Blondyn
momentalnie przestał i spojrzał na nią. Jej makijaż był rozmazany, oczy były
pełne lęku. Splunął na bruneta i odsunął się od niego. Hermiona podeszła do
mężczyzny, który chciał jej podać pigułkę gwałtu i zbadała jego puls oraz czy
oddycha. Na szczęście żył, choć był nieprzytomny.
Malfoy stał
przez chwilę obok chcąc się uspokoić i obserwował szatynkę, które kucała przy
tym dupku. Mimo tego, co tamten chciał jej zrobić, ona chciała mu pomóc.
Niedowierzał w to.
- Malfoy
rozejrzyj się, czy nikogo nie ma – powiedziała szeptem, lecz ją usłyszał.
Kobieta grzebała w swojej torebce, która była niezwykle mała, a jednak włożyła
tam rękę aż do łokcia. Blondyn posłusznie rozejrzał się naokoło.
- Nikogo nie
ma – stwierdził. Włożył ręce do kieszeni spodni obserwując kobietę, która
wyciągnęła różdżkę i zaczęła wymawiać jakieś zaklęcia, aby poważniejsze rany
mężczyzny się zagoiły. Patrzył na nią i widział jak trzęsie się z zimna.
Niewiele myśląc ściągnął z siebie skórzaną kurtkę i założył jej na ramiona.
Szatynka podniosła głowę i uśmiechnęła się nieco w geście podziękowania. Kiedy
brunet się obudził, Hermiona wypowiedziała zaklęcie: - Obliviate – aby
brunet zapomniał o tym, że widział różdżkę oraz magię. Na koniec pomogła mu się
podnieść, lecz kiedy odchodziła strzeliła mu jeszcze z liścia w twarz, za to,
co chciał jej zrobić.
Odeszła bez
słowa, w torbie szukała chusteczek, aby usunąć rozmazane ślady po makijażu.
Słyszała, że Malfoy idzie za nią. Kiedy wyszli na ulicę niedaleko klubu kobieta
przystanęła i odwróciła się do niego. Draco prawie na nią wpadł, kiedy stanęła
nagle. Patrzyli sobie głęboko w oczy.
- Dziękuję
Ci Malfoy – powiedziała Hermiona szczerze. Jej oczy ciągle były wystraszone.
- Granger
nie zrobiłem tego dla ciebie, nie schlebiaj sobie. Zachowałem się tak jak
powinienem – odpowiedział spokojnie wciąż na nią patrząc. Ma ładne oczy.
-
Wiedziałam, że jesteś dobrym człowiekiem – powiedziała to niemal szeptem. Jej
oczy wypełniły łzy.
Ich głębokie
spojrzenia przerwały głośne fajerwerki i wesołe okrzyki dochodzące z każdej
strony. Spojrzeli na niebo, które rozjaśniło się kolorowymi wystrzałami. Było
pięknie.
-
Wszystkiego co najlepsze w nowym roku Granger – życzył odwracając się do niej.
Ręce trzymał w kieszeni spodni i uśmiechał się. Tak Draco Malfoy właśnie
uśmiechnął się do niej szczerze! Nieprawdopodobne.
-
Wszystkiego co najlepsze, Malfoy – powiedziała i pozwoliła sobie złożyć na jego
policzku krótki pocałunek, choć sama nie wiedziała czemu. Od razu po tym odwróciła
się i poszła z powrotem do klubu. A Draco stał w miejscu jak słup soli. Po
chwili swoją dłonią dotknął miejsca, gdzie Granger go pocałowała i jakby ją
wygładził. Był w szoku, w ciężkim szoku.
