Tańczyła tak zmysłowo, że budziła w nim takie emocje, których nie umiał nazwać. Pożądanie? Być może. Olewała każdego faceta, który chciał z nią tańczyć. Wydawało się, że myśli, iż na parkiecie jest sama, poruszała się w rytm tego, co czuła. Uspokój się, to tylko Granger – upomniał się w myślach i wszedł do sali 13.
Narcyza była sama w pokoju, pomimo tego, że były w sali były jeszcze trzy łóżka. Blondynka leżała najbliżej okna i wpatrywała się w sufit. Nawet nie usłyszała jak wszedł jej syn. Draco podszedł do łóżka i chrząknął, na co matka na niego spojrzała i uśmiechnęła się lekko.
- Myślałam, że dziś nie przyjdziesz – stwierdziła Narcyza i delikatnie podniosła się do pozycji siedzącej. Na jej twarzy było widać grymas bólu, który chyba chciała przed nim ukryć.
- Boli cię? – zapytał z troską i ucałował ją w dłoń na powitanie.
- Minimalnie Draco, ale podobno to normalne. Dlaczego tu jesteś? – spytała i wzięła do ręki kubek z sokiem dyniowym.
- A co miałem lepszego do roboty? – odpowiedział pytaniem na pytanie kpiąco. To nie była zbyt miła odpowiedź, ale pytanie nie było zbyt mądre. Przecież to jego matka, jak mógłby do niej nie przyjść? – Granger była? Mówiłaś jej o tym bólu?
- Nie Draco, nie było jej. Dzisiaj Nowy Rok, ona ma wolne, więc po co miała tu przychodzić? – zapytała, a Malfoy w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.