Stał i
obserwował jak szatynka znika za podwójnymi, szklanymi drzwiami z szyldem klubu
Tabasco. Zachował się tak jak powinien każdy mężczyzna. Nie chodziło tu
w żadnym wypadku o Granger. To normalne, bo przecież żadna kobieta nie
zasługiwała na gwałt. Gdyby nie było tam Granger, to chyba rzeczywiście by go
zabił. Nie szanował idiotów, którzy nie potrafią zbajerować dziewczyny i
wysługują się tabletkami, aby je „zaliczyć”. Draco nie miał tego problemu, miał
pewien dar, że kobiety same do niego lgnęły jak muchy do lepu. Wiedział jak
podejść dziewczynę, żeby oddała mu się w 100%, a to przecież nie był gwałt,
tylko świadome podejście do sprawy. To zupełnie inny czyn. A z resztą… Brunet dostał za swoje. Nie przerwałby gdyby
nie głos Granger, błaganie i ten głośny szloch. Była przerażona, a on przez to
się uspokoił. Coś w nim nie chciało, żeby szatynka płakała i się bała. Dlatego
przerwał. Potem patrzył jak uzdrawia faceta, który chciał ją zgwałcić. Ona była
ponad ten czyn, którego chciał dokonać. Kiedy stan mężczyzny znacznie się
poprawił, uderzyła go w policzek, na co Draco chciał wybuchnąć śmiechem. A
jednak! Dostał za swoje też od niej. Potem mu podziękowała, to było miłe, choć
wcale nie musiała tego robić. I musiał przyznać, że północ, przywitanie Nowego
Roku było inne niż do tej pory. Nigdy nie spodziewał się, że pierwszą osobą,
którą zobaczy w nowym roku to będzie Granger, że to jej pierwszej złoży
życzenia. No i ten buziak w policzek, do tej pory czuł jakby miejsce, gdzie
złożyła usta wypalało jego skórę. To było niespodziewane. Sam nie wiedział co o
tym myśleć.
Z rozmyślań
wyrwało go zimno, które poczuł. Stał w samej koszulce, bo kurtkę oddał Granger.
Przeczesał palcami włosy i udał się do klubu. Musiał znaleźć przyjaciół i
Granger, która chodziła w jego kurtce.
Hermiona
weszła do lokalu i rozejrzała się po parkiecie. Szukała Natalie, żeby jej
powiedzieć, że chce wracać do domu. Miała dość wrażeń na dziś. Choć z drugiej
strony coś podpowiadało jej, żeby zostać i bawić się dobrze, porzucając
wspomnienia z przed chwili. Gdyby nie Malfoy zapewne mężczyzna przedstawiający
się jako Jack wykorzystałby ją gdzieś w toalecie albo w jakiejś ciemnej
uliczce. Była naprawdę wdzięczna, że blondyn zareagował i ją wybawił. Równie
dobrze mógłby odpuścić i olać sprawę albo obserwować jak brunet dobrze się
bawi. Pokręciła głową, aby wyrzucić z niej takie głupie myślenie. Najważniejsze
było to, że do tego nie doszło, bądź co bądź dzięki Malfoyowi. Nie wiedziała co
nią kierowało, kiedy dała mu buziaka, ale to zrobiła, choć już po chwili tego
żałowała, dlatego też szybko uciekła. Jak zwykły tchórz…
Zobaczyła
Natalie siedzącą przy barze, więc od razu skierowała tam kroki. Blondynka
flirtowała z barmanem uśmiechając się do niego zalotnie.
- Natalie…-
zaczęła Hermiona kładąc jej rękę na ramieniu. Kobieta odwróciła się, wstała i
przytuliła sąsiadkę.
- Boże! Herm
ja widziałam tę akcje! Ten facet naprawdę chciał się zgwałcić?! Całe szczęście,
że był ten blondyn, to chyba jakiś ochroniarz, nie? Miał nosa skubany! Tak
wybiegłaś za nimi, jak ten bodyguart go wyprowadził! Obił mu mordę? Należało
się sukinsynowi! – paplała Natalie gestykulując przy tym rękoma. Widać, że
bardzo się przejęła.
- Ta,
wyczułam tam coś. Bardzo możliwe, że to była tabletka. Ten ochroniarz to mój
kolega ze szkoły, nie spodziewałam się go tutaj. Wyprowadził go i go pobił, był
zły, ale na szczęście nic poważnego się mu nie stało. Chyba chciałabym już
wrócić do domu, za dużo wrażeń jak dla mnie – powiedziała Hermiona łapiąc się
skroń, która nagle zaczęła ją boleć.
- No coś Ty!
Tym bardziej musisz zostać. Nie powinnaś wracać sama do domu, to trochę
niebezpieczne. Napij się drinka, potańcz i wyleci ci z głowy ta niemiła
sytuacja – stwierdziła blondynka i podała jej drinka, którego przygotował dla
niej barman. – Słuchaj, ten barman to super facet! Chyba się zakochałam! Matt
kończy pracę za godzinę i jadę do niego. Odwieziemy Cię. On jest cudowny –
powiedziała do ucha szatynki niezwykle podekscytowana.
Hermiona
zastanawiała się co ma zrobić. Z jednej strony wolała być już w domu, ale z
drugiej chciała zostać. Rzadko kiedy wychodziła z domu. Może powinna
rzeczywiście przestać myśleć i po prostu bawić się dobrze?
- Dobra,
zostaję – powiedziała do Natalie, a ta wręcz podskoczyła z radości. Kobiety
usiadły przy barze i wypiły spore łyki swoich drinków.
Kobiety
poszły na chwilę na parkiet, jednak były maksymalnie ostrożne. Piły tylko
świeże drinki zrobione przez Matta, który rzeczywiście okazał się być super
facetem! Nie wychodziły z obcymi i raczej z nimi nie tańczyły. Bawiły się we
dwie i tak byłoby im dobrze i ostrożnie. Kiedy kroki skierowały do baru, aby
napić się kolejnego drinka, Hermiona powiedziała, że musi iść do toalety.
Natalie chciała iść z nią, ale szatynka stwierdziła, że w tym miejscu nikt jej
nie zaatakuje.
Przeszła
przez parkiet i doszła do długiej kolejki do WC. Jak widać nie tylko ona
musiała iść teraz za potrzebą. Zdziwiła się, kiedy usłyszała za sobą znajome
głosy.
- Blaise
poczekasz na mnie w loży? Tylko skoczę siku i przypudrować nosek – to była
Parkinson. A więc Malfoy był razem z nimi. – OOOO Granger!
- Cześć
Parkinson – powiedziała Hermiona odwracając się w jej kierunku. Była Ślizgonka
wyglądała zjawiskowo!
- Widziałam
tę akcję na parkiecie. Nic ci się nie stało? – zapytała Parkinson, co bardzo
zdziwiło Hermione. Czyżby była taka pijana, że nie wie co mówi?
- Nie, na
szczęście nie. Malfoy pojawił się w porę – odpowiedziała i przeszła krok do
przodu, bo kolejka się skróciła nieco.
- Tak. Mówił
nam, że go pobił. To straszne. Nie wiem jak ja bym się zachowała w takiej
sytuacji. To bardzo uwłaczające kobiecie… przykro mi. Na szczęście Draco
zareagował. Ciekawe skąd wiedział co ten typ knuje. A tak w ogóle to
wszystkiego najlepszego w nowym roku Granger! – powiedziała i uśmiechnęła się,
pokazując rząd śnieżnobiałych zębów. O CO JEJ CHODZI?????
- Parkinson,
o co Ci chodzi? W co ty pogrywasz? Gdzieś jest jakaś ukryta kamera? – zadała
pytania i rozejrzała się naokoło, czy rzeczywiście nie stoją gdzieś Zabini i
Malfoy. Parkinson była nieprawdopodobnie miła, co nie było do niej podobne.
- W nic nie pogrywam.
Słuchaj… ocaliłaś życie ciotki Cyzi, nie zapomnimy ci tego nigdy, ani ja, ani
Blaise ani Malfoyowie. To dobry moment, żeby zakopać topór wojenny –
stwierdziła i na potwierdzenie tych słów podała jej rękę. Hermiona długo wahała
się czy odwzajemnić gest, jednak uznała, że słowa Parkinson są szczere i oddała
uścisk dłoni. – Słuchaj Granger mam sprawę.
-
Wiedziałam, że Ślizgoni nie robią nic bezinteresownie – warknęła Hermiona nie
wierząc w swoją głupotę. Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że Ślizgoni to
przebrzydłe gnidy, które nigdy się nie zmieniają.