~*~

Hermiona w tym czasie jadła obiad. W końcu było już po 14. Była na dziś umówiona z Pansy Parkinson na jakąś konsultację medyczną. Miała być na 15 w gabinecie, więc nie miała zbyt dużo czasu. Po wczorajszej imprezie wróciła do domu. Matt i Natalie odwieźli ją do domu, a nawet odprowadzi pod same drzwi, by potem pożegnać się z nią i pojechali do barmana. Szatynka czuła się dzisiaj wyjątkowo dobrze, biorąc pod uwagę ilość alkoholu jakiej wypiła w nocy. Procenty musiały wyparować z niej, kiedy tańczyła. Ten klub wcale nie był taki fajny jak mówiła o nim jej sąsiadka. Jedyny pozytyw z tego wyjścia był taki, że Natalie poznała Matta, żadnego innego nie widziała. Muzyka była stanowczo za głośna, mężczyźni zbyt nachalni i obleśni, sala nie była jakaś nad wyraz duża, no i ten Jack. Z perspektywy czasu uznała się za idiotkę. Gdyby nie Malfoy to naprawdę napiłaby się tego cholernego drinka i jakby skończyła? W toalecie albo w jakimś ohydnym zaułku. Na całe szczęście Merlin był dla niej niezwykle łaskawy i posłał Malfoya na pomoc. Skarciła się w myślach po raz kolejny przypominając sobie swój idiotyczny występek – buziak w policzek. Była durna. Żałowała tego jak niczego innego w swoim życiu. Zapewne jak tylko on ją zobaczy, to każe jej płacić za jakieś szorowanie jego nieskazitelnej, blade twarzy. Poza tym musi coś wymyśleć z jego kurtką, która teraz wisiała na krześle w salonie. Dał ją jej, kiedy widział, że marznie ratując życie tego cholernego dupka, którego drugi cholerny dupek pobił.
- Faceci to dupki! – podsumowała, na co Krzywołap siedzący obok niej, jakby zrozumiał co mówiła, bo wbił jej w nogę pazurki, po czym zeskoczył z kanapy i wyszedł z salonu. – Krzywołapku, ty się nie zaliczasz do ich grona – rzuciła w powietrze. Wstała i zabierając talerz udała się do kuchni, gdzie szybko zmyła naczynia i posprzątała po gotowaniu.
Szybkim krokiem przeszła do sypialni, gdzie podeszła do szafy i ubrała się. Włosy spięła w wysokiego kucyka, a w szlufki jeansów włożyła pasek, bo w ciągu ostatnich kilku miesięcy schudła trzy kilo i spodnie spadały z niej. Poprawiła gruby, szary sweter i udała się do przedpokoju, gdzie ubrała swój płaszcz, płaskie botki, szalik, czapkę i rękawiczki. Do torebki włożyła różdżkę oraz portfel i poszła do szpitala, wcześniej zamykając drzwi do mieszkania. Deszcz padał tak mocno, że kiedy po pięciu minutach była już za manekinem w opuszczonym domu handlowym, była cała mokra. W windzie wyciągnęła różdżkę i wysuszyła strój zaklęciem. Swoje kroki skierowała od razu do swojego gabinetu, gdzie zdjęła odzież wierzchnią i założyła biały kitel, a na szyi przewiesiła stetoskop. Podeszła do okna, gdzie odsłoniła żaluzje, choć to niewiele dało. W gabinecie wciąż było ciemno, zatem zapaliła światło. Zerknęła na biurko, na którym złożone były papiery z ostatnich dwóch dni. Szybko przejrzała je i popodpisywała w odpowiednich miejscach, po czym zaklęciem wysłała je do magomedyków oraz do pokoju, gdzie przechowywali dokumentację medyczną pacjentów.
Po kilku minutach usłyszała pukanie do drzwi. Poprawiła leżące na biurku teczki i głośnym „proszę” zaprosiła do gabinetu. Po chwili naprzeciw niej siedziała Pansy Parkinson z niezbyt wesołą miną.
- Cześć Granger – przywitała się była Ślizgonka i położyła na kolanach swoją torebkę.
- Pomińmy milutkie słówka. O co chodzi? – przeszła od razu do rzeczy Hermiona, podziwiając się za swój stanowczy i chłodny ton. Do końca nie ufała tej kobiecie, nie wiedziała, czego może od niej chcieć.
- Potrzebuję pewnej pomocy. Wydaje mi się, że coś się ze mną dzieje i bardzo mnie to niepokoi. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek dowiedział się, że tutaj byłam, Blaise nic nie wie, Draco też nie, zatem proszę cię o dyskrecję – powiedziała spokojnie, choć nerwowe gniecenie paska torebki zdradziło, że czymś się denerwuje.
- Nie no co Ty! Przecież z Malfoyem i Zabinim rozmawiam popijając poranną kawkę – zakpiła, jednak po chwili uspokoiła się i dodała : - Zatem co się dzieje?