- Nie,
posłuchaj to inna sprawa. Potrzebuję dość pilnej konsultacji medycznej. Tylko o
to mi chodzi. Pomogłaś Cyzi, więc mi też na pewno pomożesz. Proszę cię…
potrzebuję kogoś dobrego i dyskretnego. Draco ci zaufał, więc ja też mogę. Czy
mogłabym jutro przyjść do ciebie? Wiem, że masz wolne, ale to naprawdę pilne –
powiedziała cicho lekko się przy tym rumieniąc. Hermiona zgodziła się, bo
czuła, że ta sprawa jest dość poważna, skoro prosi o pomoc właśnie nią.
~*~
Draco
siedział na skórzanej kanapie popijając whisky z grubej szklanki. Muzyka
dudniła mu w uszach i mógł przysiąc, że była jeszcze głośniejsza niż przed
wyjściem z klubu.
Denerwowało
go to już. Skronie powoli zaczęły pulsować sprawiając mu ból, więc odstawił
szklankę na stolik i delikatnie masował bolące miejsce. Czekali tylko na Pansy,
aby stąd iść. Cała trójka miała już dosyć tego miejsca, które zdecydowanie straciło
w ich oczach. Tabasco wydawało się być porządnym lokalem, była selekcja,
nie wpuszczali byle kogo, a tu jednak… No cóż, to przecież tylko jakiś mugolski
klub w Londynie. W ciągu tygodnia otwiera się co najmniej kilka nowych, więc
nie będzie problemu w znalezieniu nowego. Blondyn rozejrzał się po parkiecie
oraz po barze i doszedł do wniosku, że nie tylko oni mają takie odczucia co do
klubu. Przed tą całą akcją był tłum ludzi, a teraz? Na parkiecie było może z 60
osób, przy barze może dziesięć. Przed północą ciężko było się przebić na
parkiet.
Kiedy
pojawiła się Pansy cała trójka zebrała się do wyjścia. Nie mieli ochoty
siedzieć tutaj ani minuty dłużej. Przeszli przez parkiet i wyszli przed
budynek. Musieli znaleźć jakąś ciemną uliczkę, aby teleportować się do
kawalerki Blaise’a i Pansy, gdzie mieli dalej świętować Nowy Rok. Idąc
usłyszeli znajomy śmiech i rozejrzeli się w poszukiwaniu osoby, do której
należał. Hermiona Granger wsiadała właśnie do samochodu, a jakiś mężczyzna
otwierał jej drzwi. Draco poznał go od razu, to barman klubu – Matt – odjeżdżał
właśnie z parkingu. Czyżby Granger była na tyle zdesperowana, że szuka miłości
u barmana z jakiegoś pospolitego klubu? A co mnie to obchodzi – skarcił
się w myślach blondyn i udał się za przyjaciółmi w uliczkę, skąd magicznie
przenieśli się do mieszkania narzeczonych.
Draco
obudził się z wielkim bólem głowy. Może w klubie nie pił za dużo, ale u Pansy i
Blaise’a poszedł w tango. Nawet nie pamiętał jak dostał się do swojego domu.
Ostatnie co pamiętał, to kłótnia z Pansy o to, że według niej za dużo wypił.
Denerwowało go, kiedy ktoś rządził się jego życiem, rozkazywał mu lub upominał.
Miał tego wystarczająco dużo w młodości. Teraz nie pozwalał nikomu, aby mu
nakazywał. W pracy był sam sobie szefem i miał pod sobą ludzi. Zdanie Ministra
Magii raczej go nie obchodziło, bo to on znał się za swoim fachu i to mu
wystarczyło. Matka wiedziała, że jej syn nienawidzi rozkazywania, więc w razie
czego proponowała tylko inne rozwiązanie, ale nigdy nie powiedziała masz,
musisz, zrób. Bardzo w niej to cenił. A Pans? Mimo tego, że doskonale
wiedziała, że tak do niego po prostu nie można, to i tak zrobiła. Dlatego też
Draco wypił jeszcze więcej i odcięło mu film. Musiał przyznać w duchu, że Pansy
miała troszeczkę, ciupkę, minimalnie racji, kiedy powiedziała mu, że ma
skończyć pić. Może, gdyby powiedziała to inaczej, to dzisiaj nie przeżywałby
takich katuszy?
- Timek! –
zawołał trzymając się za bolące skronie. Od tych myśli głowa rozbolała go
jeszcze bardziej. Czuł jakby za chwilę miała pęknąć.
- Panicz
wzywał – pisnął skrzat domowy, który pojawił się niemal od razu. Ukłonił się
nisko i poprawił swoje ubranie. Jego oczy patrzyły na Dracona ze współczuciem,
co utwierdziło tylko blondyna, że wygląda tak jak się czuje – fatalnie.
- Błagam
przynieś mi eliksir na kaca – prosił odchylając głowę do tyłu i zaciskając mocno
powieki. Ból z każdą sekundą zwiększał się. Usłyszał najpierw jedno
pstryknięcie, a po kilku sekundach drugie. Odwrócił się do okna i otworzył
oczy. Timek stał z małą fiolką eliksiru na kaca oraz szklanką wody z cytryną.
Blondyn od razu wziął do ręki buteleczkę, otworzył ją i wypił jednym łykiem.
Ból momentalnie ustąpił, a w jego przełyku zrobiło się przyjemnie ciepło. Wypił
też drugą szklankę z napojem, a skrzat zniknął.
Draco wstał
z łóżka i odsunął zasłony. Pogoda za oknem była obrzydliwa. Po śniegu nie było
nawet śladu, zamiast białych płatków z nieba leciał deszcz. Na drodze od bramy
do garażu było błoto i ogromne kałuże. Nic nie zachęcało, aby opuścić ciepłe
łóżko, ale musiał udać się do mamy do szpitala. Spojrzał z tęsknotą na łoże i
udał się do łazienki, gdzie zrobił całą poranną toaletę, potem ubrał się, zjadł
śniadanie i teleportował się do św. Munga.
Nie
obdarzając nikogo spojrzeniem udał się do windy i wjechał na szóste piętro.
Zmierzwił swoje włosy i kiedy usłyszał kobiecy głos, który poinformował go, że
jest już na odpowiednim piętrze wyszedł, gdy tylko otworzyły się drzwi i udał
się do sali, gdzie leżała jego matka. A przynajmniej leżała do tej pory. Łóżko
na którym była jeszcze wczoraj, było dokładnie zaścielone. Podszedł do szafki
obok łóżka i otworzył ją. W środku nie było ani jednej rzeczy należącej do jego
matki. Zaczął panikować, choć jego twarz nie wyrażała nic. Wyszedł na korytarz gdzie
złapał za łokieć i odwrócił jakiegoś magomedyka, który przed chwilą minął salę,
gdzie znajdował się Draco. Siwiejący mężczyzna spojrzał na niego ze zdziwieniem
i wyciągnął z kitla różdżkę, którą wycelował w blondyna.
- Gdzie moja
matka? – zapytał chłodnym tonem. W swojej głowie obwiniał się, że go nie było,
że poszedł na tę chorą imprezę, zamiast siedzieć przy niej. Przecież nie mógł
jej stracić, była jedyną osobą, którą kochał, którą miał.
- Dzień
dobry. Pańska matka jest w sali 13. Przenieśliśmy ją z sali po zabiegowej do
normalnej sali dziś rano. Minęły dwa dni od obudzenia, więc procedury nam na to
pozwalały – poinformował magomedyk uprzednio chowając różdżkę.
- Dlaczego
nikt mnie nie poinformował o tym? Myślałem, że moja matka… - zaczął i poprawił
włosy. Naprawdę obawiał się, że umarła, ale przecież nie mogła.
- Właśnie
pana poinformowałem. A teraz przepraszam, ale pacjenci wzywają – powiedział
uzdrowiciel i skinął głową, po czym szybkim krokiem udał się w kierunku sali
operacyjnej. Draco zdjął z siebie płaszcz i odwiesił go na wieszak, który
znajdował się po środku korytarza. Sala, w której teraz leżała Narcyza
znajdowała się dwie sale od gabinetu Granger.
Jego myśli
na chwilę skierowały się w stronę ordynator oddziału. Wczoraj pomógł jej, tak
jak każdej kobiecie. Ale musiał przyznać, że wyglądała zjawiskowo. Nie
wyobrażał sobie, że pod tym białym fartuchem, w którym ostatnio ją widywał,
może się kryć takie ciało. Tańczyła tak zmysłowo, że budziła w nim takie
emocje, których nie umiał nazwać. Pożądanie? Być może. Olewała każdego faceta,
który chciał z nią tańczyć. Wydawało się, że myśli, iż na parkiecie jest sama,
poruszała się w rytm tego, co czuła. Uspokój się, to tylko Granger –
upomniał się w myślach i wszedł do sali 13.