- Od dłuższego czasu jestem cały czas zmęczona – zaczęła Parkinson, a Hermiona wszystko zapisywała starannie piórem na kartce, aby potem móc wyciągnąć wnioski – często chodzę do toalety, bardzo boli mnie głowa, a kiedy wstaję mam nudności, choć nie mogę zwymiotować. Mam taki apetyt, że aż przytyłam dwa kilo i nie mam już płaskiego brzucha, pomimo tego, że raczej dużo chodzę. No i też jak coś zjem, to mam straszną niestrawność i zgagę. Boję się, że to może być coś z wątrobą, żołądkiem. Trochę czytałam o objawach w książkach i podejrzewam, że to może być jakiś nowotwór – z każdym słowem kobieta mówiła coraz ciszej, a Hermiona przyglądała się jej z uwagą, nieustannie zapisując każdą ważną rzecz.
- Czy poprawnie miesiączkujesz? – zapytała szatynka i spojrzała na nią badawczo. Pansy lekko się zarumieniła i kiwnęła przecząco głową.
- Od jakiś dwóch miesięcy nie mam miesiączki, ale to pewnie przez to przemęczenie, zdarzało mi się to już wcześniej – odpowiedziała i zaklęciem przywołała do siebie szklankę z wodą. Z nerwów zaschło jej w gardle. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie o swoim zdrowiu opowiadała Granger.
- Rozumiem, że współżyjesz z Zabinim? – spytała, na co Parkinson zarumieniła się jeszcze bardziej i kiwnęła twierdząco głową. – Masz trochę czasu? Zrobiłybyśmy badanie teraz, muszę się upewnić, czy mam rację.
- Mam, ale co to może być? To rak? – nerwowo odstawiła szklankę na biurko, niemal jej nie przewracając. Po rumieńcach na jej twarzy nie było już śladu, teraz była blada jak ściana.
- Powiem ci dopiero jak będę pewna. Poczekaj tu chwilkę, ja pójdę zobaczyć, czy sala na badanie jest wolna – stwierdziła i wyszła z gabinetu, nie czekając na odpowiedź. Szybkim krokiem udała się do sali zabiegowej i zapukała w drzwi. Kiedy odpowiedziała jej cisza otworzyła drzwi i zobaczyła, że pokój jest pusty. Wróciła do gabinetu, gdzie poprosiła Parkinson ze sobą.
- Draco jest u swojej mamy. Czy mogłabyś nie wiem… stanąć na czatach, żeby mnie nie zobaczył? Jak tylko się dowie, to powie to Blaise’owi, a on będzie się martwił – poprosiła Pansy, na co Hermiona lekko się uśmiechnęła, ale wysłuchała prośby i stanęła krok przed drzwiami, które prowadziły do sali, gdzie leżała Narcyza. W razie czego kazałaby Malfoyowi zostać przez chwilę w pokoju, by Parkinson mogła spokojnie dojść. Jednak okazało się być to zbyteczne.
Hermiona poszła do sali gdzie czekała na nią Pansy. Zamknęła drzwi i rzuciła na nie zaklęcie, aby nikt nie mógł wejść. Nie chciała, aby jakiś niepowołany gość wszedł, gdy będzie robiła badania. Dyskrecja to jej drugie, a w zasadzie trzecie imię.
- Połóż się proszę tutaj – wskazała ręką na kozetkę, a sama przyciągnęła sprzęt, który włączyła. – Teraz proszę rozepnij guzik w spodniach, zsuń je lekko oraz podnieś bluzkę trochę do góry, żebym mogła zrobić ci USG. Zobaczymy jak ta twoja wątroba i żołądek – powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się. Kiedy Pansy wykonała to, o co ją prosiła, kontynuowała: - Tutaj mamy jakie coś jak ultradźwięki, które pomagają nam badać i obrazować tkanki, co pozwala nam na uzyskanie przekroju badanego obiektu z niezwykłą dokładnością. Teraz przyłożę głowicę do twojego brzucha i zobaczymy co tam jest. Tutaj – wskazała palcem na monitor – mamy obraz tego, co jest jakby dotykane przez tę głowicę. Poczujesz teraz zimno, bo żel niestety nie jest zbyt ciepły – do brzucha przystawiła głowicę nasmarowaną żelem, na co Parkinson wzdrygnęła się. Hermiona obserwowała dokładnie obraz, który widziała w monitorze, co jakiś czas robiąc zdjęcia, tego co widziała. – Wątroba czysta, płuca czyste, trzustka w porządku, wyrostek w porządku, śledziona nie powiększona, żołądek bez żadnych zmian.
- To co to może być? – zapytała Pansy patrząc na monitor, choć poza czymś czarnym i szarym nic nie widziała.
- Widzisz to? – spytała Hermiona wskazując na monitorze coś palcem.
- To guz? – Pansy jeżeli to możliwe jeszcze bardziej zbladła.
- Nie Pansy, to dziecko. Jesteś w ciąży – poinformowała Hermiona i uśmiechnęła się szeroko. Kobieta leżąca na kozetce była przerażona, otwierała i zamykała usta nie wiedząc co powiedzieć.

5 komentarzy:

  1. Kiedy nowa część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj.
      Niestety sesja na studiach pokrzyżowała moje plany i zamiast pisać rozdziały, ja uczę się do egzaminów... Rozdział pojawi się najpóźniej 20 czerwca. Mam taką nadzieję.
      Bardzo przepraszam,
      Pozdrawiam
      Leksia

      Usuń
    2. Jak sesja?

      Usuń
    3. Sesja zdana! <3 A nowy rozdział już jest <3

      Usuń