Narcyza była
sama w pokoju, pomimo tego, że były w sali były jeszcze trzy łóżka. Blondynka
leżała najbliżej okna i wpatrywała się w sufit. Nawet nie usłyszała jak wszedł
jej syn. Draco podszedł do łóżka i chrząknął, na co matka na niego spojrzała i
uśmiechnęła się lekko.
- Myślałam,
że dziś nie przyjdziesz – stwierdziła Narcyza i delikatnie podniosła się do
pozycji siedzącej. Na jej twarzy było widać grymas bólu, który chyba chciała
przed nim ukryć.
- Boli cię?
– zapytał z troską i ucałował ją w dłoń na powitanie.
- Minimalnie
Draco, ale podobno to normalne. Dlaczego tu jesteś? – spytała i wzięła do ręki
kubek z sokiem dyniowym.
- A co
miałem lepszego do roboty? – odpowiedział pytaniem na pytanie kpiąco. To nie
była zbyt miła odpowiedź, ale pytanie nie było zbyt mądre. Przecież to jego
matka, jak mógłby do niej nie przyjść? – Granger była? Mówiłaś jej o tym bólu?
- Nie Draco,
nie było jej. Dzisiaj Nowy Rok, ona ma wolne, więc po co miała tu przychodzić?
– zapytała, a Malfoy w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.
~*~
Hermiona w
tym czasie jadła obiad. W końcu było już po 14. Była na dziś umówiona z Pansy
Parkinson na jakąś konsultację medyczną. Miała być na 15 w gabinecie, więc nie
miała zbyt dużo czasu. Po wczorajszej imprezie wróciła do domu. Matt i Natalie
odwieźli ją do domu, a nawet odprowadzi pod same drzwi, by potem pożegnać się z
nią i pojechali do barmana. Szatynka czuła się dzisiaj wyjątkowo dobrze, biorąc
pod uwagę ilość alkoholu jakiej wypiła w nocy. Procenty musiały wyparować z
niej, kiedy tańczyła. Ten klub wcale nie był taki fajny jak mówiła o nim jej
sąsiadka. Jedyny pozytyw z tego wyjścia był taki, że Natalie poznała Matta,
żadnego innego nie widziała. Muzyka była stanowczo za głośna, mężczyźni zbyt
nachalni i obleśni, sala nie była jakaś nad wyraz duża, no i ten Jack. Z
perspektywy czasu uznała się za idiotkę. Gdyby nie Malfoy to naprawdę napiłaby
się tego cholernego drinka i jakby skończyła? W toalecie albo w jakimś ohydnym
zaułku. Na całe szczęście Merlin był dla niej niezwykle łaskawy i posłał Malfoya
na pomoc. Skarciła się w myślach po raz kolejny przypominając sobie swój
idiotyczny występek – buziak w policzek. Była durna. Żałowała tego jak niczego
innego w swoim życiu. Zapewne jak tylko on ją zobaczy, to każe jej płacić za
jakieś szorowanie jego nieskazitelnej, blade twarzy. Poza tym musi coś wymyśleć
z jego kurtką, która teraz wisiała na krześle w salonie. Dał ją jej, kiedy
widział, że marznie ratując życie tego cholernego dupka, którego drugi cholerny
dupek pobił.
- Faceci to
dupki! – podsumowała, na co Krzywołap siedzący obok niej, jakby zrozumiał co
mówiła, bo wbił jej w nogę pazurki, po czym zeskoczył z kanapy i wyszedł z
salonu. – Krzywołapku, ty się nie zaliczasz do ich grona – rzuciła w powietrze.
Wstała i zabierając talerz udała się do kuchni, gdzie szybko zmyła naczynia i
posprzątała po gotowaniu.
Szybkim
krokiem przeszła do sypialni, gdzie podeszła do szafy i ubrała się. Włosy
spięła w wysokiego kucyka, a w szlufki jeansów włożyła pasek, bo w ciągu
ostatnich kilku miesięcy schudła trzy kilo i spodnie spadały z niej. Poprawiła
gruby, szary sweter i udała się do przedpokoju, gdzie ubrała swój płaszcz,
płaskie botki, szalik, czapkę i rękawiczki. Do torebki włożyła różdżkę oraz
portfel i poszła do szpitala, wcześniej zamykając drzwi do mieszkania. Deszcz
padał tak mocno, że kiedy po pięciu minutach była już za manekinem w
opuszczonym domu handlowym, była cała mokra. W windzie wyciągnęła różdżkę i
wysuszyła strój zaklęciem. Swoje kroki skierowała od razu do swojego gabinetu,
gdzie zdjęła odzież wierzchnią i założyła biały kitel, a na szyi przewiesiła
stetoskop. Podeszła do okna, gdzie odsłoniła żaluzje, choć to niewiele dało. W
gabinecie wciąż było ciemno, zatem zapaliła światło. Zerknęła na biurko, na
którym złożone były papiery z ostatnich dwóch dni. Szybko przejrzała je i
popodpisywała w odpowiednich miejscach, po czym zaklęciem wysłała je do
magomedyków oraz do pokoju, gdzie przechowywali dokumentację medyczną
pacjentów.
Po kilku
minutach usłyszała pukanie do drzwi. Poprawiła leżące na biurku teczki i
głośnym „proszę” zaprosiła do gabinetu. Po chwili naprzeciw niej siedziała
Pansy Parkinson z niezbyt wesołą miną.
- Cześć
Granger – przywitała się była Ślizgonka i położyła na kolanach swoją torebkę.
- Pomińmy
milutkie słówka. O co chodzi? – przeszła od razu do rzeczy Hermiona, podziwiając
się za swój stanowczy i chłodny ton. Do końca nie ufała tej kobiecie, nie
wiedziała, czego może od niej chcieć.
- Potrzebuję
pewnej pomocy. Wydaje mi się, że coś się ze mną dzieje i bardzo mnie to
niepokoi. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek dowiedział się, że tutaj byłam,
Blaise nic nie wie, Draco też nie, zatem proszę cię o dyskrecję – powiedziała
spokojnie, choć nerwowe gniecenie paska torebki zdradziło, że czymś się
denerwuje.
- Nie no co
Ty! Przecież z Malfoyem i Zabinim rozmawiam popijając poranną kawkę – zakpiła,
jednak po chwili uspokoiła się i dodała : - Zatem co się dzieje?
- Od
dłuższego czasu jestem cały czas zmęczona – zaczęła Parkinson, a Hermiona
wszystko zapisywała starannie piórem na kartce, aby potem móc wyciągnąć wnioski
– często chodzę do toalety, bardzo boli mnie głowa, a kiedy wstaję mam
nudności, choć nie mogę zwymiotować. Mam taki apetyt, że aż przytyłam dwa kilo
i nie mam już płaskiego brzucha, pomimo tego, że raczej dużo chodzę. No i też
jak coś zjem, to mam straszną niestrawność i zgagę. Boję się, że to może być
coś z wątrobą, żołądkiem. Trochę czytałam o objawach w książkach i podejrzewam,
że to może być jakiś nowotwór – z każdym słowem kobieta mówiła coraz ciszej, a
Hermiona przyglądała się jej z uwagą, nieustannie zapisując każdą ważną rzecz.
- Czy
poprawnie miesiączkujesz? – zapytała szatynka i spojrzała na nią badawczo.
Pansy lekko się zarumieniła i kiwnęła przecząco głową.
- Od jakiś
dwóch miesięcy nie mam miesiączki, ale to pewnie przez to przemęczenie,
zdarzało mi się to już wcześniej – odpowiedziała i zaklęciem przywołała do
siebie szklankę z wodą. Z nerwów zaschło jej w gardle. Nie spodziewała się, że
kiedykolwiek będzie o swoim zdrowiu opowiadała Granger.
- Rozumiem,
że współżyjesz z Zabinim? – spytała, na co Parkinson zarumieniła się jeszcze
bardziej i kiwnęła twierdząco głową. – Masz trochę czasu? Zrobiłybyśmy badanie
teraz, muszę się upewnić, czy mam rację.
- Mam, ale
co to może być? To rak? – nerwowo odstawiła szklankę na biurko, niemal jej nie
przewracając. Po rumieńcach na jej twarzy nie było już śladu, teraz była blada
jak ściana.
- Powiem ci
dopiero jak będę pewna. Poczekaj tu chwilkę, ja pójdę zobaczyć, czy sala na
badanie jest wolna – stwierdziła i wyszła z gabinetu, nie czekając na
odpowiedź. Szybkim krokiem udała się do sali zabiegowej i zapukała w drzwi.
Kiedy odpowiedziała jej cisza otworzyła drzwi i zobaczyła, że pokój jest pusty.
Wróciła do gabinetu, gdzie poprosiła Parkinson ze sobą.
- Draco jest
u swojej mamy. Czy mogłabyś nie wiem… stanąć na czatach, żeby mnie nie
zobaczył? Jak tylko się dowie, to powie to Blaise’owi, a on będzie się martwił
– poprosiła Pansy, na co Hermiona lekko się uśmiechnęła, ale wysłuchała prośby
i stanęła krok przed drzwiami, które prowadziły do sali, gdzie leżała Narcyza.
W razie czego kazałaby Malfoyowi zostać przez chwilę w pokoju, by Parkinson
mogła spokojnie dojść. Jednak okazało się być to zbyteczne.
Hermiona
poszła do sali gdzie czekała na nią Pansy. Zamknęła drzwi i rzuciła na nie
zaklęcie, aby nikt nie mógł wejść. Nie chciała, aby jakiś niepowołany gość
wszedł, gdy będzie robiła badania. Dyskrecja to jej drugie, a w zasadzie
trzecie imię.
- Połóż się
proszę tutaj – wskazała ręką na kozetkę, a sama przyciągnęła sprzęt, który
włączyła. – Teraz proszę rozepnij guzik w spodniach, zsuń je lekko oraz podnieś
bluzkę trochę do góry, żebym mogła zrobić ci USG. Zobaczymy jak ta twoja
wątroba i żołądek – powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się. Kiedy Pansy
wykonała to, o co ją prosiła, kontynuowała: - Tutaj mamy jakie coś jak
ultradźwięki, które pomagają nam badać i obrazować tkanki, co pozwala nam na
uzyskanie przekroju badanego obiektu z niezwykłą dokładnością. Teraz przyłożę
głowicę do twojego brzucha i zobaczymy co tam jest. Tutaj – wskazała palcem na
monitor – mamy obraz tego, co jest jakby dotykane przez tę głowicę. Poczujesz
teraz zimno, bo żel niestety nie jest zbyt ciepły – do brzucha przystawiła
głowicę nasmarowaną żelem, na co Parkinson wzdrygnęła się. Hermiona obserwowała
dokładnie obraz, który widziała w monitorze, co jakiś czas robiąc zdjęcia, tego
co widziała. – Wątroba czysta, płuca czyste, trzustka w porządku, wyrostek w
porządku, śledziona nie powiększona, żołądek bez żadnych zmian.
- To co to
może być? – zapytała Pansy patrząc na monitor, choć poza czymś czarnym i szarym
nic nie widziała.
- Widzisz
to? – spytała Hermiona wskazując na monitorze coś palcem.
- To guz? –
Pansy jeżeli to możliwe jeszcze bardziej zbladła.
- Nie Pansy,
to dziecko. Jesteś w ciąży – poinformowała Hermiona i uśmiechnęła się szeroko.
Kobieta leżąca na kozetce była przerażona, otwierała i zamykała usta nie
wiedząc co powiedzieć.
Kiedy nowa część?
OdpowiedzUsuńWitaj.
UsuńNiestety sesja na studiach pokrzyżowała moje plany i zamiast pisać rozdziały, ja uczę się do egzaminów... Rozdział pojawi się najpóźniej 20 czerwca. Mam taką nadzieję.
Bardzo przepraszam,
Pozdrawiam
Leksia
Jak sesja?
Usuń;< dziś 26.06
UsuńSesja zdana! <3 A nowy rozdział już jest <3
Usuń